VII

31 4 74
                                    

Minęło trochę czasu odkąd Tim utarł nosy swoim dawnym prześladowcom i od tamtej pory wiele się zmieniło.

Tim okazał się radosnym młodzieńcem, który uwielbia płatać żarty, skorym do figli i bardzo ciekawym świata. Dalej był grzeczny, ale Will czasem tęsknił za aniołkiem, którego poznał. Chłopak, który do niego trafił był taki niewinny i delikatny. Ten, który teraz siedział przy stole i czytając książkę podgryzał jabłko był taki rezolutny i odważny, pomimo tego, że wcale o tym nie wiedział.
- Co znowu czytasz?- zapytał Will, kończąc robić kolejną strzałę.
- O roślinach ich działaniu, wyglądzie i zastosowaniach. - odpowiedział, przełykając kolejny kęs

Will uśmiechnął się pod nosem. Aby jego Halt nie musiał dosłownie wręcz zmuszać do przeczytania czegokolwiek... Oj, Halt byłby zadowolony z takiego ucznia jak Tim... albo nie zupełnie, bo załamywałby się tym jak koszmarnie idzie mu z łukiem.

- A może postrzelasz?- zapytał - Rzucasz nożami dość dobrze, z mieczem nie mi oceniać, ale z Saksą radzisz sobie nie gorzej. Czas popracować nad łukiem. - zasugerował delikatnie i wręczył mu świerzo zrobione strzały - Jeszcze nie okułem, idealne więc do ćwiczenia.

Tim westchnął i wstał od stołu. Niezbyt podobała mu się wizja strzelania z łuku, ale nie marudził. Major wyszedł za nim, więc Will dodał:
- Tylko psa nie ustrzel!

Tim zaśmiał się pod nosem.

- Major, może lepiej zostań w takim razie, bo jak ja strzelam to niech się chowa cały bór. - pogłaskał psa po głowie, a ten z podkulonym ogonem podszedł do Willa, prosząc jego o pieszczoty.

Ustawił sobie tarcze przy drzewie. Była słomiana, na kształt człowieka. Celował w głowę, albo w serce, ale jak na złość strzała przelatywała obok lub wbijała się w losowe miejsca.

Ćwiczył tak półtorej godziny i zrezygnowany wrócił do domu. Stwierdził, że przyda się do czegoś i poszedł narąbać drewna. Przy okazji zajrzał do koni. Almas widząc go z łukiem prychnął, a zaraz zawtórował mu Wyrwij.

- Ha, ha! Bardzo śmieszne- mruknął Tim - Bardzo... To ja w takim razie nie dam Wam jabłka. - mruknął, nasypując im tylko owsa

No ej! My tylko nie możemy uwierzyć, że strzelasz!

Almas zrobił tak maślane oczy, że Tim nie mógł mu odmówić. Wyrwijowi także więc dał trochę przysmaku.

- Jutro dostaniecie marchewki, bo się ze mnie śmiejecie. - prychnął w ich stronę i wyszedł. To dziwnie brzmi, ale lubił droczyć się z końmi, które i tak wiedziały, że Tim jest za miękki i da im to, co będą chciały.

- No, trochę Cię nie było. Jak Ci poszło?- zapytał Will
- Celująco - mruknął Tim, odwieszając łuk

Will wyczuł sarkazm w jego słowach

- Musisz poćwiczyć, a na pewno będziesz celnie strzelał. Przynajmniej trafiasz w tarczę, a że z głowy zrobi się kolano to już inna sprawa. - odpowiedział, chcąc podbudować go na duchu.
- Tak, na pewno...- odpowiedział, ciężko wzdychając.
- Jutro jedziesz do Gilliana, pamiętasz?- zapytał

Lekcje u Gilliana były jego ulubionymi. Halt przekazywał mu niezbędną, ale tak nudną wiedzę, że był w stanie wszystkiego zapomnieć jeszcze przed wyjściem. Gillian to było dopiero coś! Wymyślał bardzo zmyślne zadania nie tylko stricte z walki z mieczem. Na przykład ostatnio kazał Timowi stać na jednej nodze z zamkniętymi oczami na belce ustawionej w wodzie. Oczywiście Gillian nie pozostał suchy, bo były sytuację, że musiał interweniować, ale dzięki temu Tim potrafił skupić się lepiej na walce i lepiej utrzymywał równowagę. Gdy Gillian zauważył, że chłopak ma problem z koordynacją lewej strony ciała, przywiązał mu prawą ręką i nakazał bić tylko lewą, albo dał zadanie bojowe Maddie, by rzucała w jego stronę małą piłkę, którą Tim ma za zadanie złapać w lewą rękę. Właśnie...Maddie.

Syn zwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz