10.

160 16 2
                                        

Sweter Harry'ego był bardzo miły w dotyku. Poza tym, że paskudny.

Draco podnosił co jakiś czas oczy na Harry'ego i podobało mu się obracanie w palcach krańca jego rękawa, gdy co chwilę przelotnie dotykał przy tym jego nadgarstka.

I dwie herbaty stały od paru minut stoliku między nimi. Draco rzuciał im co chwilę podejrzliwe spojrzenia, bo chociaż ta Harry'ego miała całkiem normalny, jasny kolor, jego miała w sobie coś z różanej barwy.

Nie żeby Potter w ogóle zapytał go, jaką sobie życzy, kiedy bezceremonialnie decydował o tym sam. Nie żeby nie była najlepszą, jaką Draco w życiu pił - a Harry chyba dowiadywał się o tym po raz drugi po jego zniesmaczonej minie.

To nie tak, że Harry znał go i kolejny raz to udowadniał. Pewnie zamknął oczy i wskazał końcem różdżki byle jaki napój z listy. Zupełnie tak, jak z pewnością wybierał sobie żonę.

W każdym razie, Draco był pewien, że gdyby go poprosił, Harry podniósłby mu jeszcze tę filiżankę do ust, żeby zbytnio się nie wysilał przy jej piciu. Bo poza tym robił za niego wszystko.

Nie żeby Draco prosił. Nie żeby prosił też, aby przestał.

Chyba powinno go zastanowić, jaka wiedza Harry'ego o nim stoi za tymi odruchami.

Ale zamiast tego Draco myślał o czymś innym - nigdy nie sądził, że kogoś takiego jak on urzeknie ktoś tak uprzejmy.

Normalnie wstałby już i wyszedł. I pewnie przeklął go po drodze. Ale jakoś nic, co robił Harry, nie chciało go drażnić.

- Nigdy nie myślałem, że możesz coś we mnie widzieć - mruknął, nie dbając o to, czy Harry w ogóle usłyszy.

Sam nigdy nie pamiętał, że ma o Harrym zapomnieć. Chociaż próbował.

Nawet eliksir niewykorzystany sam z siebie przecież nie wyparuje. Nawet rozbity tylko się rozleje i utopi w sobie wszystko wokół.

– Widzę, Draco - odpowiedział Harry po chwili, dając mu do zrozumienia, że jednak usłyszał. - Nigdy nie znałem kogoś takiego - dodał znad swojej filiżanki, przez co, kiedy Draco podniósł na niego zaciekawione, sceptyczne oczy, nie mógł po jego uśmiechu ocenić, czy Harry go teraz komplementuje, czy obraża. - I uwierz mi, Draco, że z twoim Dobranoc nie mogłem spać niespokojnie. A tutaj to zapraszasz mnie tak często, że w tym roku właściciel zaprosił nas na swoje urodziny.

Cóż, Draco był tym, który spełniał jego marzenia, samemu będąc jednym z nich.

Harry machnął z luźnym uśmiechem dłonią w stronę właściciela, który właśnie przy nich przechodził i który wcale nie wyglądał, jakby chciał zapraszać ich na urodziny.

A Draco odchylił się w tył z zaciśniętymi w zastanowieniu ustami, kiwając powoli głową z uznaniem:

- Sam nie wiedziałem, że jestem taki cudowny.

Harry spojrzał na niego pobłażliwie. I nie mówił tego, żeby chwalić się własnym poświęceniem, ale żeby tym bardziej mu tę jego świetność uzmysłowić:

– A niby dla kogo zrezygnowałem z pracy aurora?

– Pewnie dla nikogo - stwierdził, wzruszając niedbale ramionami - bo to nie ty z niej zrezygnowałeś, tylko Kingsley awansował cię na szefa całego Departamentu. Faktycznie, ofiarność godna Wybrańca, Potter.

Harry nie do końca wiedział, czy potraktować to jako prawdę, czy kłamstwo. Może jako oba na raz.

Draco uśmiechnął się sam do siebie, widząc, że cała logika paruje Harry'emu z myśli razem z gorącym powietrzem znad jego herbaty.

W międzyczasie || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz