XV

31 2 82
                                    

   Jechali z Gillianem i Haltem przez około pół dnia. W tym roku zlot miał być niedaleko Redmont. Pomagali Gillianowi rozłożyć namioty, a Tim został oddelegowany do przyniesienia wody i ustawienia prowizorycznej łazienki po to, by Halt i Gillian mieli czas przygotować egzamin dla uczniów.
- Nie uwiniemy się dzisiaj. Jutro im go przeprowadzimy. - powiedział Gillian, chwytając w dłoń tarcze wiezione na wozie. Jako dowódca musiał mieć wszystkie rzeczy przy sobie do rozbicie obozu.

Tim uśmiechnął się gdy to usłyszał i dalej udawał, że jest niesamowicie zajęty stawianiem ściany dość dobrze ocieplonego namiotu. Obok był ogromny kocioł, który ustawił na specjalnie przygotowanym ognisku. Obok stał drugi. Będzie musiał nanosić do nich wody ze strumyczka. Jeden będzie na goracą, drugi na dopiero zagrzewającą się wodę. Jeden z nich ciągle będzie pod ogniskiem, by woda zachowywawała swoją temperaturę.

Gdy zaczęli przygotowywać jedzenie zaczęli zjeżdżać się pierwsi zwiadowcy. Wielu było ciekawych nowego ucznia Willa, dlatego Tim był proszony i przedstawiany każdemu z osobna. Każdy wpomniał coś o niedźwiedziu i polowaniu.

- To gdzie ten Twój uczeń? - zapytał niski, chociaż dość standardowego jak na zwiadowcę wzrostu mężczyzna o według Tima śmiesznie przyciętych wąsach. Obok niego stał bardzo opalony chłopak o ciemnych, kręconych włosach.

- Tutaj! Timothy, poznaj Jaxona Graves'a oraz jego ucznia Asher'a Frosta. - przedstawił ich sobie, witając się uściskiem dłoni ze zwiadowcą.
- No, no! To ten pogromca niedźwiedzia? Niziołek z niego większy niż myślałem! - zaśmiał się uprzejmie, kładąc swoje dłonie na jego barkach.
- Jak się szykujesz na egzamin drugiego roku? Radzisz sobie? - dopytywał Will drugiego z chłopców
- Jakoś tak...Nie mam pojęcia co mi los przyniesie. Bylebyś znów nie stanął mi na palce jak w tamtym roku, to zdam tropienie. - uśmiechnął się do niego, a Will ten uśmiech odwzajemnił.
- Chyba z Tobą lepiej - powiedział cicho Jaxon, patrząc na optymizm Willa. W tamtym roku był ponury i mrukliwy, wydawało się, że nosi w sobie smutek, żal i wściekłość. Teraz zachowywał się całkiem inaczej.

       Tim nawiązał jakiś kontakt z rówieśnikami. Od razu wszystkich z nich oddelegowano do jakiejś nie trudnej i lekkiej, lecz czasochłonnej pracy. Tim oraz drugoroczny Havier Lenox mieli wyszczotkować konie. Nagle na choryzoncie ujrzeli dwie postacie na koniach okrytych pelerynami. Zbliżali się po cichu, lecz zdradziła ich kamienista droga. Nagle w kołek namiotu przy którym siedziała starszyzna wbiła się strzała. Gillian aż oblał dłoń kawą, chcąc wszczynać alarm, ale widząc dwie wyłaniające się zza drzew postacie w centkowanych pelerynach pomachał im radośnie na powitanie.

- Rivers i kolejny uczeń! Tym razem szkoli syna. To już trzeci w jego karierze ! Prawdziwy weteran! - zawołał do reszty

   Will wyszedł na powitanie starego Riversa. Wszyscy go tak nazywali, choć wcale nie był aż tak stary. Po prostu miał ogromne doświadczenie. Za nim poszedł i Halt. Darzył tego rudzielca ogromnym zaufaniem.

- Will! Halt! Gillian! Crowley! Miło Was znów widzieć! Poznajcie mego syna! Daniel Rivers. Dobrze strzela, nie? - zapytał, klepiąc syna po ramieniu. Obaj jeździli na bardzo niespotykanych koniach. Koń Daniela był maści tarantowatej, żadko spotykanej wśród koni zwiadowców. Koń jego ojca był karodereszowaty i nie wyglądał mniej niespotykanie i czarująco. Do tego miał na pysku plamę wyglądającą jak strzałka.

- To on strzelił?- dopytał Gillian, gdy zsiedli z koni - Powinieneś sobie więc poradzić z egzaminem!
- Will, a gdzie Twój uczeń?- zapytał Olivier, gdy jego syn podawał wszystkim dłoń na powitanie. Był niespotykanie wysoki. Już przewyższał ojca wzrostem o kilka centymetrów. Tim stwierdził, że w dorosłości będzie tak wysoki jak Gillian.
- Tutaj! Olievierze, poznaj proszę - oto i Timothy - powiedział, zagarniając nieśmiałego chłopaka przed siebie.

Syn zwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz