5.

206 20 1
                                        

Ten zielony paskudny sweter siedział mu w głowie do późna. Ale Draco musiał bardzo nie znać jego właściciela, skoro posądzał go o taką cierpliwość, kiedy działo się coś złego.

Wszystko w porządku? Pamiętam, że nie chciałeś dziś ode mnie słyszeć. Nie musisz odpowiadać.

Draco wpatrywał się w ten krótki list, zaadresowany do niego, już piętnastą minutę. Mógł sobie na to pozwolić, bo był sam. Scorpius miał swój pokój po drugiej stronie korytarza.

List nie miał podpisu. Nadawca chyba spodziewał się, że Draco rozpozna jego pismo. Ale on nie konkretną rękę w tych literkach poznał - tylko konkretne natręctwo we wciskaniu wszędzie nosa.

Sowa, którą Harry przysłał do niego z listem, pozbawiła go tylko paru knutów i odleciała niemal od razu, nie czekając na odpowiedź. Harry chyba po prostu naprawdę się jej nie spodziewał.

To miał pecha, bo Draco miał własną sowę. Dlatego w ponad godzinę później, która nie wynikały ze zwlekania Dracona, tylko z odległości, Harry zaciekawiony podszedł do okna, żeby je otworzyć, kiedy coś w nie zastukało.

Był już wieczór, wcześniej nie chciał naciągać danego Draconowi słowa, że nie będzie mu dziś przeszkadzał. Ale uśmiechnął się, widząc w oknie sowę o brązowych, bardzo ciemnych piórach. To powiedziało mu przynajmniej tyle, że Draco nie może mieszkać aż tak daleko stąd.

Po jaką cholerę pytasz, skoro nie oczekujesz odpowiedzi? I nie mów mi, czego mam nie robić.

Harry wywrócił oczami sam do siebie i na oślep poszukał na szafce obok pióra, odwracając pergamin Dracona na drugą stronę. I zauważył, że sowa czeka na parapecie na odpowiedź, częstując się tylko paroma ciastkami z talerza Harry'ego.

To dobrze, że wszystko gra.

Harry tylko tyle oddał jego sowie, obserwując potem, jak szybko znika w nocy. Przyszło mu do głowy, żeby nie przytłaczać Dracona szczerszym To, że się rozstaliśmy, nie znaczy, że o tobie nie myślę.

Martw się o siebie, Potter. Masz o co, bo to nie ja twierdzę, że życie mi nagle wyparowało.

Może na to nie brzmiało, ale Draco pisał to z bladym uśmiechem, ryzykując zimny wiatr na skórze, bo sterczał wtedy w otwartym oknie - i podnosił co chwilę wzrok na swoją sowę, w której czarnych oczach parę chwil temu musiał odbijać się jeszcze Harry.

A okularnik uśmiechał się tylko na te listy od niego, mimo wszystko. I nawet go one bawiły.

Tak dobrze jeszcze raz Cię poznać, Draco. Rozumiem, że nie masz zaufania ani do mnie, ani do tego, co mówię, ale gdybyś to Ty chciał powiedzieć coś mnie, porozmawiać o czymkolwiek, to, dopóki tego nie naprawię, jestem pod dwudziestką jedynką. Albo możesz wysłać list czy krzyknąć wystarczająco głośno, to sam się stawię.

Sowa Dracona wróciła do niego z tą wiadomością i odmówiła dalszego posłuszeństwa. Prawdopodobnie nie ze zmęczenia, tylko z przejedzenia świątecznym piernikiem Harry'ego, który zbyt był zaaferowany listami, żeby zauważyć, że mu go sukcesywnie podkrada.

Listów więc nie wysłał już Harry'emu więcej i od niego też już żadnego nie dostał. Do rzeczy mogło też mieć coś to, że zrobiło się bardzo późno. Więc Draco, który zamiast dziś odetchnąć, poplątał się jeszcze bardziej, odłożył pióro, schował pergaminy i zajrzał jeszcze do Scorpiusa, który jutro miał wrócić do Hogwartu, bardziej z powodu przyjaciela niż faktycznej konieczności. Co roku wracał do domu na święta, wyłącznie dla Dracona, i prawie co roku wcześniej niż inni był już z powrotem w Hogwarcie. I potem tak, jak Harry, Draco spuścił głowę na poduszki, wpatrzony w sufit. I tak, jak Harry, coś nie szło mu zasypianie.

W międzyczasie || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz