18.

138 19 3
                                        

Harry bez przerwy podwijał i znów nieświadomie naciągał za nadgarstki wełniane rękawy swojego swetra po przejściach.

Albus w ciszy wodził za nim wzrokiem, samemu nie ruszając się z łóżka w swoim dormitorium, kiedy Harry zamyślony chodził od jednej ściany do drugiej.

Draco stał pod zamkniętymi zaklęciem drzwiami, z założonymi rękami również obserwując Harry'ego i zdając się rozumieć, co chodzi mu głowie.

Scorpius został przy wysokim oknie i przenosił wzrok między nimi trzema, na zmianę unosząc tylko jasne brwi i znów ściągając je w zdezorientowaniu. Wszyscy poza nim zdawali się wiedzieć, o co chodzi, więc stał tak z boku, licząc, że zasady gry zrozumie w trakcie.

- Jak wrócimy? - spytał wreszcie Albus, zaróżowiony słabo na policzkach, jakby jego pytanie o powrót do domu było wybitnie nie na miejscu. - Czy to nie będzie tak, że kiedy my jesteśmy tutaj, w domu też mija czas? I kiedy wrócimy, tam minie już tyle dni, ile jesteśmy tutaj?

Harry w tym zamyśleniu niezupełnie czuł się w swoim żywiole, ale mając ich trójkę obok, szło mu to o wiele łatwiej i spokojniej.

- Obawiam się, że tak - przyznał. - Tych kilka dni nie może zaginąć i jeśli jesteśmy przez nie tutaj, nie będzie nas tam. Już musi być straszne zamieszanie - westchnął, domyślając się tylko, co musiało dziać się w jego domu, w Ministerstwie i wśród wszystkich czarodziejów, którzy nagle doszli do wniosku, że Wybraniec im zniknął. I co na listach gończych za nim musi wypisywać jego drużyna quidditcha, która od tygodnia nie ma kapitana. - Lepiej to odkręcić, bo...

- Wiem - przerwał mu niechętnie Albus. - To nielegalne, co zrobiłem. Mogę skończyć w Azkabanie.

Harry pierwszy raz w życiu spojrzał na niego, jakby Albus był niespełna rozumu.

- Nie w Azkabanie - zbył go od razu Harry, wydając się zaskoczony, że coś takiego w ogóle przyszło Ślizgonowi do głowy. - Na to nigdy nie pozwolę. Ale jakaś kara od Ministerstwa by cię nie ominęła. Dlatego to my postaramy się ominąć nią.

- Tato - przerwał mu nagle Albus, zaciskajac pięści na ciemnej poscieli. Harry momentalnie podniósł na niego wzrok, zdając się nie słuchać niczego ani nikogo innego, dopóki Ślizgon znowu się nie odezwał. - Dlaczego nie chcesz, żebym dostał za swoje?

Harry uśmiechnął się niemal pogodnie, ciesząc się, że zna odpowiedź na tak proste pytanie.

- Bo chcesz to naprawić, Al. Tak?

Ślizgon pokiwał zrezygnowany głową, ostatecznie pozwalając jej opaść na klatkę piersiową, kiedy wymamrotał:

- Ale jak?

Harry spojrzał gdzieś daleko za okno skupiony, splatając przed sobą dłonie. Szyba cała błyszczała srebrnymi rysami lodu z zewnątrz. Śnieg prószył na błoniach Hogwartu dokładnie tak jak dnia, kiedy tydzień temu Harry wybiegł zdesperowany na ulicę przed Szpitalem Świętego Munga.

- Daj mi pomyśleć - poprosił w międzyczasie. Scorpius na te słowa zwrócił się do ojca, podchodząc bliżej niego.

– Niech oni sobie myślą - spróbował znowu, naglącym ruchem wskazując na Harry'ego i Albusa - a czy ty mógłbyś w tym czasie wyjaśnić mi wreszcie, o co tu chodzi? - spytał okropnie tego ciekawy, ale Draco ledwo zdążył zwrócić na niego szare oczy, kiedy ten zniecierpliwiony nie wytrzymał dłużej: - On ci się w końcu podoba, czy...?

To, jak Scorpius otwarcie wskazywał wyciągniętą dłonią na stojącego parę korków dalej Harry'ego, było idealnym pretekstem, żeby Draco mógł znów na niego spojrzeć.

W międzyczasie || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz