Rozdział 7

39 4 1
                                    

- Naprawdę powiedziałeś chłopakowi, w którym jesteś zakochany od, sam nie wiem ilu lat, żeby się ogarnął?
- Nie, tego akurat nie powiedziałem. Powiedziałem, że ten świat nie jest dla każdego i że musi wstać i założyć na siebie ten kombinezon, a potem dostanie za to kasę.
- Z jakiegoś powodu to brzmi równie źle jak zwykłe „spierdalaj”... Równie dobrze mogłeś powiedzieć właśnie „spierdalaj”, wiesz Michael?
Zamknąłem oczy i przycisnąłem czoło do zimnego lustra łazienki, w której się zamknąłem.
- Wiem – wyszeptałem do telefonu.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie wiem, okay? Nie radzę sobie... Już się do tego nie nadaję. Jestem za stary.
- Bredzisz i użalasz się nad sobą – powiedział Calum. - Idź do niego. Porozmawiaj z nim. Ale jak z człowiekiem. Bo tego właśnie potrzebuje.
- Rozmowy?
- Nie. Żeby ktoś nareszcie spojrzał na niego jak na człowieka.
Ktoś zapukał do drzwi łazienki, w której koczowałem już dobre dwadzieścia minut, rozmawiając z Calumem.
- Zajęte!
- Otwórz albo rozpierdolę te drzwi – odparła zimno Camila.
Niechętnie przekręciłem kluczyk i wpuściłem Camilę do środka. Kobieta momentalnie wyrwała mi telefon z ręki i wcisnęła czerwoną słuchawkę.
- Hej! Rozmawiałem...
- Nie interesuje mnie z kim rozmawiałeś. Wracaj do pracy. Mam już jednego pajaca płaczącego po kątach. Poza tym, pamiętasz o NDA i innych gównach?
- Rozmawiałem z moim najlepszym przyjacielem.
- Mam w dupie z kim rozmawiałeś. – Wyciągnęła mnie z łazienki za koszulkę. – Idź do Luke’a, jeśli chcesz to odzyskać.
Pomachała mi moją komórką przed nosem, po czym oddaliła się w przeciwną stronę. Westchnąłem. Zrezygnowany potarłem twarz dłonią i przygotowałem się psychicznie na to co mogłem zastać w garderobie Luke’a.
Nieważne jednak jak bardzo bym się nie przygotowywał na konfrontację z aktorem, na pewno nie spodziewałem się, że zastanę go w bieliźnie i w rozpiętej, białej koszuli, którą Luke zarzucił sobie niedbale na spięte ramiona. Na domiar złego grał, kurwa, w Wiedźmina 3 na Nintendo, jak gdyby nie miał nic lepszego do roboty.
Odchrząknąłem znacząco, ale on nawet na mnie nie spojrzał.
- Co chcesz? Mam przerwę.
- Musisz się wyżyć – powiedziałem.
Luke zatrzymał grę i wreszcie uniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć. Dobrze, przynajmniej teraz miałem jego uwagę.
- Czekaj, proponujesz, żebym cię uderzył?
- Nie.
Jego wzrok zjechał niżej. Przez chwilę myślałem, że patrzy mi na krocze, ale on skupił się na broni. Opiekuńczym gestem dotknąłem pistoletu.
- Nie ma mowy. Nie dam ci postrzelać.
- W takim razie, proponujesz, żebym pobił reżyserkę?
- Boże, nie! Proponuję coś co nie sprawi, że wyląduję na bruku. I coś co nie sprawi, że sam nie otrę się o śmierć.
- Chyba raczej, że ja nie otrę się o śmierć.
- Nie. Absolutnie miałem na myśli siebie.
Luke uśmiechnął się krzywo.
- Aż tak mocno nie biję, wiesz?
Pokręciłem głową. On był dzieckiem, przysięgam...
- Proponuję coś konstruktywnego. Coś co zadowoli obie strony – powiedziałem dyplomatycznie składając przed sobą dłonie.
Luke przez chwilę myślał, wpatrując się we mnie. Nagle podniósł się z podłogi i zaczął się ubierać. Gdy skończył, poklepał mnie po ramieniu i mruknął coś niezrozumiale, chyba nieskładnie dziękując mi za pomysł.
A potem wyszedł.
- I to tyle? – mruknąłem do siebie. – Cholera, a mogłem siedzieć na kasie w Wallmarcie...
Musiałem chwilę ochłonąć. Z braku laku zacząłem przechadzać się po garderobie Luke’a. Mój wzrok prędko przykuła jego toaletka, przy której jeszcze niedawno siedział z zamkniętymi oczami. Za lustrem znalazłem kilka zdjęć z pracy nad serialem Bulletproof, ale także z innych filmów oraz seriali, w których Luke wcześniej występował. Mój wzrok powędrował niżej na stertę papierów na blacie toaletki. Zauważyłem scenariusz Bulletproof i kilka propozycji kolejnych ról. A pod tym wszystkim krył się gruby, brązowy notes.
Niepewnie przysunąłem go do siebie i zacząłem przeglądać. To było naruszenie prywatności Luke’a. Dobrze o tym wiedziałem. A jednak nie mogłem przestać przewracać kolejnych stron. Na każdej z nich były setki zapisków. Chłopak bazgrał niczym lekarz, ale i tak umiałem rozczytać poszczególne zdania. Były to przemyślenia Luke’a, jak i jego kwestie, ale także jakieś cytaty i słowa piosenek. Niespodziewanie znalazłem kilka zdjęć, zatkniętych mocno za strony notesu.
To były nasze zdjęcia.
To znaczy... Nigdy nie robiliśmy sobie wspólnych zdjęć. No, prawie nigdy. Zrobiliśmy sobie tylko jedno selfie, to na które teraz patrzyłem. Luke pożyczył wtedy od kogoś na planie Polaroida i przybiegł z nim do mnie. Zanim się obejrzałem już przyciskał swój policzek do mojego. Nie miałem jak uciec i flesz chyba mnie oślepił, co widać zresztą na zdjęciu. Luke jednak... Luke wyglądał idealnie. Był szeroko uśmiechnięty i wpatrywał się prosto w ekran aparatu. A jego oczy mieniły się, nie wiem czy ze szczęścia, czy może przez alkohol. Czy już wtedy tak bardzo pił? Czy przeoczyłem ten problem? Czy naprawdę aż tak zawiodłem?
Poza tym zdjęciem znalazłem też kilka innych, gdzie głównie widać było Luke’a, podczas gdy ja majaczyłem gdzieś w tle. Były to zdjęcia z jakichś gal, imprez i spotkań, na których pojawiali się fotografowie, gazety i inni chętni zrobić Luke’owi zdjęcie. Znalazłem też kilka innych fotografii, które musieli cyknąć nam paparazzi, bo były one w plenerze, na przykład gdy ja i Luke szliśmy gdzieś ulicą.
Po co Luke zatrzymał te wszystkie zdjęcia? I dlaczego trzymał je w swoim prywatnym notesie?
Bojąc się, że Luke zaraz wróci i zrobi się niezręcznie, bo jakby nie patrzeć bez pozwolenia przeszukiwałem jego rzeczy, odłożyłem notes na miejsce. Podnosząc inne papiery mój wzrok padł na kolorowe ulotki. Naprawdę miałem już to zostawić i sobie pójść, ale nie mogłem. Ciekawość dała za wygraną.
Sięgnąłem po jedną z ulotek.
Zamarłem.
Ponieważ to były ulotki klubów, gdzie rozbierali się i tańczyli wyłącznie mężczyźni, w tym reklama klubu, w którym pracował Calum.
Przez długą chwilę wpatrywałem się w te ulotki jak skończony debil, próbując poukładać sobie co to wszystko znaczyło. Lecz żadna konkluzja nie przychodziła mi do głowy. To po prostu nie miało sensu...
Niespodziewanie drzwi do garderoby otworzyły się za moimi plecami. Ale do środka nie wpadł Luke, tylko Camila.
- Miałeś go, kurwa, pilnować!
- Co? – Szybko zabrałem rękę z papierów na toaletce Luke’a i zbliżyłem się do Camili. Całe szczęście, nawet nie spojrzała na toaletkę za moimi plecami. – Co się stało?
- Jak to co? Luke miał kolejny świetny pomysł i wsiadł do jednego z samochodów dla kaskaderów! Sam zobacz i...
Zanim Camila mogłaby skończyć ja już puściłem się biegiem na parking.
- Luke! – krzyknąłem.
Bez powodu, bo Luke już dawno siedział w samochodzie przeznaczonym dla kaskaderów. Widziałem jak przerzucił kask na tylne siedzenie i ułożył dłonie na kierownicy. Nawet nie zapiął pasów. Za to sięgnął do pokręteł radia i podgłośnił "Applause" Lady Gagi.
Sekundę później silnik samochodu obudził się z powrotem do życia. Widziałem jak Luke uśmiecha się szeroko.
- Cholera. – Rzuciłem się sprintem w stronę drzwi samochodu. Musiałem go zatrzymać, ale on już nacisnął pedał gazu. – Cholera, cholera, cholera... Luke! Stój!
Luke jednak w ogóle mnie nie widział.
Zrobił pierwsze kółko i omal nie zatrzymał się na mnie. Przerażony stanąłem jak wryty, czekając aż maska samochodu uderzy prosto we mnie. Zamknąłem oczy i modliłem się, abym tym razem przynajmniej umarł, bo to byłoby lepsze, niż tę męczarnie, przez które musiałem teraz przechodzić. Słyszałem jak Luke przeklina, gdy wcisnął hamulec. Samochód zatrzymał się z piskiem opon, o mały włos nie uderzając mnie prosto w brzuch.
Otworzyłem jedno oko, tak na próbę, i spojrzałem prosto na zaskoczonego i przerażonego Luke’a.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał, wystawiając głowę na zewnątrz.
Dopadłem do drzwi od strony pasażera i wsiadłem do środka.
- Nie, co ty wyprawiasz, Luke? Popierdoliło cię do reszty?
- Kazałeś mi się wyżyć.
- Wyżyć. Nie zabić!
Luke wywrócił oczami.
Sięgnąłem do stacyjki, próbując wyciągnąć kluczyk, ale on zablokował mi dostęp, broniąc tego cholernego kluczyka niemalże własną piersią, a przynajmniej barkiem, którym zabarykadował dostęp do stacyjki.
- O nie. Nie ma mowy – powiedziałem, zaczynając się z nim szarpać.
Nie wiem jaki cudem, ale w tej chwili Luke miał lepszy refleks ode mnie. Zanim zdążyłbym wyciągnąć ten przeklęty kluczyk, on przekręcił go z powrotem w stacyjce. Samochód znów zawarczał, gdy chłopak wcisnął pedał gazu.
- Zapnij pasy – powiedział, szczerząc się jak głupi do sera. – Oboje się wyżyjemy
- Luke, to nie...
Dosłownie wcisnęło mnie w fotel, gdy Luke ruszył z kopyta do przodu.
Nigdy w życiu nie zapiąłem tak szybko pasów bezpieczeństwa.
Przez cały czas myślałem tylko o tym, że Luke nie miał zapiętych pasów. I że nie miał na sobie kasku. Wbiłem paznokcie w fotel. Zebrało mi się na nudności, gdy Luke z piskiem opon zaczął okrążać samochody stojące na parkingu. Nie wiem czy aż tak dobrze jeździł, czy po prostu miał szczęście, ale jakimś cudem jeszcze w nic nie uderzył, chociaż robił okrążenie za okrążeniem, coraz bardziej zbliżając się do innych pojazdów. Dobrze, że te przynajmniej stały w miejscu.
Zaryzykowałem i w końcu wyjrzałem przez okno. Luke zostawił na jezdni czarne jak smoła ślady palonej gumy. Zacisnąłem oczy i zacząłem się modlić o szybką śmierć, bo to niemożliwe, żebyśmy wyszli z tego bez szwanku.
Luke jednak nie dawał za wygraną. Śmiał się – naprawdę się śmiał i to na cały głos – łapiąc coraz ostrzejsze zakręty. Tylko czekać, a zaraz będziemy koziołkować. Może ktoś to nagra? A może Luke od tej pory będzie własnym kaskaderem?
Albo po prostu tutaj zginiemy...
W sumie to nie takie złe zakończenie. Przynajmniej umrę obok Luke’a. Szkoda tylko, że nigdy nie miałem możliwości go pocałować.
O czym ja w ogóle myślałem?
Luke w końcu zwolnił i zatrzymał się na parkingu tuż przed tylnym wejściem do Universal Studios. Czułam jak drżą mi ręce, nie wiem czy z nerwów, czy z wysiłku jaki włożyłem w ściskanie fotela, na którym siedziałem. Jakby to miało w czymś pomóc...
Usłyszałem jak Luke pochyla się nade mną i odpina mój pas. Owionął mnie jego ciepły oddech i przyjemny zapach – bo wcale nie śmierdział alkoholem. Raczej pachniał wanilią. A może to odświeżacz powietrza w samochodzie?
Wszystko mi się już pomieszało.
Luke odpiął moje pasy. Poczułem jego dłoń na moim ramieniu.
Umarłem? Czy teraz mnie pocałuje?
Otworzyłem oczy i spojrzałem prosto na uśmiechniętego od ucha do ucha Luke’a.
- Miałeś rację – powiedział. – To działa! Powinienem częściej się tak wyżywać. A ty? Jak się czujesz, Michael?
Zamrugałem.
Czy on tak na serio?
Roześmiałem się, co zabrzmiało bardziej płaczliwie, niż bym tego chciał. A potem sięgnąłem do klamki i w pośpiechu otworzyłem drzwi samochodu. Zgięty w pół zwymiotowałem prosto na asfalt parkingu Universal Studios.

**************

Kocham Luke'a i Michaela w tym fanfiku. To jest takie duo, że nie mogę przestać o nich myśleć 😌
Miłego dnia / nocy / życia 🖤
alternativetrash_1

BulletproofOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz