III

55 3 72
                                    

   - Długo jeszcze?- dopytał Tim, a Will tylko czekał na momenty, gdzie Tim zada mu jakieś pytanie. Ekscytował się nowym koniem po którego akurat jechali - A gdzie to? A ile jeszcze? A daleko ?
- Prrr! - potok pytań zwolnił Will, pomimo tego, że był z nich zadowolony - Zobacz, przed Tobą. Tam jest chata. - pokręcił głową z udawaną dezaprobatą - Bądź zawsze uważny, Tim.
- Oh...- Tim znowu spuścił głowę zawstydzony
- No, ale rozumiem Twą ekscytację. W końcu jedziemy po zwiadowczego konia dla Ciebie. - dodał, by go nieco podbudować.

  Młody Bob wyszedł z chaty, by ich powitać. Stanowił nie lada widok. Niski i drobny, miał krzywe nogi, skórę wysmaganą wiatrem i spaloną słońcem. Był niemal całkowicie łysy, nie licząc kilku kępek rzadkich siwych włosów po bokach głowy. Kiedy się uśmiechnął, okazało się, że zębów też zostało mu niewiele. Twarz znaczyły mu tak liczne zmarszczki, że Tim nie potrafił określić jego wieku. Wiedział jednak, że nie jest całkowitym starcem, bo oczy miał młode. Niebieskie, bystre i przenikliwe. Kiedy podjechali bliżej, dotknął czoła i powiedział radośnie:
- Witaj, Willu zwiadowco.

- Witaj, Młody Bobie. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze.

Młody Bob kilka razy kiwnął głową, jakby musiał zastanowić się nad odpowiedzią.

- O, tak. Nie ma co narzekać. Nie ma co. Od czasu do czasu coś tam mnie pobolewa, w plecach kłuje... - Zaśmiał się dziwnym piskliwym śmiechem, idealnie pasującym do powierzchowności gnoma, o których mama Tima czytała mu różne opowieści.

- No i jednak narzekam. - Bob zgiął się wpół ze śmiechu. Nagle urwał i zwrócił swoje przenikliwe spojrzenie na Tima. Czuł, że go ocenia, dlatego też zgiął się wpół w miłym powitaniu. Znów stał się spiczniały i zawstydzony. Starał się jednak tego nie okazywać.

- Nigdy wcześniej nie było dziewczyny wśród zwiadowców! - zawołał zdziwiony Bob

Tim skulił się w sobie jeszcze bardziej.

- To jest Timothy. Chłopak o bardzo długich włosach - wytłumaczył spokojnie Will

- Oh...No to przepraszam młodzieńcze. Stare oczy już zawodzą - machnął ręką niedbale - Ale podoba Ci się u tych zwiadowców?

Zawahał się. Od jakiegoś czasu w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Przez całe dnie był zbyt zajęty uczeniem się tak wielu rzeczy, że nawet nie dostrzegł upływającego czasu i tego czy to co robi mu się podoba.

- Jak na razie bardzo. - odpowiedział grzecznie.
-To świetnie - powiedział. - Dostałeś wielką szansę. Wykorzystaj ją najlepiej, jak potrafisz.

- To właśnie zamierzam z...zrobić. - odpowiedział, a potem musiał odetchnąć głęboko.

Czuł, że Will też go obserwuje. I wie, że jego słowa były szczere. Naprawdę zamierzał wykorzystać tę szansę. Kiedy o tym pomyślał, po raz kolejny ogarnęło go zdumienie, że nie ubolewa nad tym, że nie zostanie rycerzem. Może dlatego że było to dla niego zbyt oczywiste?

Nagle uśmiech znów rozjaśnił zasuszoną twarz Młodego Boba.

- No tak, ale bez konia zwiadowcy nie ma szans zostać zwiadowcą, prawda, Willu zwiadowco?

- To właśnie próbowałem mu wytłumaczyć - zgodzil się Will. - Ale jak każdy jeździec przywiązany jest do swojego konia. - dopowiedział, a wiedział, że Tim przywiązany jest szczególnie, bo Pearl jest jednym z ostatnich co mógł dać mu ojciec.

- W takim razie przyprowadzę jakiegoś godnego konia, takiego młodzieńca  - Młody Bob odwrócił się i pokuśtykał w stronę dużego budynku z tyłu chaty, w którym mieściły się stajnie. Poruszał się, odwrócony lekko bokiem, podskakując. Kiedy Tim uznał, że znalazł się poza zasięgiem głosu, pochylił się w siodle i zapytał cicho z czego sam był zdziwiony, że zdał się na taki gest :
- Dlaczego nazywasz go Młodym Bobem? Jest raczej wiekowy.

Syn zwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz