𝘊𝘏𝘈𝘗𝘛𝘌𝘙 25

696 45 27
                                    

- Pieczę. - westchnął chłopak, gdy przyłożyłam wacik z wodą utlenioną do jego rany na skroni.

- I dobrze. - powiedziałam, spoglądając mu wściekle w oczy.

Razem z Hayley, siedziałyśmy w loży z Gavim, Lamine, Pedrim i ich opatrywałyśmy. Po tym jak ochroniarze wyrzucili ich z klubu, Fermin wraz z Cubarsim musieli przekonywać strażników, aby chłopacy mogli ponownie wejść. Udało się, ponieważ Fermin rozdał autografy każdemu z ochroniarzy (dowiedzieli się, że gra w Barcelonie).

Mimo wszystko, byłam wściekła na chłopaków. Byłam wdzięczna, że Gavi stanął w mojej obronie, ale nie musiał się od razu rzucać na tego faceta z pięściami.

A Lamine i Pedri, zamiast zachować zdrowy rozsądek i odciągnąć Gaviego z bójki, postanowili się do niej włączyć. Hayley wydawała się tak samo wściekła jak ja.

Swoją drogą, dziewczyna dzisiaj mi mówiła, że całowała się z Pedrim, więc wygląda to poważnie.

Skończyłam opatrywać Lamine, który siedział na kanapie i praktycznie nic się nie odzywał. Przeszłam do Gaviego. Usiadłam obok chłopaka i nasączyłam wacik wodą, aby następnie oczyścić jego twarz z krwi.

- Już się tak nie denerwujcie. - powiedział lekceważąco Gavi, mając na myśli zapewne mnie i Hayley. - Stanąłem w twojej obronie, powinnaś mi być wdzięczna, a nie się obrażać. - stwierdził Pablo, a reszta chłopaków zaczęła go ochoczo popierać.

- Tak Gavi, jestem wdzięczna i dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie, ale nie trzeba wszystkiego rozwiązywać pięściami. - stwierdziłam, wskazując na niego palcem.

- Ty o mało co się nie pobiłaś z Charlotte, więc powinnaś jako ostatnia się na ten temat wypowiadać. - zauważył Pedri, którego opatrywała Hayley.

- Ja i blond szarlotka to inna historia. - stwierdziłam spokojnie. W loży rozbrzmiała cisza, a już po chwili można było w niej usłyszeć nasze głośne śmiechy.

- Blond szarlotka? - zapytał Lamine ze śmiechem, a ja przeniosłam na niego wzrok.

- Moje ulubiona koleżanka, rzecz jasna. - powiedziałam uśmiechając się ironicznie, a chłopak przewrócił oczami.

- Już nie jesteście obrażone? - zapytał Pedri, gdy Hayley wstała z kanapy. Ja również to zrobiłam. Dziewczyna do mnie podeszła, a następnie w tym samym czasie skrzyżowałyśmy ręce pod biustem.

- Dobra, kurwa, nie pierdolcie. - stwierdził Gavi, machając na nas dłońmi. - Idziemy pić!

Reszta chłopaków szybko podłapała ten pomysł, wiec nasze udawane obrażanie się z Hayley poszło na nic.

- Jesteś zła? - zapytał Lamine, gdy wszyscy pozostali wyszli z loży, przy akompaniamencie ich głośnych rozmów.

Chłopak podszedł bardzo blisko mnie, a ja przełknęłam głośno ślinę.

- Co, jeśli tak? - spytałam, unosząc jedną brew do góry. Yamal uśmiechnął się nonszlaczko.

Poczułam jego ciepłą dłoń na moim policzku, a następnie chłopak wpił się w moje usta. Pocałunek był delikatny oraz krótki, ale niezmiernie mi się podobał.

- A teraz? - zadał pytanie Yamal, spoglądając mi prosto w oczy. Nadal nie ściągnął dłoni z mojego policzka.

- Trochę mniej. - stwierdziłam, zaciskając usta. Lamine się zaśmiał, a następnie ponownie wpił się w moje usta. Od razu oddałam pocałunek czując, jak druga dłoń chłopaka wędruje na moją odkrytą talię.

Poczułam uścisk w brzuchu. Yamal oderwał ode mnie swoje usta, aby następnie przyłożyć je do mojej szyi i złożyć na niej kilka pocałunków.

- Teraz? - zapytał ze śmiechem Lamine, a ja się uśmiechnęłam.

- Że ja, zła? Wcale nie byłam zła. - wzruszyłam ramionami, kierując się w stronę wyjścia z loży. Lamine pobiegł za mną i już chwilę później, znaleźliśmy się wśród reszty naszej ekipy, która aktualnie przesiadywała przy barze, obgadując bójkę chłopaków sprzed chwili.

Reszta imprezy minęła mi w świetnym nastroju. Nie widziałam więcej Charlotte, co było chyba największym plusem.

Cały czas tańczyłam, to z Larysą, to z Lamine (gdy piosenki były wolniejsze), to z Sophie i Hayley. Bawilam się naprawdę dobrze.

No może oprócz tego, że pod koniec imprezy przestałam kontaktować. Wypiłam tak dużo, że aktualnie leżałam na kanapie w loży nawet nie próbując zrozumieć, co się wokół mnie dzieje.

- Eli.. - dobrze znany głos rozległ się obok mojego ucha, więc uchyliłam powieki. Zobaczyłam Lamine, który przy mnie kuca.

Chłopak westchnął, a następnie pociągnął mnie za ramię tak, abym wstała z kanapy. Trochę protestowałam, ponieważ kanapa była wygodna, ale szybko mi się to znudziło.

Wraz z Lamine pożegnaliśmy się z ekipą, a właściwe jej resztkami, ponieważ większość pojechała już do domów.

Uwieszona na ramieniu Yamala, wyszliśmy z klubu. Chłodny wiatr powiał moją twarz, co od razu mnie rozbudziło. Na dworze było już jasno, ale mimo to impreza w klubie cały czas trwała.

Odeszliśmy trochę od wyjścia tak, aby nie było słychać muzyki i Yamal zadzwonił po Ubera, który miał się tutaj pojawić za siedem minut.

- Lamineee... - mruknęłam błagalnym głosem, wieszając się jeszcze bardziej na boku wspomnianego wcześniej chłopaka. - Nie chcę wracać do domu. - powiedziałam niezadowolona, a chłopak spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem.

- To co innego chcesz robić o piątej nad ranem? - zapytał chłopak, unosząc jedną brew do góry i lekko mnie trzymając jakby się bał, że się wywrócę. Byłam przecież w dobrym stanie. No dobra. Może nie dobrym, ale napewno w przyzwoitym.

Wcale nie. Byłam bardzo, ale to bardzo pijana i ledwo trzymałam się na nogach. Stopy bolały mnie od obcasów, więc postanowiłam je ściągnąć i stałam na chodniku na boso. Czułam, że cały makijaż już ze mnie spłynął. Zapewne śmierdziało ode mnie alkoholem.

- Chce tańczyć! - krzyknęłam i odepchnęłam się od chłopaka, lekko się zataczając. Yamal szybko mnie złapał, jednak ja się wyrwałam i zrobiłam piruet, przy którym prawie się wywróciłam. - Nauczyć cię robić piruetów? - zapytałam wykonując kolejny, jednak tym razem faktycznie się wywróciłam. Lamine westchnął i podniósł mnie z trawy, na którą upadłam.

- Może innym razem, Eli. - westchnął rozbawiony Yamal, kręcąc głową. Niezadowolona przywarłam do jego klatki piersiowej, próbując cierpliwie czekać na naszego Ubera.

- Zastanawiasz się czasem, jak to jest być robakiem? - zapytałam nagle.

- Nie. - odpowiedział mi ze śmiechem Lamine, a ja się uśmiechnęłam.

- Myślę, że w poprzednim życiu byłam robakiem. - stwierdziłam, wzruszając ramionami, gdy nasz Uber podjechał na chodnik, przy którym staliśmy.

- Musiałaś być fajnym robakiem. - oznajmił Yamal, a ja ochoczo pokiwałam głową. Lamine ostrożnie wpakował mnie do samochodu, ponieważ sama nie byłam w stanie tego zrobić.

Po chwili kierowca ruszył a ja poczułam, że zbiera mi się na wymioty.

Błagam, nie rzygaj. Błagam. Błagam.

Pomijając to uczucie, moje powieki zrobiły się strasznie ciężkie, ale próbowałam ignorować uczucie senności.

- Lubię cię, Lamine. - powiedziałam, próbując walczyć z zaśnięciem. - Serio. Jesteś najlepszy.

- Ty też jesteś. - odpowiedział mi Yamal. Uśmiechnęłam się lekko, przymykając powieki.

- Będziesz kiedyś moim chłopakiem? - zapytałam, czując niezwykłą senność. - Jak będę już gotowa?

- Oczywiście.

Usłyszałam tę odpowiedzieć jak przez mgłę, a później odleciałam w krainę Morfeusza.

***
hejka kochani! jakm wam się podoba ten rozdział? koniecznie zostawcie serduszko i do następnego!





Soul lovers || Lamine YamalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz