NieKłamstwo

24 8 10
                                    

- Panie, szkutnicy naprawiają właśnie twój okręt. John powiedział, że za dwa tygodnie będzie gotowy.

- Naprawia?

- Tak, w nocy musiał być sztorm, który roztrzaskał kilka desek z lewej burty.

- Nikt nie unieruchomił mojej własności? Kto jest temu winien?

- Panie, gdy wieczorem ludzie odpowiedzialni za to szli spać, wszystko było w porządku. Łódź stała uwiązana do pomostu i ani drgnęła.

- Chcesz mi powiedzieć, że ktoś pod osłoną nocy to zmienił?

- To niemożliwe, straż cały czas patrolowała gród i całą okolicę.

- A więc cud?

- Pech. - Król uśmiechnął się na sam wydźwięk tych słów. Pech, jak dużo rozwiązuje to jedno słowo i jednocześnie jak wiele komplikuje. W jego ocenie, ktoś musiał moczyć w tym palce, bo nigdy wcześniej nie stało się nic podobnego. Jak doszło do tego, że tylko jego okręt został poszkodowany podczas osłony nocy? Artur owszem, mógł popłynąć innym, ale nie chciał. Według niego wszystko ma swój porządek, każdy ma swoją własność i w swojej wielkości nie mógłby pokazać podwładnym, że jest inaczej.

- Zejdź mi z oczu i znajdź osobę odpowiedzialną lub wymyśl dla tego dobrą alternatywę. Nie chcę słyszeć o pechu lub zbiegu okoliczności. Nie wierzę w to, że Bóg mógłby ukarać mnie za cokolwiek, prowadzę się dobrze, nie grzeszę, to po prostu niemożliwe. Niemożliwe, rozumiesz?!

- Oczywiście, mój Panie. 

Po tych słowach posłaniec wyszedł, a jego miejsce zajął syn władcy, który właśnie wracał od swojej matki. Przeszedł przez długi hol i zatrzymał się nieopodal tronu, po czym złożył ręce na wysokości pasa i skinął głową. Wiedział już, jaki jest plan na najbliższe dni, co ma zrobić i jak może skończyć się ich wyprawa. Co prawda, nie sądził, że Tord tak nagle zmienił zdanie i odwrócił się od znanej im wiary, jednak z drugiej strony czego mógł się spodziewać po poganach? On sam, od dziecka uczony był miłości do Boga, z kolei oni od dawien dawna mieli swoje, według niego szatańskie bóstwa.

Nie bał się walki, bo choć nigdy nie skrzyżował miecza z Duńczykami, był świadomy ich honoru. Słyszał nie raz i nie dwa o tym, że po poddaniu się drugiej strony, pozwalają wrogowi odejść oraz zabrać poległych. Za to poniekąd ich szanował, chociaż te słowo miało dla niego nieco inne znaczenie.

Z tyłu głowy miał to, na co przygotowuje go matka, mianowicie że po powrocie to on może zasiąść na tronie i rządzić Francją. Rodzicielka oczywiście na to pozwoli, pod jednym warunkiem, o którym poinformowała syna, ma być nadal wpływowa. Prawda była taka, że Anna już dawno się wypaliła. Przestała kochać swojego męża, z którym na tą chwilę łączył ich tylko potomek. Widziała za dużo złości władcy i za wiele razy obrywała za sprawy, którym nie była winna. Wierzyła, że jej syn jest i będzie inny, ale o tym miała się przekonać dopiero po koronacji.

- Sądzę ojcze, że płynięcie jedną łodzią nie ma sensu. W ich osadzie jest wielu wojów, co jeśli wezmą nas z zaskoczenia? Jeśli Henryk miał racje i faktycznie wrócili do swoich plugawych bogów, nie mamy z nimi szans.

- Chcesz popłynąć na wojnę, czy rozmowę?

- Oczywiście, że na rozmowę, acz nie wiem, czy z drugiej strony uzyskamy to samo rozwiązanie.

- Tord od zawsze był gadatliwy.

- Tak... na przykład wtedy, kiedy wybił ze swoimi ludźmi ościenne miasta. Może już umarł i jego spuścizna ma inne plany? Henryk widział i słyszał jego synów, nie jego.

Król początkowo wściekły, rozłożył ręce z chęcią oddalenie swojego syna, a jednak ten miał racje. Jego słowa doprowadziły do tego, że siwek wbił wzrok w jedną ze ścian i dołączył do swojego planu kolejną niewiadomą.

W milczeniu obserwował marę wytworzoną przez swoją psychikę, w której jego pierworodny ginie z rąk pogan. Frank mógł zdzierżyć wszystko, nawet swoją śmierć, lecz nie jego. On był przyszłością państwa i jedyną nadzieją na prawe funkcjonowanie znanego im świata. Pogładził swoją białą brodę, wracając jednocześnie wzrokiem do syna i wtórnie zadumał. Gestem nakazał mu wrócić do rozmowy.

- Chciałbym oszczędzić nam ucieczki spod topora. Według mnie ojcze, winniśmy zaangażować w to wszystkie wojska, które posiadamy i natrzeć na MaryGrisk. Prawda jest taka, że ich życie powinno skończyć się dawno. Powinni odkupić winy za śmierć wielu naszych ludzi, za każdy gwałt i za każde zamordowane dziecko. Do teraz niektórzy ludzie spiskują, że decyzja o chrzcie pogan była błędem i nie można im się dziwić. Wielu straciło swoje rodziny, a ci którzy umknęli, żyją z piętnem niewalki. 

- Mów dalej.

- Jeśli Henryk się myli i faktycznie tam nadal jest Bóg, to wybaczy nam. Nam, nie im, bo oni nigdy w niego tak naprawdę nie wierzyli. To tylko puste słowa, którymi nas karmili, a które my w dobrej wierze braliśmy za prawdę. Powiedz mi ojcze, jak ktoś taki jak oni może się nagle nawrócić? Ty, ja, a nawet biskup mielibyśmy z tym problem, a oni?

- Nie bluźni!

- Królu miłosierny, moja żona wraz z nienarodzonym synem, martwią się. Nie chcę, żeby mój pierworodny żył pod pantoflem kogoś takiego, jak oni. Jeżeli doszliby do władzy, nasz kraj by się skończył, zresztą tak samo jak jedyna prawidłowa wiara. Oczywiście każdy mąż złapałby oręż, a jednak jak długo bylibyśmy w stanie wojować?

- Niech będzie Auguście, zrobimy tak, jak uważasz za słuszne. Przychylam się ku twojemu punktowi widzenia, a teraz idź i przekaż wszystkim, że właśnie przyszło nam walczyć o kościół oraz wspólne dobro. Idź i powiedz im, że Bóg jest z nami i poprowadzi nasze miecze tak, by ukrócić te plugawe węże. 

Taką odpowiedź chciał usłyszeć młodzik, bo tylko taki wybór dałby mu możliwość zostanie królem. Jego niepohamowana niczym chęć rządzenia była na tyle wielka, że nawet zdradzieckie podtruwanie matki było przyćmiewane. Niesłychanie ambitny był z niego człek i właśnie dostał okazje, by się sprawdzić. Wcześniej rozmawiał z rodzicielką na temat trucizny, którą mógłby podać ojcu w czasie wieczerzy, aczkolwiek jej przygotowanie o tej porze roku było niemożliwe. Musiałby czekać do późnej wiosny, a na to nie miał czasu.

Jego żona powinna wydać na świat kolejnego króla, już za czasów rządzenia nowego władcy, nie wcześniej, bo inaczej dotychczasowy król mógłby nakarmić go tym, czym swoje dziecko. August nigdy tego głośno nie powiedział, ale ile czasu można starać się zadowolić króla? Ile czasu można poświęcić na naukę języków, czytanie, pisanie i odmawiać sobie tego, na co ma się ochotę? Gdyby robił to, co chciał, miałby już żonę oraz kochankę, a co za tym idzie kilkoro potomków.

Przestroga na potworyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz