VI

50 4 75
                                    

    Rano dał wyjechać Timowi wcześniej, by był pierwszy i to on czekał na przyjaciół podczas dnia plonów. Jechał dumnie na Almasie z wypiętą piersią w przód ze złożonym łukiem schowanym pod siodłem i mieczem na plecach, którego rękojeść błyszczała z nad peleryny. Specjalnie ją wystawił, by czuć się dumniej i nieco pewniej, bo kto wie czy znowu jakieś oprychy go nie zaatakują.

Gdy był już na miejscu schował się pod drzewem, postawił konia obok i usiadł na zimnej trawie. Zaraz przypomniał sobie, że przywiózł ze sobą koc, dlatego wyjął go z juk i rozłożył na ziemii.

Almas prychnął nagle, bardzo znacząco.
- Oh no tak...- siedzieli pod jabłonką, dlago koń potupywaniem domagał się jabłka. Mógł wybrać inne drzewo...

Tim wdrapał się kilka centymetrów i uśmiechnął.
- Jedno, bo za więcej Will ukręci mi kark. I tak dostałeś już jedno w drodze.

Almas prychnął jedynie, lecz zgodził się ze swoim panem. Po kilku minutach przyszli i jego przyjaciele. Niska dziewczyna przy kości niosła koszyk z babeczkami, które już zdobyły sławę na całym zamku.

- Mam nadzieję, że będą smakować. Starałam się - uśmiechnęła się nieśmiało.
- No jasne, że będą! To dzieło sztuki, a nie ciastka! To prawdziwa ambrozja dla mego ciała!- zaczął poetyckim tonem George.
- Uwielbiałem je i uwielbiam jak zawsze. - uśmiechnął się Tim, nie mogąc złożyć lepszej poetyckiej wypowiedzi.
- Oh, wpadłeś chyba pod kosę - zaśmiała się Mary, patrząc na jego nową fryzurę. Musiała jednak przyznać, że przez nią na chwilę zawiesiła wzrok na przyjacielu i nie mogła go od niego oderwać.
- Nie do końca...- podrapał się w tył głowy niepewnie - No, ale delektujmy się tymi pysznościami! - zmienił temat, biorąc do ust kolejną babeczkę.

Plotkowali w najlepsze, opowiadali co takiego robili ostatnimi czasu, aż nagle Mery zmieniła temat.

- Jak to dobrze, że nie ma tych dwóch jełopów. Wiecie, że Jeremi serio schudł?- zapytała Mery
- Może dlatego, że nie zjada podwójnego czy potrójnego obiadu - George szturchnął Tima porozumiewawczo. Jego przyjacielowi także podbierał jedzenie.
- Tia...- mruknął Tim, po czym usłyszał ich rechot, który chyba na zawsze będzie mroził mu krew w żyłach- I chyba wywołaliśmy wilki z lasu.

     Miał rację. Charlie stał dumnie w koszuli z naszywką noszoną przez każdego kateda szkoły rycerskiej, ale raczej nie po to, aby mogli się tym chwalić ( jak twierdził Charlie) a po to, aby każdy mógł iść do sir Rodneya i zgłosić, że jego uczeń rozrabia.

Za nim niczym cień jak zawsze Jeremi, który na prawdę schudł. Dalej miał otłuszczone ciało, lecz zniknął mu drugi podbrudek.
- Kogo my tu mamy... Kuchareczkę obszczymurkę Mery, jąkałę Tima i szczurka Georga.
George dostał takie przykre przezwisko przez to, że miał wysunięte jedynki.
- Zostaw nas!- Tim wstał i sam się zdziwił sobą, że udało mu się wypowiedzieć tak pewnie.
- Ale ma konia!- zaśmiał się głośno Jeremi dostrzegając Almasa w cieniu drzewa. Ten prychnął gniewnie.
- To koń zwiadowczy. - odpowiedział grzecznie. Był zdziwiony, że jeszcze nie zwinął się w kulkę i błagał o litość.
- Ta baryła? Przynajmniej konia zawsze miałeś fajnego...Teraz już nawet konia wymienili Ci na taką beczkę tłuszczu. - prychnął Jeremi, próbując wsiąść na Almasa, lecz ten natychmiast go ugryzł.
- Ugryzł mnie!- piszczał, trzymając się za rękę.
- Pyszne babeczki...To sobie weźmiemy. - prychnął Charlie.
- Zostawcie nas. Sir Rodney nie będzie dumny gdy zobaczy, że jego uczeń i Jeremi, który stara się taki tytuł dostać kradną ciastka. - warknął, odruchowo dobywając rękojeści saksy.
- Bo nas zobaczy! Phi! Gadasz... Sami ukryliście się w krzakach. Nikt tu nic nie zobaczy i nie uwierzy takim obszczymurom. - prychnął Charlie

- Zostaw nasze ciastka!- Mary chciała wyrwać mu koszyk, jednak wysoki chłopak wymierzył jej siarczystego liścia na co ta upadła zaskoczona na ziemię i zaczęła chlipać.
- Odczep się spasiona świnio!- zaśmiał się, oblizując palce.
- O Ty...- i tak się zaczęło.

Syn zwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz