V

43 3 57
                                    

   Od feralnych dziwnych wydarzeń minął tydzień. Codzień wieczorem przyjmował te krople i rzeczywiście nie budził się w koszmarach, a w nich trwał w ciszy. Dla sprawdzenia jeszcze jednego dnia poskrzypiał jego drzwiami, a ten się obudził. Nie stanowiło więc niebezpieczeństwa, że będzie zbyt senny, by w razie czego zareagować na czychające niebezpieczeństwo. Tego dnia miał jechać do Gilliana. Will normalnie wyposażyłby go w potrzebne mu rzeczy i wysłał na zamek Araluen.

Był zadowolony, że jego uczeń ma szansę samotnego pozwiedzania lasu i nauczenia się ścierzki do Araluenu na pamięć, lecz tamtym razem chciał pojechać z nim. Miał plan by zaprowadzić go do tego medyka, ale tak, by Tim nie za bardzo się o tym zorientował. Ciągle zarzekał się, że to nic takiego i nie ma się czym absolutnie martwić. On wiedział swoje i pod pretekstem pierwszej wyprawy pojechał wraz z nim.

     Na Araulenie Will planował odwiedzić Horacea, Cassandrę zwaną także Evalyn oraz ich uciechę, jego córkę chrzestną - 12 letnią Maddie.

Gdy wjechali na wielki, niezdobywalny zamek obok Gilliana stał bardzo wysoki mężczyzna, barczysty blondyn. Tim nigdy nie widział Horace'a na żywo, dostał od niego parę listów i paczek gdy był w sierocińcu. Horace był dla niego idolem i miał nadzieję, że jego losy potoczą się podobnie, ale jak widać ktoś na górze miał na niego inny plan...

- Will! - zawołał wysoki rycerz, gdy tylko jego przyjaciel zsiadł z konia.
- Tim! Nie poznałbym Cię chłopaku! Dobrze Ci w krótszych włosach!- zawołał Gillian, zamykając go w niedźwiedzim uścisku i czochrając jego włosy - Ohh, my synowie rycerzów musimy trzymać się razem - zaśmiał się i ustawił go na odległość zgiętych ramion - Ale ja Cię nie widziałem... Aż się zimno trochę zrobiło!- zaśmiał się w głos.
- Ty jesteś Timothy?- zapytał nagle wysoki mężczyzna, wyciągając do niego rękę.

Tim pokiwał głową energicznie

- Oh, skóra na pewno zdarta z matki. - odpowiedział i uścisnął mu dłoń tak mocno i bez większego wyczucia, że Tim syknął cichutko - Horace Altman! Dla Ciebie prywatne Horace bądź wujek. - powiedział, przypatrując mu się z uwagą.
- Myślałem, że będzie nieco wyższy... - mruknął Horace w stronę Willa - Znałem jego ojca. Był wyższy odemnie!

Tim wytrzeszczył oczy

- Znałeś mego ojca? - zapytał zaskoczony
- Znałem, a nawet walczyłem u jego boku, Tim. Zawsze w wolnej chwili wychwalał swoją rodzinę, czyli Ciebie i swoją żonę. Zawsze wspominał o wysokim jak na swój wiek młodzieńcu, pewnym siebie, który włada mieczem tak, jakby wszystkie umiejętności wyssał z mlekiem matki. - uśmiechnął się do niego i poczochrał mu włosy- Po gestach widać, że jesteś jego synem, ale chyba nie obrazisz się gdy stwierdzę, że wcale jesteś nie podobny z wyglądu. Wykapana mama.

Tim był zdumiony. Okciec dostrzegał w nim talent?! Może miał rację, ale dwa lata temu...Teraz jest do niczego. Tamci bandyci byli czystym przypadkiem. Charlie i Jeremi zrównali jego samoocenę z powierzchnią ziemii. Uważał, że jest do niczego.

- Miło mi słyszeć, że był ze mnie dumny. - powiedziałz skinając głową.
- MA MIECZ! JAKI ZAJEFAJNY!- nagle Gillian zainteresował się bronią przyczepioną do jego pleców.
- Uuu...Do tego Nichoński! Piękny!- przyznał Horace, dostrzegając ich pismo na rękojeści
- Oho, mi tata też sprawił mieczyk, ale tamten był z bylejakiej stali, złamałem go w Twoim wieku...- uśmiechał się Gillian, oglądając broń zawieszoną na plecach młodzieńca z ognikami w oczach - Chodź, od razu go wypróbujemy! - powiedział zadowolony, prowadząc ich na pole szkoły rycerskiej - Waszymi końmi się ktoś zajmie.
- Willu, możesz iść już do Cassandry. Zapewne Cię wypatruje. - odpowiedział Horace.

Will niby skinął głową, ale Horace już wiedział, że pójdzie za nimi, by obserwować ucznia z ukrycia jak to mieli w zwyczaju zwiadowcy.

  Na placu Gillian podał Timowi specjalną nakładkę na miecz, by ten się nie stępił, ale też nie wyżądził więcej krzywdy od miecza drewnianego.
- A...Z kim będę...walvzyć?- zapytał niepewnie.
- Z sir Horace'm, sir Timothy!- zawołał, rzucając rycerzowi po prostu miecz ćwiczebny.
- Nie...Nie uważam się...Godzien. - odpowiedział przerażony. Przecież nie wyjdzie z tego żywy!
- Spokojnie, Tim, jeśli Horace za bardzo zacznie na Ciebie napierać ustrzelę mu łydkę!- zawołał rozbawiony Gillian- Po prostu chcę zobaczyć na własne oczy Twoje możliwości! To chyba nawet łatwiejsze od tego co odczyniłeś w lesie! Trzech na raz?! To brzmi niesamowicie!

Syn zwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz