Rozdział dziesiąty

45 2 0
                                    

Archer Devis

Przez cały mecz nie mogłem się skupić. Zastanawiałem się czy Daphne nic się nie stało.

Na szczęście wygraliśmy i dostaliśmy się do półfinału, co ucieszyło mnie i całą drużynę.

Zakładałem na siebie teraz biały t-shirt, który podkreślał moje mięśnie. Do tego ciemne jeansy i byłem gotowy do wyjścia. I pojechania do Daphne. Tak. Chciałem do niej pojechać. Oczywiście, aby zobaczyć co z nią. Nie po to, aby znów ją pocałować.

Daphne całowała nieziemsko. Sam się zdziwiłem, że całowała z taką pasją, jakby mnie... Nieważne. Ale ważne było to, aby sprawdzić jak się czuje.

— Archer, czemu jesteś taki zamyślony? — Zapytał mnie Zade. To był mój najbliższy kolega z drużyny.

— Stało się coś, nie chcę o tym mówić. — Powiedziałem i wziąłem swoją torbę, w której znajdował się sprzęt do treningów.

— Wiesz, że zawsze możesz mi o tym powiedzieć, co nie? — Położył dłoń na moim ramieniu. Od razu przypomniało mi się, jak Daphne tak zrobiła.

Westchnąłem ciężko.

— Moja... Dziewczyna. — Przełknąłem ślinę. Jak dobrze, że wyszliśmy na korytarz. Popatrzyłem się na wyraz twarze Zade'a, który patrzył na mnie, rozbawiony. — Wygłupialiśmy się, upadłem razem z nią na podłogę, mi się nic nie stało, ale ona... Upadła na tył głowy. Gdy wróciła od higienistki, to dosłownie nic nie powiedziała o swoim stanie, powiedziała tylko, że wraca do domu, zaproponowałem jej nawet podwózkę, aby nie jechała sama, ale ta mnie spławiła, oczywiście, że środkowym palcem. — Przekręciłem oczami.

— Ta blondynka? — Zapytał Zade. Był rozbawiony tą sytuacją.

Popatrzyłem się na niego, podejrzliwie.

— Skąd wiesz? — Zapytałem i ruszyłem do wyjścia. Zade podążył za mną.

— Widziałem, że szła ze swoją koleżanką, skierowałem się do wyjścia na salę, a potem usłyszałem, że coś do nich gadasz. — Powiedział.

— Mama ci nie mówiła, że nie można podsłuchiwać? — Warknąłem.

— Przestań, i tak teraz mi o tym wszystkim powiedziałeś. — Parsknął.

Wyszliśmy z budynku.

— Nikomu o niej nie mów, rozumiesz? N i k o m u. — Rozkazałem. Chłopak podniósł ręce w geście obronnym.

— Spoko, życzę szczęścia. — Powiedział i odszedł do swojego auta, a ja do swojego.

***

Wszedłem do kwiaciarni. Zacząłem się po niej rozglądać, ale nigdzie nie mogłem dostrzec kwiatów, które pasowały do Daphne.

Postanowiłem podejść do lady.

— Dzień dobry, szukam coś dla dziewczyny, którą chcę przeprosić, znajdzie się coś takiego? — Brunetka za ladą popatrzyła na mnie ze współczuciem.

— Cóż... — Wstała i zaczęła iść w głąb pomieszczenia. Po chwili wyjęła z jakiegoś kąta, białe tulipany.

Były piękne. Pasowały do Daphne, która bardzo lubiła ten kolor, bo jej pokój był prawie cały biały, oczywiście też niebieski.

— Białe tulipany oznaczają skruchę i przebaczenie, myślę, że będą idealne dla pana dziewczyny. — Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

— To nie moja dziewczyna. — Zrobiłem pauzę. — Chociaż... Nie wiem, ale skoro mają takie znaczenie, to proszę, bukiet z trzydziestu tulipanów. — Powiedziałem, a dziewczyna popatrzyła na mnie z zaskoczeniem.

— Jest pan pewien? To wyjdzie bardzo dużo.

— Mam pieniądze. Poza tym, chcę, aby zrozumiała, że nie chciałem sprawić jej przykrości. — Powiedziałem i wyjąłem banknot stu dolarowy. Dziewczyna zaczęła tworzyć bukiet.

Podała mi go i zaczęła szukać reszty w kasie.

— Bez reszty, dziękuję za pomoc. — Powiedziałem i wyszedłem z lokalu.

***

Siedziałem w moim aucie. Od trzydziestu, pieprzonych, minut. Stresowałem się. Mój ojciec dzwonił już do mnie kilka razy, abym pojawił się w domu, ale ignotowałem jego słowa.

Bałem się się, że coś pójdzie nie tak, że Daphne wyrzuci tulipany i powie swojemu tacie, aby mnie nie wpuszczał.

Jednak musiałem tam iść. Chciałem tam iść, więc wyszedłem z auta, a w tym samym czasie z domu wyszła Daphne. Zaczęła iść w moją stronę.

Stałem tak obok mojego auta i wpatrywałem się w nią. W swojej prawej dłoni trzymałem bukiet.

W końcu Daphne podeszła do mnie. Złapała moją dłoń i przeszła za auto, aby pewnie jej tata nic nie zauważył.

— Chciałem dać ci ten bukiet, na przeprosiny. — Powiedziałem i podałem bukiet Daphne. Ta popatrzyła na mnie groźnie. Wzięła bukiet do dłoni.

— Nie powinieneś. — Powiedziała i otworzyła drzwi od mojego auta, aby wsadzić tam bukiet. — Jak mój tata zobaczy coś od ciebie, zabiję mnie i ciebie. — Powiedziała już łagodniej.

— Powiedziałaś mu o tym wszystkim? — Zapytałem głupio.

— Oczywiście, że tak. Powiedziałam mu, że będę miała guza. Próbowałam cię jakoś bronić, ale mój tata zabronił mi ciebie tutaj sprowadzać. — Świetnie. Wykrakałeś debilu.

— To powiedz, że te kwiaty są od twojej przyjaciółki. — Powiedziałem.

— Za późno. — Dziewczyna parsknęła. — Mój tata zorientował się, że to ty tutaj jesteś. — Teraz to ja parsknąłem. — Chętnie bym przyjęła ten bukiet, bo jest piękny, ale mój tata...

— Nie obchodzi mnie twój tata. Powiedz mi lepiej, czy jest już z tobą wszystko dobrze. — Wyznałem nagle. Skrzyżowałem swoje ręce na piersiach.

Daphne patrzyła się na mnie przez chwilę.

— Jest dobrze. Przestało mnie aż tak boleć. Czuję się lepiej. Jutro pojadę do szpitala, zobaczyć, czy nie jest to coś poważniejszego. — Powiedziała, a ja uśmiechnąłem się na tą nowinę. Nie na to, że jest to coś poważniejszego, bo chciałem walnąć sobie za to plaskacza, ale na to, że głowa przestała ją tak boleć.

— Proszę cię, przyjmij te kwiaty. — Opuściłem swoje ręce. Nie wiedziałem co z nimi zrobić. Chciałem położyć je na jej... Cholera, Archer, nie myśl o tym.

— Przyjmę. — Powiedziała w końcu. Otworzyłem drzwi i podałem Daphne bukiet, który dziewczyna przyjęła. Zamknąłem drzwi i wparrywałem się w dziewczynę.

Wyglądała pięknie. Jej włosy były związane w warkocza, który opadał na jej ramię, a grzywka była wyciągnięta.

Biały t-shirt, oczywiście oversize, leżał na niej idealnie, a jej jasne dzwony podkreślały pośladki, które wcześniej doty... Nie myśl o tym. Zapomnij o tym. Ale jak miałem o tym zapomnieć, skoro chciałem tego jeszcze raz?

Zacząłem przybliżać twarz do jej, ale ta położyła palec na moich ustach, które były niebezpiecznie blisko jej, różanych ust.

— Nawet o tym nie myśl, Archer. — Oderwała palec od moich ust. — A teraz jedź już. — Pomachała dłonią. — Sio, no już, już. — Powiedziała, a ja się zaśmiałem.

— Dobrze. Do zobaczenia. — Powiedziałem i popatrzyłem na aksamitny uśmiech, który pojawił się na jej ustach.

— Do zobaczenia. — Powiedziała i odeszła. Stałem tak chwilę, ale w końcu postanowiłem wsiąść do auta. Popatrzyłem się ostatni raz na dom Daphne i zobaczyłem ją w oknie. Dalej się uśmiechała i dalej trzymała bukiet tulipanów. Pomachała do mnie dłonią, abym już jechał, a ja zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową, rozbawiony.

Odpaliłem silnik i ruszyłem spod jej domu.

I Fell Only For You.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz