6.

185 17 3
                                        

Wełniany sweter okazał się nad potrzebę gorący, kiedy kolejnego ranka Harry otrzymał list z Hogwartu.

Pierwszy raz w życiu tak się ucieszył, że profesor McGonagall wzywa go do swojego gabinetu. Nawet jeśli również zaniepokojony, że coś mogło się stać - wreszcie będzie miał okazję porozmawiać z Albusem. Bo to o niego musiało chodzić.

Przynajmniej Harry miał taką nadzieję, że nie idzie o tę pozostałą dwójkę, którą spotkał trzy dni temu w Ministerstwie. Tamten chłopak, który wtedy wydał się Harry'emu tak bardzo do niego podobny, nie wyglądał, jakby jeszcze w ogóle chodził do Hogwartu. A jego młodsza siostra mogła być najwyżej na pierwszym roku, jeśli w ogóle, i przy tym ona akurat nie sprawiała wrażenia problematycznej.

Może to był ten cud świąteczny, że Harry stawił się jeszcze chwilę przed umówionym czasem w gabinecie dyrektora. Był wczesny ranek, ale Harry nie mógł tego do końca ocenić po ilości uczniów na korytarzach, bo profesor McGonagall udostępniła mu kominek.

– Czy ty mógłbyś mi powiedzieć, Potter - spytała sucho, kiedy tylko Harry przywitał się z nią i zajął miejsce przy jej biurku - gdzie aktualnie przebywa Albus?

– Szczerze mówiąc, pani profesor - odpowiedział powoli, nie do końca takiego początku się spodziewając - liczyłem, że to pani mi to powie.

Profesor McGonagall patrzyła na niego tak surowo, jakby to nie był pierwszy raz, kiedy o tym rozmawiają - ale Harry był zupełnie pewien, że nigdy wcześniej nie rozmawiała z nim w sprawie Albusa.

– Wpisał się na listę spędzających przerwę świąteczną w Hogwarcie - ciągnęła z jakąś dezaprobatą, chyba chcąc Harry'emu wypomnieć, że powinien wiedzieć takie rzeczy. - Ale od początku tej przerwy ani raz nikt nie widział go w Wielkiej Sali, a w dormitorium nie ma go za każdym razem, kiedy szuka go tam opiekun jego Domu.

Zaniepokoiła tym Harry'ego, ale chyba nie aż tak, jak ona się tego spodziewała. Bo Harry wciąż miał w głowie zapewnienie Dracona, że Albus na pewno jest gdzieś w Hogwarcie - podejrzewał, że Draco wie to od Scorpiusa. A najlepszemu przyjacielowi swojego syna Harry wierzył w tej kwestii bardziej niż dyrektorce. Ale profesor McGonagall jeszcze nie skończyła.

– Jeszcze przed świętami nie pojawiał się na zajęciach. Prosiłam o rozglądanie się za nim nawet Irytka i Krwawego Barona, ale...

– Nasyła pani Krwawego Barona na mojego syna?! - wpadł jej w słowo Harry, prostując się na swoim miejscu. Profesor McGonagall nawet nie drgnęła, tylko spojrzała na niego karcąco.

– Nie wiem, Potter, czy ty jesteś odpowiednią osobą do pouczania mnie - odpowiedziała, bo ostatecznie to nie ona łamała każdego roku trzy czwarte szkolnych zasad. - Nie nasyłam, ale Irytek ma wyjątkowy talent do wciskania nosa w każdy kąt, a słucha tylko Barona. Liczyłam, że może on gdzieś zauważy Albusa. Mam nadzieję - dodała po chwili, znów patrząc na Harry'ego wymownie, chociaż on nie do końca wiedział czemu - że Albus przy okazji nie zmówi się z tym poltergeistem jak James.

– Pani profesor - westchnął Harry niecierpliwie - wie pani, że ja zawsze chętnie posłucham o moich rodzicach. Ale czy możemy teraz skupić się na Albusie?

Profesor McGonagall spojrzała na niego dziwnie, nie do końca rozumiejąc, o czym on mówi.

– Twój starszy syn, Potter - wyjaśniła krótko. - James. Rozmawiałam już o tym z twoją żoną, Potter - wróciła do wcześniejszej myśli. - Ale jej słowa trafiają do Albusa tak samo jak moje i innych nauczycieli.

Tu akurat Harry musiał się powstrzymać, żeby się głupio nie uśmiechnąć.

- Jakby to pani powiedzieć? - mruknął ciszej, naprawdę nie chcąc, żeby ona też wzięła go za wariata. - To może mieć coś wspólnego z tym, że ja nie mam żony, pani profesor, tylko od jedenastu lat męża.

W międzyczasie || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz