Zielony sweter, po walce z choinką, ledwo zdążył wyschnąć po upadku na chodnik, żeby teraz móc pokryć się popiołem z kominka.
Harry nie przejmował się otrzepywaniem go, kiedy wpadł do sali wejściowej szpitala św. Munga. Tutaj, cóż, było już pełniej niż w Ministerstwie, ale Harry i tak wypatrzył szybko niską kobietę, która siedziała na drugim końcu pomieszczenia za białym blatem i która najpewniej mogła mu powiedzieć, co dzieje się z Draconem.
- Dobry wieczór - przywitała go bez większego zainteresowania znad jakichś pergaminów. I nie dała Harry'emu dojść do słowa, kiedy mówiła dalej. - Pan z rodziny? - spytała, domyślając się, że przyszedł tu do kogoś, nie podnosząc nawet głowy. Pewnie słyszała, jak się do niej spieszył, i uznała, że skoro ktoś jest w stanie dobiec tu w tempie najnowszej miotły wyścigowej, smok bynajmniej nie odgryzł mu nogi ani w ogóle nic mu nie jest.
- Tak! - odpowiedział, wcześniej już próbując jej przerwać. - Szukam Dracona Malfoya!
Albo skojarzyła głos Harry'ego, albo zabrzmiał już wyjątkowo desperacko, bo podniosła na niego oczy i wyprostowała się. Przypatrywała się Harry'emu ciekawie parę sekund, unosząc poszarzałe brwi.
- Ma pan szczęście - odparła wreszcie, gdy Harry nie mógł już bardziej pospieszać jej spojrzeniem i nerwowym rozglądaniem się wokół. - Rzadko jest tu osobiście.
Harry niezbyt zrozumiał, o co jej chodzi, ale był zbyt zestresowany i oszołomiony, żeby o tym myśleć, kiedy wskazała mu dłonią korytarz po jego lewej stronie. Rzucił przez ramię niewyraźne Dzięki, zanim poszedł w tym kierunku, rozglądając się rozbieganymi oczami po każdych drzwiach i każdym czarodzieju, którego mijał.
Nie był tylko pewien, czy liczy na to, że Dracona tu znajdzie, czy że wcale go tu nie będzie.
W każdym razie, Harry dostał najlepszy scenariusz, kiedy tempem kroków próbując nadgonić do rytmu serca, w końcu korytarza, w rogu przy uchylonych drzwiach, zobaczył Dracona stojącego o własnych siłach i niewyglądającego, jakby stało mu się cokolwiek złego.
- Jesteś! - odetchnął głośno na jego widok, tym bardziej przyspieszając kroku. - Wszystko gra, Draco? Bałem się, że coś ci się stało, kiedy Ron powiedział mi, że jesteś w Mungu!
Draco, razem z drugim czarodziejem, z którym wcześniej rozmawiał, gwałtownie odwrócił głowę w jego stronę, żeby na niego spojrzeć, kiedy tylko go usłyszał. Znał ten głos, i to całkiem dobrze, ale naprawdę nie spodziewał się zobaczyć parę kroków przed sobą, w połowie korytarza, Harry'ego. I zaskoczony był tak mocno, jak Harry odetchnął z ulgą. Dlatego nic nie zrobił, kiedy Harry rzucił mu się na szyję jak na jakąś ostatnią deskę ratunku. Tylko ten trzeci czarodziej, który stał do tej pory przy Draconie, uznał, że lepiej będzie, jeśli sobie pójdzie. I jeszcze lepiej, jeśli po drodze odwróci się dziesięć razy przez ramię.
Minęła może sekunda cudownej ulgi Harry'ego, że skoro Draco zachowuje się normalnie, to wszystko musi być dobrze, gdy blondyn nagle ją przerwał. Zrobił coś, czego jego Draco nigdy by nie zrobił - i odepchnął go od siebie tak silnie, jak i niespodziewanie, więc Harry mimowolnie cofnął się parę kroków.
- Po pierwsze, to się ode mnie odklej, Potter - zaczął ostrym i bardzo niechętnym do niego tonem, otrzepując swoją koszulę na piersi i ramionach. Wszędzie tam, gdzie pozostał piekący dotyk Harry'ego, mimo że on sam już się odsunął. - Rozumiem, że się pogodziliśmy. Ale nie pozwalaj sobie.
Harry zaczerwienił się zakłopotany pod jego spojrzeniem i całą tą beznadziejną sytuacją. I, przy okazji, chyba trochę ludzi na nich patrzyło.
Postarał się jednak uśmiechnąć słabo, patrząc na Dracona z chęcią niemego przekazania mu, że nie ma ochoty na żarty. Nawet jeśli również co do humoru Dracona miał niedobre przeczucie.

CZYTASZ
W międzyczasie || drarry
FanficJest niezłych rozmiarów dom, niespokojny na spokojnym wybrzeżu, jest ogródek, ukochany i dwójka synów z dawnych związków, a w międzyczasie są nawet święta. Nie ma jedynie Harry'ego, który wylądował osiem obrotów od chwili, kiedy jego historia przybr...