Rozdział 1

45 7 2
                                    

Dwadzieścia miesięcy później

- A teraz coś ze świata filmów! Luke Hemmings, nominowany do Złotych Globów za wyśmienicie udaną rolę w "Czerwonym Weselu nad Atlantykiem", pracuje właśnie nad najnowszym serialem produkcji HBO. Serial  "Bulletproof" ma ukazać się dopiero za kilka lat, chociaż reżyserka Monique Chandler znana jest z zaskakiwania nas produkcjami wcześniej, niż podają media. Już wiemy, że Luke wcieli się w rolę strzelca doborowego. U jego boku pojawi się piękna i jakże utalentowana Cathrine Lambert! Gwiazdy były ostatnio widziane razem nie tylko na planie filmowym, ale i na kawie w centrum Los Angeles. Plotki głoszą, że para przeniosła sprawy z ekranu do rzeczywistości. Luke w wywiadzie dla Vogue'a oznajmił, że Catherine jest aktorką, z którą bardzo dobrze się dogaduje i może się od niej wiele nauczyć, szczególnie jeśli w kwestię wchodzi...
Zamrugałem dwukrotnie, po czym spojrzałem w górę na Caluma, który właśnie zasłonił mi plecami telewizor.  Sięgnąłem po pilota i wycelowałem nim w ekran. Pilot niestety od razu skojarzył mi się z pistoletem, którego nie trzymałem od dobrych dwudziestu miesięcy. Przepraszam. Od wypadku, jak kazała mi to nazywać terapeutka, chociaż nigdy w życiu nie powiedziałbym tego na głos.
Nic. Telewizor nadal milczał.
Spojrzałem niechętnie na Caluma. W ręku trzymał kabel od telewizora.
- Hood... - Warknąłem i rzuciłem się do przodu.
Chłopak był jednak tancerzem. Uskoczył w bok, zanim zdążyłbym wstać z kanapy. Calum, kompletnie zrezygnowany, pokręcił powoli głową.
- Nie ma mowy. Oglądam jak użalasz się nad sobą już prawie dwa lata. Dwa lata, Michael!
- Chcę pooglądać telewizję.
- Nie. Ty chcesz pooglądać Luke'a. - Calum schował kabel za plecami, jakby bał się, że zaraz mu go wyrwę. - Mam tego dość. Albo oglądasz non stop jego filmy, albo czekasz aż w dzienniku, na plotkarskich stronach czy w  jakichś beznadziejnych programach wreszcie o nim wspomną. To musi się skończyć. Zadzwoń do niego. Masz jego numer i wiesz, że go nie zmienił, bo zawsze puszczasz jeden sygnał i na tym kończysz. Co to jest? Zabawa w chowanego?
Poczerwieniałem, chyba bardziej ze wstydu, niż z nerwów.
- To nieprawda...
Calum uniósł brwi.
Westchnąłem.
Odrzuciłem pilota od telewizora na bok i założyłem ramiona na piersi.
- Nie mam po co do niego dzwonić. To nie był mój przyjaciel. Byłem tylko jego ochroniarzem. Jego pracownikiem. Teraz pracuje z nim ktoś inny. Takie jest życie. Ja mam dwie śruby w plecach i muszę się z tym pogodzić. Teraz mogę pracować tylko w kasie.
Bo to właśnie robiłem od kilkunastu miesięcy.  Pracowałem od rana do wieczora w Wallmarcie. Raz w tygodniu chodziłem na terapię i na rehabilitację. A potem zawsze zamawiałem pizzę albo Taco Bell i do późna oglądałem filmy, w których grał Luke. Gniłem tak na kanapie Caluma, bo odkąd straciłem pracę ochroniarza, a zatem też dużą część moich wcześniejszych dochodów, musiałem wynieść się z apartamentu w centrum Los Angeles, spakować manatki i z godnością, jaka mi pozostała, wrócić do Caluma, mojego najlepszego i jedynego przyjaciela, od czasów liceum.
Rodzice praktycznie mnie wydziedziczyli gdy tylko powiedziałem im, że nie chcę iść na studia. Zamiast tego zacząłem uprawiać boks oraz inne sztuki walki. W wieku osiemnastu lat po raz pierwszy zdecydowałem się zamieszkać z Calumem, który tańczył, głównie jako striptizer. Jako że nigdy nie ukrywałem przed moimi rodzicami, iż wolę chłopaków - nie, wcale tego nie żałowałem, nawet jeśli teraz nie rozmawialiśmy- z pewnością pomyśleli, że umawiam się z Calumem. Czyli ze striptizerem, również bez studiów. Krótko po tym kompletnie zerwali kontakt. Miałem niespełna dziewiętnaście lat. Teraz pewnie nawet nie przyznawali się, że mają syna.
- Nieprawda... – zaczął Calum.
Nie mogłem tego słuchać.
- Gdzie indziej mam pójść? - zadrwiłem. - Nie skończyłem studiów.
- Ja też nie.
- Uwierz mi. Nikt nie chce widzieć jak zawijam na scenie. Przewróciłbym się o własne nogi.
Całym odłożył kabel od telewizora na miejsce i stanął na wprost mnie.
Uśmiechał się.
O nie.
Nie podobało mi się to. I to bardzo.
- Cokolwiek planujesz... – Westchnąłem i potarłem dłonią twarz. Czułem kłucie zarostu na mojej skórze. - Nie. Po prostu nie.
Jego uśmiech tylko się poszerzył.
- Pamiętasz Robba z klubu?
- Nie - burknąłem, chociaż dobrze wiedziałem, że Calum mówił o jednym z ochroniarzy w klubie, w którym pracował. - Nie pamiętam.
- Złapała go grypa żołądkowa czy coś... – kontynuował, jakbym nic nie powiedział. - Albo po prostu kac tylko woli się przyznać do sraczki, niż do problemów po alkoholu. Albo z alkoholem. Nieważne. Tak czy inaczej, potrzebujemy ochroniarza. I to natychmiast.
Przez chwilę patrzyłem w szczere, pełne nadziei oczy mojego przyjaciela...
A potem wybuchnąłem śmiechem.
- Chcesz zatrudnić kalekę?
- To tylko jedna zmiana. I nie mów tak o sobie. Ani o nikim innym. Nie jesteś sparaliżowany. Kule ominęły kręgosłup. Wiem, że się boisz i wiem, że to trudne, ale...
- Hood, z całym szacunkiem, ale nie jesteś terapeutą, tym bardziej moim terapeutą. Więc skończ.
Wstałem i wyniosłem pusty talerz do kuchni. Calum podreptał za mną na bosaka.
- Proszę. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, to zrób to dla mnie. Chyba nie chcesz, żeby mi się coś stało, prawda?
Włożyłem talerz do zlewu i zabrałem się za zeskrobywanie z niego zaschniętego sosu.
- Macie całą obstawę. Jestem tylko jedną osobą. Nie Bogiem. Jak coś się stanie to i tak mało zdziałam. Szczególnie, że nie ćwiczyłem od dwudziestu miesięcy. – Wycelowałem w niego palec. - Noszenie kartonów z towarem się nie liczy.
Odłożyłem talerz na suszarkę i odwróciłem się w stronę Caluma. Właśnie robił wielkie, maślane oczka. Nawet wydął dolną wargę.
- To nie działa.
Kłamałem.
To trochę działało.
Nie ta minka, ale to że ktoś naprawdę się o mnie troszczył. I to, że faktycznie obawiałem się, iż coś może się stać Calumowi.
Odliczyłem w głowie do dziesięciu, żeby nie było że od razu się zgodziłem, po czym westchnąłem głośno i przeciągle, jakbym zaraz miał wypluć moje płuca.
- No dobra...
- Czekaj. – Calum momentalnie się ożywił. - To serio zadziało? Zgadzasz się?
Rzuciłem mu ponure spojrzenie.
- Uważaj, bo zaraz się rozmyślę.
Calum pisnął i uwiesił się na mojej szyi.
- Znajdę ci jakieś ubranie! I twoje pistolety. - Popędził w stronę mojej sypialni. Chwycił na moment za framugę i uśmiechnął się do mnie dziko. - Właściwie to kłamię. Już dawno wszystko naszykowałem. I wypolerowałem ci broń.
- Skąd... Przecież mogłem się nie zgodzić.
- Wtedy zagroziłbym ci, że sam pożyczę te pistolety.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Mimo wszystko i tak niechętnie poszedłem za Calumem do mojej sypialni.
- No dobra. Ale to pierwszy i ostatni raz.
Coraz bardziej nie podobało mi się to z jakim samozadowoleniem się do mnie uśmiechał.
- Jeszcze zobaczymy.



*


- Jess mówi, żebyś zmienił wyraz twarzy, bo odstraszasz nam klientów.
Sięgnąłem po walkie-talkie i kliknąłem na żółty przycisk, nie zmieniając wyrazu twarzy ani na sekundę.
- Powiedz Jess, żeby zmieniła muzykę, bo to ona najbardziej ich odstrasza – odpowiedziałem Calumowi.
Schowałem walkie-talkie do kieszeni i znów spojrzałem na tłum przed klubem. Rany, ta kolejka ciągnęła się w nieskończoność...
- Następny.  – Obrzuciłem znużonym spojrzeniem punka z kolczykiem w brwi. Wyglądał groźnie. Ale to tylko pozory. Na paznokciach miał naklejki z Hello Kitty. – Możesz wejść.
Tym prostym sposobem sprawdziłem jeszcze kilku jegomościów. Nie spieszyłem się z oceną i czasem faktycznie przeszukiwałem im kieszenie. Płacili mi kilkadziesiąt dolarów za godzinę, a w domu nikt na mnie nie czekał. Na zewnątrz nie było wcale tak zimno. Naprawdę nie miałem na co narzekać.
Dopóki walkie-talkie znów się nie odezwało.
- Chwileczkę – powiedziałem do jednego z mężczyzn, który aż przebierał nogami, żeby wejść do klubu. Kiedyś sam zrobiłbym wszystko, żeby w piątkowy wieczór pooglądać jak przystojni mężczyźni kręcą nagimi tyłkami przed moim nosem. Teraz było mi wszystko jedno. Wyjąłem walkie-talkie z kieszeni i nacisnąłem żółty przycisk. – Co znowu?
Ale tym razem to nie Calum czekał po drugiej stronie linii, tylko moja tymczasowa szefowa, Jess.
- Mamy problem.
Zacisnąłem zęby.
Nie na to się pisałem.
Calum faktycznie twierdził, że jestem mu potrzebny w razie gdyby coś się działo, ale wiedziałem, że ten klub był w miarę spokojny. Odkąd Calum zaczął w nim pracować, a było to dobre pół roku temu o ile nie dłużej, nic się tutaj nie wydarzyło.
No cóż, najwyraźniej takie było moje zezowate szczęście.
- Jaki?
- Sraki. Ole zaraz cię zastąpi. Potrzebuję cię na drugim piętrze, w loży dla VIPów.
- A dlaczego ten twój Ole nie może tego załatwić? – burknąłem.
- Bo on nie zna się na tych sprawach.
Ach, no oczywiście. Jess myślała, że znalazła sobie speca od bogaczy, który pogrozi komuś palcem przed nosem i błyśnie bicepsem o wielkości arbuza, a sprawa sama się załagodzi.
Cóż. Grubo się pomyliła.
Po pierwsze, nie byłem już w takiej dobrej formie jak kiedyś. Moje ciało się zmieniło. Przytyło mi się i w sumie to nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że na każdym kroku ktoś musiał wypominać mi, że byłem ochroniarzem i przecież musiałem mieć same mięśnie i ani grama tłuszczu. Nikt też nie spodziewał się, że mam mózg. Albo uczucia. Nie skończyłem studiów i byłem tylko wyćwiczonym, karkołomnym gościem przed trzydziestką, który samymi rękami mógłby zmiażdżyć komuś głowę i nawet by się nie zająknął.
Właśnie dlatego powstrzymywałem się od opowiadania innym w jaki sposób z ochroniarza gwiazd skończyłem na kasie w Wallmarcie. Przewróciłbym chyba ich świat do góry nogami, gdyby dowiedzieli się, że przeszedłem na emeryturę, bo dałem się postrzelić w obronie pieska oraz chłopaka, przepraszam, aktora, w którym byłem zakochany.
- Jess... – zacząłem, gdy drzwi za moimi plecami otworzyły się na oścież.
Ole położył dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnąłem się. Sam ten gest wystarczył, bym znów przeniósł się ciałem i myślami do karetki. Do dnia wypadku. Agresywnym ruchem strzepnąłem z siebie dłoń Ole i posłałem mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Jess powiedziała, że masz iść na drugie piętro. Loża numer pięć.
Nie odpowiedziałem. Wyminąłem Ole, specjalnie trącając go barkiem i czym prędzej zniknąłem wewnątrz klubu.
Niech się dzieje wola Boska.
Mnie i tak było już wszystko jedno.

BulletproofOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz