𝘊𝘏𝘈𝘗𝘛𝘌𝘙 13

833 49 12
                                    

Chłodny wiatr rozwiewał moje rozpuszczone włosy, które wirowały w każdą możliwą stronę. Utkwiłam wzrok w chłopaku z koszulką z numerem dziewiętnaście. Dokładnie z tym samym numerem, który miałam na plecach.

Wybiła równa dwudziesta pierwsza, a mecz się zaczął. Zebrało się bardzo dużo kibiców, którzy zapewne byli spragnieni meczów, bo przez okres wakacyjny było ich dużo mniej. Zajmowałam miejsce obok Larysy, zaraz nad murawą.

Dzisiaj Barcelona grała z Gironą, która chyba nie była zbyt dobra. Tak przynajmniej mówił mi Fermin, zanim opuścił nasz dom, aby jechać na mecz.

Razem z Larysą, Sophie i innymi kibicami wstaliśmy podekscytowane, bo Barcelona właśnie miała swoją pierwszą akcję przy bramce. Mój brat leciał z piłką w stronę bramkarza, ale nagle zakręcił w prawo i podał ją do Marca, który wymierzył strzał.

Jęknęłam wraz z Larysą, bo bramkarzowi udało się obronić. Nigdy nie oglądałam piłki nożnej, ale dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jakie emocję się tutaj przeżywa.

Teraz Girona miała piłkę, jednak Barcelona szybko ją przechwyciła. Tym razem biegł z nią Gavi, jednak jeden z obrońców Girony zrobił w niego wślizg, przez co wspomniany wcześniej brunet się wywrócił. Sędzia dał piłkarzowi Girony żółtą kartkę, ponieważ wślizg był nieczysty. Nawet ja, bez żadnej wiedzy o piłce nożnej mogłam to stwierdzić.

Barcelona znowu przejęła piłkę, a ja, Larysa oraz Sophie głośno ich dopigowałyśmy. Blisko bramki wraz z piłką znalazł się Pedri, który nagle podał do Yamala, a ten wymierzył strzał.

Krzyknęłam jak najmocniej się dało, gdy tylko zobaczyłam, że piłka wpadła do siatki. Każdy z kibiców skakał, cieszył się i krzyczał, a ja robiłam to samo, bo byłam zwyczajnie dumna z Lamine.

Chłopak podbiegł do kamer i zrobił swoją cieszynkę, a następnie wykonał ze swoich palców literkę E, czyli pierwszą literę mojego imienia. Następnie Yamal puścił oczko do kamery i powrócił na boisko.

- Zadedykował ci gola! - krzyknęła Sophie w moją stronę, a ja szeroko się uśmiechnęłam, przygryzając wargę. Wiedziałam, że mu się uda i szczerze cieszyłam się, że przegrałam zakład.

Do końca pierwszej połowy nie padł żaden gol. Piłkarze zeszli z murawy, a ja te piętnaście minut przerwy spędziłam na robieniu zdjęcia Larysie. Ostatecznie dziewczyna stwierdziła, że jej koszulka źle się układa i żadnego nie wstawiła, co równało się ze śmiechem ze strony mojej i Sophie.

Piłkarze ponownie wyszli na murawę. Mecz się wznowił, a drużyna Blaugrany przejęła piłkę. Lamine odebrał piłkę i zaczął biec do bramki, jednak piłkarz z Girony podbiegł do niego i go odepchnął, przez co Yamal poleciał na innego zawodnika, który znajdował się obok niego. Na nieszczęście Lamine piłkarz Girony, na którego wpadł miał wystawioną nogę tak, aby uderzyć w piłkę. Z tym że nie trafił w piłkę, a głowę Lamine.

Chłopak padł na murawę, a ja zestresowana próbowałam zobaczyć coś więcej, wychylając się. Sędzia wstrzymał mecz, a na murawę wbiegli ratownicy. To musiało być coś poważnego, jeśli w grę wchodzili sanitariusze.

- Widzicie coś? Co tam się dzieję? - zapytała Larysa, a ja ją zignorowałam. Sanitariusze podnieśli Yamala z murawy, a ja mogłam zobaczyć wielkie rozcięcie na jego twarzy. Skrzywiłam się na ten widok. Rana ciągnęła po boku jego twarzy, od czoła aż do ucha. Leciało mnóstwo krwi, jednak ratownicy szybko ją tamowali.

Lamine nie wyglądał na zestresowanego. Jakby takie sytuację zdarzały mu się codziennie, a ja się stresowałam. Sanitariusze ściągnęli Yamala z murawy, idąc z nim w stronę szatni.

- Idź do niego, pokaż im plakietkę, to cię wpuszczą. - powiedziała Sophie, wskazując na plakietkę, która spoczywała na mojej szyi. Dostałam ją dzisiaj od Fermina i umożliwiała wstęp na różne obiekty w stadionie.

Wstałam z siedzenia i biorąc moją torebkę, pędem pobiegłam do męskiej szatni. Nawet nie wiedziałam, gdzie dokładnie się ona znajduję, ale nogi same mnie tam prowadziły. Pamiętałam jak przez mgłę, jak szłam tędy z Ferminem. Podbiegłam do szatni i pokazałam plakietkę ochroniarzowi, a ten z tęgą miną usunął się z drzwi. Szybko pociągnęłam za klamkę, wchodząc do pomieszczenia.

- Nie można tutaj wchodzić. - warknął jeden z sanitariuszy, który siedział przy Yamalu. Było ich trzech. Dwójka z nich zszywała mu ranę, a trzeci właśnie siedział obok niego, wsumie nic konkretnego nie robiąc.

- Ma zostać. - powiedział poważnym głosem Lamine, a sanitariusz się spiął i mu przytaknął. Poczekałam, aż lekarze skończą swoją pracę, bo nie chciałam im przeszkadzać.

Po dziesięciu minutach lekarze skończyli zszywać mu ranę, Lamine kazał im wyjść. Sanitariusze chcieli zrobić mu jeszcze jakieś badania, ale chłopak powiedział, że muszą chwilę poczekać.

- Bardzo cię boli? - zapytałam, podchodząc do chłopaka. Jego policzek był pobrudzony od krwi, ale sam Lamine miał przyklejony szeroki uśmiech do twarzy. - I co się cieszysz? To mogło się skończyć źle. Takie urazy są niebezpiecznie. - zaczęłam mój wywód, bo nie podobała mi się postawa chłopaka.

Martwiłam się o niego, bo to mogło się skończyć nawet pęknięciem czaszki i uszkodzeniem mózgu, a on nic sobie z tego nie robił. Byłam przewrażliwiona, jeżeli chodziło o takie rzeczy.

- Ciesze się, bo cię widzę. - powiedział chłopak, nadal się szczerząc, a ja przygryzłam policzek od środka, powstrzymując uśmiech. - Nie boli, dostałem znieczulenie. Widziałaś mojego gola? - zapytał chłopak, a ja się uśmiechnęłam. Teraz tego nie powstrzymywałam.

- Gratulację, wygrałeś zakład. - rzekłam, przewracając oczami, ale tak naprawdę się z tego cieszyłam. Chłopak jeszcze niedawno zwierzał mi się z tego, że myśli, iż jest niewystarczający. Teraz strzelił gola na pierwszym spotkaniu w sezonie, co mam nadzieję, przywróci mu wiarę w siebie. Chociaż trochę.

- Teraz musisz coś dla mnie zrobić. - zauważył chłopak, a ja pokiwałam głową, a następnie usiadłam na białej ławce, zaraz obok niego. - Pocałuj mnie.

Popatrzyłam na niego zdezorientowanym wzrokiem. Moje serce zabiło dużo szybciej, niż zwykle i poczułam dziwnie uczucie w brzuchu. Może to był stres, albo tak zwane motylki w brzuchu. Albo i to, i to. Albo żadne z tych. Nie mam pojęcia.

Nie zastanawiałam się szybko i postanowiłam wykonać polecenie chłopaka. Złapałam dłonią za ten policzek, na którym nie było rany i przyciągnęłam go do siebie, aby następnie wpić się w jego usta.

Lamine od razu oddał pocałunek, łapiąc mnie za talię.

Zaraz dostanę zawału i ratownicy nie będą musieli ratować mnie, a nie Lamine.

Powiedzieć, że Lamine dobrze całuje, to jakby powiedzieć nic. Chłopak miał do tego jakiś pieprzony, wrodzony talent. Miałam za sobą kilka pocałunków, ale żaden nie był tak dobry, jak ten z Yamalem. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi, przez co od razu oderwałam się od chłopaka.

- Panie Lamine.. - zaczął lekarz, który w ręku trzymał jakiś plik dokumentów, na które spoglądał. Mężczyzna przeniósł wzrok z papierków na nas, a następnie nerwowo się zaśmiał. - Wybaczcie, nie chciałem wam przeszkodzić. - powiedział niezręcznie, a ja myślałam, że spalę się ze wstydu.

***
hej myszki! jak wam się podoba rozdział? przychodzę do was z pewnym pytaniem. z jakim piłkarzem najchętniej czytalibyście opowiadanie w moim wykonaniu? pytam na przyszłość, bo po tej książce planuję coś napisać z kolejnym piłkarzem Barcelony. Moje propozycje to Gavi, Hector Fort lub Fermin. co o tym sądzicie? z którym z tych piłkarzy chcielibyście opowiadanie?

Soul lovers || Lamine YamalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz