𝘊𝘏𝘈𝘗𝘛𝘌𝘙 12

865 52 26
                                    

Pierwszy dzień szkoły był zarazem ekscytujący i stresujący. Okazało się jednak, że nie miałam czym się stresować. Klasę miałam dość małą, ponieważ liczyła tylko dwadzieścia trzy osoby, ale wszyscy wydawali się sympatyczni.

Także oprócz tego, że miałam dzisiaj trzy godziny matematyki, to dzień okazał się całkiem miły.

- Jedziesz na mecz wcześniej z chłopakami, czy mam po ciebie podjechać? - zapytała Larysa podczas tego, gdy wychodziłyśmy z klasy. Wybiła godzina czternasta, a nasze lekcję właśnie się zakończyły.

- Wsumie to nie wiem, ale skoro ty jedziesz później, to zabiorę się z tobą. - powiedziałam przez chwilę się zastanawiając. Razem z Larysą przekroczyłyśmyy wielkie, szklane drzwi wejściowe, tym samym wchodząc na dziedziniec jak i parking szkoły.

- To myślę, ze będę u ciebie tak o dwudziestej trzydzieści. Jedzie z nami jeszcze Sophie, wiec będę dawać ci znać. Do zobaczenia! - krzyknęła Larysa i szybkim krokiem podążyła do swojego samochodu, a ja zmarszczyłam brwi i pognałam za nią.

Przyjechałam z nią dzisiaj do szkoły i tak samo miałam z nią wrócić. Czasem zastanawiałam się, czy nie wyrobić sobie prawa jazdy, ale zbyt bardzo bałam się wejść za kółko. Chociaż wizja tego, że byłabym niezależna i mogłabym jeździć gdzie chce, jest kusząca.

- Larysa, ja wracam z tobą! - krzyknęłam, podchodząc do niej, a ta przewróciła oczami.

- Po ciebie przyjechał chyba ktoś inny. - wytłumaczyła brunetka, puszczając mi oczko i wskazując ręką w prawo.

Spojrzałam w tamtym kierunku i praktycznie od razu zauważyłam czerwonego mustanga, którego tak dobrze znałam, wraz z chłopakiem, który się o niego opierał. Lamine miał na sobie okulary i czapkę z daszkiem i rozglądał się po parkingu, najwidoczniej szukając mnie wzrokiem.

Przygryzłam wargę, próbując powstrzymać uśmiech. Nie miałam pojęcia o tym, że chłopak mnie dziś odbierze. Ruszyłam w jego stronę i pomachałam Larysie na pożegnanie, która już siedziała w samochodzie. Dziewczyna zrobiła to samo.

- Hej. - powiedziałam, gdy byłam już wystarczająco blisko, zwracając uwagę chłopaka. Lamine obrócił się w moją stronę i przytulił mnie na powitanie, również mówiąc ciche hej. Następnie oboje wpakowaliśmy się do samochodu.

- Co cię wzięło, żeby odebrać mnie ze szkoły? - zapytałam, zapinając pasy.

- Chcę cię gdzieś zabrać. - oznajmił chłopak, uśmiechając się tajemniczo.

Próbowałam dopytywać chłopaka, gdzie jedziemy, jednak ten był nieugięty i nie chciał mi nic powiedzieć. Nie miałam pojęcia, gdzie Lamine chce mnie zabrać.

Po krótkiej przejażdżce, podczas której opowiedziałam Yamalowi jak minął mi pierwszy dzień szkoły, chłopak zaparkował samochód. Zmarszczyłam lekko brwi, bo była to zdecydowanie mniej zaludniona część miasta i nie było tu nic, oprócz bloków mieszkalnych. Lamine szybko wysiadł z samochodu i pognał otworzyć mi drzwi. Wysiadłam, cicho mu dziękując.

- Musimy trochę przejść. - wytłumaczył chłopak, kierując się w prawą stronę, a ja pokiwałam głową. Mijaliśmy stare kamienice, które miały swój urok.

Kiedyś mieszkałam w właśnie takim bloku, było to w Sewilli. Wspominam ten czas bardzo dobrze, bo jeszcze wtedy mieszkałam z Ferminem i mieliśmy niesamowitą więź. Później przeprowadziłam się do Madrytu, a dalszą historię już znacie.

Po krótkim spacerze, zatrzymaliśmy się przy małej kawiarni, która była w bardzo ustronnym miejscu.

- To tutaj. - powiedział Lamine i wskazał na budynek dłonią. Weszliśmy po schodkach, a chłopak otworzył mi drzwi od kawiarni, abym do niej weszła.

Przeszłam próg drzwi, a do moich nozdrzy od razu wpadł zapach świeżego pieczywa. Kawiarnia była utrzymana w bardzo domowym stylu. Nie była nowoczesna, bardziej powiedziałabym, że działa tutaj od lat, chociaż w środku było całkiem dużo osób. To miejsce miało swój klimat, oraz urok.

Usiedliśmy razem z chłopakiem przy jedynym wolnym stoliku przy oknie i już miałam się odezwać, aby skomplementować to miejsce, lecz ktoś mi przerwał.

- Lamine, skarbie! - krzyknęła starsza kobieta, która właśnie podbiegła do naszego stolika. Była to niska staruszka, która miała na sobie brązowy fartuch. Siwe włosy miała upięte w wysokiego koka, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Dzień dobry. - przywitał się Yamal.

- No przedstaw mi twoją koleżankę, młodzieńcze. Wreszcie przyprowadzasz jakąś dziewczynę. - westchnęła pod nosem kobieta, a następnie wystawiła dłoń w moim kierunku. - Jestem Celine, dziecino. Nie mów do mnie na Pani, bo tego nienawidzę i tylko mnie postarza.

- Elaine, jestem przyjaciółką Lamine. - powiedziałam, ściskając dłoń starszej kobiety i uśmiechając się przy tym.

- Kochani, poczekajcie chwileczkę. Zaraz podam wam herbatkę i może nasze ciasteczka z wróżbami? Zaraz wracam. - powiedziała szybko Celine, a następnie skierowała się w stronę lady.

- To najlepsza przyjaciółka mojej babci. - wytłumaczył Lamine, uprzedzając moje pytanie. - Zawsze przychodzę tutaj przed meczami. To babcia pokazała mi to miejsce, gdy jeszcze byłem mały. Zabierała tutaj mnie i Adelę. Ale teraz przychodzę tutaj sam.

- Przykro mi. - westchnęłam, rozumiejąc jego słowa. Strata kogoś bliskiego to jedna z najgorszych rzeczy, jakie może przeżyć człowiek.

Chłopak nic nie odpowiedział, ponieważ w naszą stronę zaczęła podążać Celine. Kobieta postawiła dwie herbaty przed nami oraz talerzyk z dwoma ciasteczkami. Staruszka życzyła nam smacznego i odeszła, podchodząc do jakiegoś klienta.

- Nigdy nie jadłam ciasteczka z wróżbą. - wyznałam, upijając łyk herbaty, która okazała się tak gorąca, że poparzyłam sobie język.

- To na co czekasz? - zapytał chłopak z uśmiechem, wskazując na ciasteczka. Oboje wzięliśmy po jednym do ręki, a następnie go rozkruszyłam. Wyciągnęłam małą karteczkę, która znajdowała się w ciasteczku i ją rozwinęłam.

„Co masz zrobić dziś… zrób dziś.”

Uniosłam brwi na to, co było napisane na karteczce. Lamine przyglądał mi się z zaciekawieniem

- Co masz?

- Wydaje mi się, że w wróżbach chodzi o to, aby nie mówić o nich innym. - powiedziałam, a chłopak lekko prychnął. Można mnie nazwać wariatką, ale wierzyłam w przepowiednie, znaki zodiaki i w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny.

- Ja na szczęście w to nie wierzę, więc możesz otworzyć moje i je przeczytać. - oznajmił Yamal i podał mi swoje ciasteczko, a ja zrobiłam z nim to, co przed chwilą z moim. Rozwinęłam karteczkę i prawie zadławiłam się śliną, gdy przeczytałam, co na niej piszę.

- No czytaj. - powiedział zaciekawiony Yamal, a ja spojrzałam mu w oczy, a następnie przeniosłam wzrok na karteczkę.

- „Nie czekaj ani chwili dłużej i prześpij się z osobą, która jest naprzeciwko ciebie”.

***
hej, hej! jak podoba wam się rozdział? koniecznie zostawcie serduszko!

Soul lovers || Lamine YamalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz