Sophie siedziała w kącie, zwinięta jak precel, podczas gdy ostygła woda w stojącej nieopodal wannie, mimo chłodu zapraszała na relaks. Po tym, co zaszło, wskazane byłoby ażeby spróbowała się rozluźnić, acz nie mogła. Nie potrafiła, nie umiała i nie chciała skupić się na niczym innym, prócz tego, co stało się między nią, a jej oprawcą.
Jego słowa wciąż chodziły po jej głowie, dlaczego kazał sobie podziękować za gwałt, którego dokonał? Dlaczego po wszystkim uspokoiło go wyznanie miłości? Zapewne wiedział, że to kłamstwo, a jednak wydał się stabilniejszy po wypowiedzeniu tych fraz. Może na swój dziwny i pokrętny sposób, próbował wybielić się we własnych oczach? Opcji było dużo, a jednak żadna z nich nie przyniosła, choć ułamka spokoju.
To wszystko kłębiło się w niej, niczym robal zjadający swoją ofiarę od środka. Dochodził do tego fakt odrazy do samej siebie, bo w końcu... czy mogła zrobić coś jeszcze, by Marc nieuzewnętrznił swoich fantazji? Bądź, co bądź wyznał, że była najlepsza z tych, które miał do tej pory. Czy tak samo traktował swoją żonę? Te pytajniki zgniatały ją, przygwożdżając do ziemi coraz bardziej.
W pomieszczeniu było ciemno, bo młoda sprawnie pozdmuchiwała tańczące ogniki świec oraz zasłoniła jedyne okno. Obejmując nogi rękami, drżała, aż głośny stukot butów zatrzymał się nieopodal jej drzwi. Kilka stuknięć zaowocowała wpuszczeniem do środka światła z zewnątrz, co wystraszyło młódkę, chowającą twarz za dłońmi.
- Sophie? - Kahil zajrzał przez mały lufcik i dostrzegł w oddali coś na kształt plamy. Ujął jedną ze świec, zapalił ją i wtedy dotarło do niego to, co mógł dostrzec. W najdalszym punkcie, pod ścianą siedziała jego siostra. Jej twarz zasłaniała teraz burza włosów, a ciało zdawało się błagać o kąpiel. W sypialni panował zaduch, śmierdzący jak gnijąca padlina. Zasłonił usta i zakasłał pokonują najbliższy metr.
- Sophie?
- Odejdź!
- Sophie, proszę, co się stało? Nie było cię na śniadaniu.
- Odejdź! - Jej słowa były zagadką, bo nigdy wcześniej nie zachowywała się w podobny sposób. Kahil podszedł do niej, nie szanując prośby i przycupnął niedaleko. Wyciągnął nawet rękę, acz kobieta zwinęła się bardziej i schowała głowę pod tarczą z rąk.
- Co ci się stało? Dlaczego tu siedzisz w całkowitej ciemności?
- Jesteś taki sam, wszyscy jesteście.
- O czym ty mówisz? - Urwał i spróbował odsłonić jej twarz, ta jednak go odepchnęła i gniewnie wbiła w niego wzrok, tym samym pozwalając ujrzeć swoją twarz.
Skamieniał.
Przypominała obite od upadku z drzewa jabłko, które w swoim ostatnim tchnieniu dało pożywkę gąsienicą. Opadł w tył i przysiadł, wypuszczając jednocześnie świece. Ta zgasła szybko i otuliła ich przytulną czernią.
- Kto ci to uczynił? Kurwa Sophie, kto?! - Jej śmiech rozszedł się po skapanej w ciemności alkowie. Oszalała? Zapewne, nie była sobą, nie była też niczym, co brunet mógł lub chciał znać. W przebłysku wdzierającym się przez uchylone drzwi dostrzegł, jak uderza zwiniętymi w pięść dłońmi o swoją głowę.
- Bóg kazał nam wybaczać, Bogowie nakazują się mścić.
- Siostro...
- Nie mów tak do mnie! Nie jesteś tym, za kogo się podajesz.
- Sophie... Sophie... - Przerwał. - Ahnamet?
- To ona, to wszystko jej wina. - Samo agresja w wykonaniu kobiety przybierał na sile. Zaczęła bez opamiętania drapać swoją skórę, dając poczuć bratu mieszający się ze smrodem zapach krwi. Tak bardzo chciała zapominać. Było jej tak bardzo żal i wstyd, że nic nie zrobiła. Mogła uciec, chociażby spróbować wybiec lub poinformować innych, a jednak nie zrobiła tego. Wystrzał kortyzolu wstrzymał w niej adrenalinę i unieruchomił... może gdyby spróbowała, do niczego by nie doszło.
Brunet w końcu złapał za swój krzyż i wyciągnął w jej stronę, z nadzieją, że to coś da.
- Spójrz, spójrz na mnie. Jestem chrześcijaninem, twoim bratem, człowiekiem prawym, no spójrz siostro.
- Zostaw mnie w spokoju! Nie jesteś tu potrzebny, nie potrzebuje was! - Chłopak zatrzymał ją i pochwycił jej ręce, co zaowocowało silnym bólem. Zawyła i rozpłakała się, szamocząc jednocześnie.
- Sophie, proszę.
- Wybaczam wam, jak powinnam. Wybaczam to, co zrobiliście i zrobicie. Wybaczam wszystko.
- Co chcesz mi wybaczyć? - Nie odpowiedziała, acz łkając wróciła jedną nogą do świata, w którym była. Lekko oszołomiona, ale świadoma zerknęła na twarz pogrążonego w czerni brata. Nie widziała nic, prócz jego zarysów.
- Chcesz tego samego? Powiedziała mi, to ona was tu przysyła, ale nie martw się, poradzę sobie z tym.
- Z czym? Sophie, z czym sobie poradzisz? - Wyrwała swoje ręce i wtórne zwinęła się jak kłębek.
- Zostaw mnie, albo weź.
- Nie rozumiem. - Kolejna salwa śmiechu sprawiła, że młodzik wstał i odsunął się bliżej drzwi. - Oszalałaś, postradałaś zmysły. - Mamrotał, gdy ta przeszła z rozumianych przez niego słów w egipską paplaninę. Wstał, potknąwszy się, wpadł w drzwi i przerażony wyszedł, zamykając za sobą wrota.
- Wybaczam wam, wybaczam wszystkim razem i każdemu z osobna, bo nie wiecie, co czynicie.

CZYTASZ
Przestroga na potwory
Historical FictionJeśli lubisz serial wikingowie, film bogowie egiptu lub Achilles i w dodatku pociąga Cię fantastyka, ta książka jest dla Ciebie. To moje autorskie dzieło, w którym pisze o dziejach topornych ludzi z Danii. Walki, krwawe opisy, przemyślane zdarzenia...