Zielonkawy, krzywo wyszyty sweter był ostatnim, czego Scorpius spodziewał się w swoim salonie.
Dlatego zatrzymał się w jego progu, dokąd wpadł zdyaszny przynajmniej tak, jakby przebiegł do tego miejsca pół Hogwartu.
– Co on tu robi? - zwrócił się w pośpiechu do Dracona, mimo że to na Harry'ego patrzył, i to jak na kogoś wyjątkowo mało proszonego. - Masz jakieś problemy z Ministerstwem, tato?
Było inne wytłumaczenie na to, dlaczego Harry zaskoczony kurczowo trzymał Dracona za nadgarstek, poza tym, że właśnie próbował go aresztować. Ale za mało było czasu, żeby ubrać je w słowa, bo Draco szybko i bez większego trudu mu się wyrwał.
Scorpius tymczasem, jakby zapomniał, że ma teraz ciekawsze zajęcie, nadal rozbiegany patrzył na Harry'ego i zaciśniętą prawą dłoń trzymał dziwnie wsuniętą do połowy w rękaw. Widać miał po ojcu manierę trzymania tam różdżki. Jeśli miał również po Draconie refleks, lepiej było szybko wymyślić jakąś dobrą wymówkę.
Ale Draco go wyręczył, bo pod jednym względem patrzył na Scorpiusa jeszcze surowiej niż on na Harry'ego - jakby nie powinno go tu być.
– Co ty tu robisz, Scorpius? - spytał Draco nagląco, uważając to za właściwsze pytanie. Bez pretensji nawet o to, że Scorpius wpadł tu nieoczekiwanie i bez pukania do drzwi, których między tym pokojem a korytarzem wcale nie było. Raczej spięty myślą, co się stało, że się tu pojawił. - Powinieneś być w Hogwarcie!
Scorpius machnął niedbale ręką z różdżką, zniecierpliwiony wywracając oczami, żeby zatrzymać je gdzieś przy Draconie. Chyba szukał tu jeszcze jakichś ewentualnych osób trzecich.
– Włamałem się do gabinetu McGonagall i użyłem jej kominka - przyznał jak gdyby nigdy nic. - Potem pogadamy o prezentach i nagrodach, tato, teraz Albus zniknął! - powtórzył, gwałtownym ruchem wyciągając przed siebie zmieniacz czasu, który złotym łańcuszkiem zawisł mu z wyprostowanej ręki. - Szukam go od wczoraj, nie ma go...
Ale zanim skończył jeszcze mówić, Harry pierwszy ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy podszedł szybko bliżej i bez pytania odebrał Scorpiusowi zmieniacz czasu, żeby móc mu się przyjrzeć.
Scorpius w tym czasie przeniósł wzrok obok jego ramienia na Dracona, w zmarszczonych jasnych brwiach z niemym ponownym pytaniem, co Harry tu w ogóle robi. Draco wzruszył sztywno ramionami, śledząc wzrokiem to jego, to Harry'ego, zanim podszedł bliżej. Sam nie wiedział.
– Skąd to wziąłeś? - dopytał Harry, to podnosząc oczy na Scorpiusa, to znów spuszczając je na zmieniacz czasu w swojej dłoni.
Scorpius spojrzał ponad jego ramieniem na ojca, zanim odpowiedział.
Draco na jedyny ułamek sekundy poczuł, że ma wszystko pod kontrolą. To zwyczajne pytające spojrzenie Scorpiusa jemu dawało niezwykłą przewagę w całej tej sytuacji.
Mógł pokręcić głową, żeby Scorpius siedział cicho, a ten na pewno by posłuchał, nie znając zupełnie Harry'ego. Harry nie uzyskałby wtedy kluczowej pomocy przyjaciela Albusa i zostałby, bojąc się o syna i nie mogąc go znaleźć.
Tylko, wtedy Harry zostałby, oczywiście, ale Draco wątpił, czy z nim - i czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek chciałby go widzieć.
To było jeszcze gorsze, niż pozwolić Harry'emu wrócić, skąd przyszedł. Każdy niewiadomy scenariusz był lepszy od tego, w którym Harry poczułby się przez niego zdradzony, bo Draco stanąłby mu na drodze.
– Scorpius - ponaglił go nerwowo Harry, mając ogromną ochotę, ale nie potrafiąc podnieść na niego głosu, w ogóle, a w szczególności z Draconem za plecami.

CZYTASZ
W międzyczasie || drarry
FanfictionJest niezłych rozmiarów dom, niespokojny na spokojnym wybrzeżu, jest ogródek, ukochany i dwójka synów z dawnych związków, a w międzyczasie są nawet święta. Nie ma jedynie Harry'ego, który wylądował osiem obrotów od chwili, kiedy jego historia przybr...