★11★

34 4 36
                                    

Desolation comes upon the sky
Now I see fire
Inside the mountain
And I see fire
Burning the trees

Smaug obudził się około południa, i od razu po przebudzeniu wiedział, że coś jest nie tak.

Wstając z łóżka dokładnie wąchał powietrze, czując, że coś w zapachu się minimalnie zmieniło. Swoim wyostrzonym słuchem nie słyszał niczego podejrzanego, i może właśnie to go zaniepokoiło - codziennie gdzieś pośród ciszy rozbrzmiewało ciche, wesołe nucenie hobbita, którego tego dnia zabrakło.

Pewnie jeszcze śpi... Pomyślał smok. No trudno, później się nim zabawię.

Siedział w sali tronowej, w której kiedyś z nudów ułożył wszystkie monety w idealnie proste słupki, i czekał ze złotym pucharem krasnoludzkiego wina w ręce (którego zapas nawet po niecałych dwustu latach nie zmalał znacząco) aż usłyszy kroki niziołka, spacerującego jak co ranek po labiryncie kamiennych korytarzy. Gada zawsze denerwował fakt, że pomimo niesamowitej orientacji w terenie często udawało mu się gubić w plątaninie schodów, przejść i zakrętów. Myślał kiedyś nad wyburzeniem części ścian, ale stwierdził, że zbyt wiele z tym zachodu.

Kiedy późnym popołudniem maluch nadal nie zjawiał się, Smaug pod wpływem impulsu złości - oraz alkoholu, którego wpływu nie można pominąć - zerwał się i szybkim krokiem pognał do komnaty hobbita. Czy on próbuje mnie unikać? Niedoczekanie. Pokaże mu, jak kończy się ignorowanie mnie!

Kiedy z hukiem otworzył drzwi, zastał pomieszczenie bez żywej duszy. Jedynym śladem wskazującym, że poprzedniego dnia ktoś tam urzędował, był brak prześcieradła i rozgrzebane łóżko.

Złość prawie rozrywała smoka. Uciekł! Ten mały śmieć uciekł, i to tuż pod moim nosem! Ja mu jeszcze pokarzę! znając życie pognał do tego swojego krasnoluda i razem uciekli sobie do Esgaroth. Złożę im tam małą wizytę. A żeby ocieplić atmosferę puszczę te portową dziurę z dymem. Może nawet uda mi się nałapać trochę ludzi na smaczną kolację... tak, tak. To dobry plan. Jak każdy inny wymyślony przeze mnie.

Z tą myślą odrobinę spokojniejszym krokiem udał się do bramy głównej. Kiedy opuścił wnętrze góry przemienił się w ogromnego, ciemnoczerwonego, majestatycznego smoka. Ciężko byłoby porównywać jego wzrost do czegokolwiek, co zostało stworzone przez którąkolwiek z ras, jestem jednak w stanie powiedzieć, że sam łeb gada miał wielkość sporego wozu, a w smoczej postaci był setki razy groźniejszy od swojej ludzkie wersji, która bez problemu zabiłaby was w kilka chwil.

Zamachał skrzydłami i wzbił się w powietrze, kierując się prosto na niczego nie spodziewających się rybaków z Miasta na Jeziorze.

★☆★☆★☆★

Bard od aresztowania co chwila zerkał ze zgrozą w przegrodzone kratami okienko. Wiedział, że krasnoludy pod przywództwem Thorina Dębowej Tarczy obudzą śpiącą bestię i sprowadzą śmierć na ich miasto. Pytanie brzmiało - kiedy pożoga pochłonie ich ciała? Może to być równie dobrze za pięć minut, godzin czy dni.

Chociaż jemu wszystko i tak było jedno, byle by jego dzieci ocalały. Za grosz nie ufał trójce* krasnoludów, które wpuścił do domu, i z tyłu głowy obawiał się - zresztą dość niesłusznie - że ci skrzywdzą jego największe skarby, od śmierci żony jedyne, co trzymało go w całości i sprawiało, że nie tracił zmysłów i zachowywał jasność myśli. Bo miał dla kogo.

Thief and Liar - Złodziej i Kłamca - ★ Baggishield / Thilbo FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz