NieZnani.

83 15 61
                                    



- Dlaczego nie śpisz, siostro?

- Z tego samego powodu, z którego stoisz za mną, trzymając w ręku topór.

- Mylisz się, moje dłonie są puste.

- Doprawdy? 

Woda wzburzyła się nieznacznie, a do tej pory spokojna tafla zadrżała jakby przerażona tym, do czego powinno dojść. Naga kobieta podniosła się z wolna i pozwoliła swoim czarnym, niczym węgiel włosom okleić kruche ciało. Odwróciła się, ociekając niespokojnymi kroplami i spojrzała na twarz kogoś, kto był, jest oraz będzie jej bliski. Jej ciemne oczy wpatrywały się w jego, odbijające promienie księżyca tęczówki.

Wąsata gęba lekko drgnęła w uśmiechu, gdy niesforne loki i powolny chód odsłoniły jej wdzięki. Dziewczyna stąpała po piasku cicho, niczym nimfa, i mimo że była czysta, czuł się brudna od krwi. Zbliżyła się do brata i skierowała dłoń nieco wyżej jego czoła, z kolei po tym niespiesznie przesunęła ją w dół, aż do wysokości gęstej, brunatnej brody. Nie dotknęła go, a tylko pozwoliła mu poczuć emanujące od siebie ciepło. Arnes uchylił powieki szukając w niej...oparcia? Bez słów przekazał jej tą niespotykaną o tej porze nocy wiadomość, jednak ona ani jednym gestem nie odebrała tego jako coś wiążącego.

- Jak widzisz, moje dłonie nie dzierżą broni.

- Ależ oczywiście, że tak. Wojna jest ci na tyle bliska, że nawet podczas snu odsyłasz kolejnych dzielnych na inny świat.

- Ciebie nigdy, Ahnamet.

- Oczywiście bracie, bo z całej naszej rodziny tylko ja mogłabym to uczynić. 

Jej uśmiech był jak podmuch lodowatego powietrza z niezamieszkałej przez nic i nikogo jaskini. Jasny, szczery, a mimo tego niepokojący. Blondyn pozwolił się wyminąć, biorąc na swoje barki to, co nie zostało wypowiedziane. Dobrze wiedział, kim jest jego przyrodzone rodzeństwo i do czego jest zdolne, a mimo tego nie bał się, bo choć naciągająca na swoje ramiona szatę Egipcjanka bywała czasami oschła, nosiła też w sobie wiele ciepła, które było jej przekleństwem, jednocześnie utrzymując ją przy życiu.




   Płatek śniegu sprawnie zaciągnięty do nozdrza musnął chrapy gniadego konia i jak magia, rozpuścił się przed dotarciem powietrza do płuc. Został odfiltrowany i zginął w czeluściach układu oddechowego parzystokopytnego, który bez wysiłku, w ciszy pokonywał spokojnie kolejne metry, niosąc na sobie niedźwiedzia. Ów niedźwiedziem był młody mężczyzna, który opatulony w grube futra przemierzał las wraz ze swoim rodzeństwem.

Polowali na tury, z których każda część będzie wykorzystana. Z kości długich powstanie wywar z dodatkiem szpiku, same gnaty posłużą jako groty, mięso wyżywi kilka rodzin i nawet jego dusza zostanie odesłana jako ofiara.

Potężne kopyto rozdzierało darnie w poszukiwaniu małych, zmarzniętych korzonków. Prawie tonowe cielsko niczym nie przypominało zwierzęcia, które w obronie własnej mogło porozrywać ciała wroga rogami. Rogami, z których ludzie pili miód.

Bydło pasło się niewzruszone szmerami dochodzącymi zza drzew, było przyzwyczajone do biegających jeleni, ale w swojej bierności uważały na wilki i inne zagrożenie, jednak nie tym razem. Jedna z ciężarnych jałówek odeszła w bok, znalazła pod konarem miejsce na poród i ułożyła się na przegniłych, pokrytych nieznacznie śniegiem liściach. Sapała, przeżuwając jednocześnie kłącze i starając się w swojej dzikości, zachować spokój przed walką. Walką ze sobą, by wydać na świat nowe pokolenie.

Tor odwrócił wzrok na rodzeństwo i kiwnął głową na znak, że mogą ruszać. Leżący na gałęziach, biały puch rozszedł się na boki, rozerwany brutalną siłą nacierających w przód koni. Dwa z sześciu, zmuszone do skoku pokonały znaczną odległość zostawiając w tyle przeszkodę stworzoną przez naturę. Stary, do połowy zgnity pień zatrzeszczał i muśnięty racicą obrócił się odsłaniając placek ciemnej ziemi.

Przestroga na potworyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz