Niełaska.

25 4 4
                                    


Ivan zawiesił wzrok na królu i po wcześniejszym, majestatycznym pokazie dobroci oraz łaski, topornie podniósł się z kolan.

Zebrani dookoła nadal trwali w czymś na wzór szoku. Dlaczego ich siostra i córka podjęła się takowego zakończenia sprawy? Dlaczego nie wskazała winnego? Wszyscy poczuli lekką gorycz, bo słowa Sophie przypomniały im, że Bóg miłował każdego i wybaczał niezależnie od przewinień. Byli świadomi, że winni uszanować słowa czarnowłosej, a jednak gniew podsycany niewiedzą nadal pustoszył ich wnętrza.

- A więc królu wszystkich królów? - Zagaił wiking i ruchem ręki nakazał wstać swoim podwładnym. Brunet poprawił skórzane odzienie i wyprostował plecy na tyle, na ile pozwalała mu chora od dziecka noga.

- Możecie odejść. - Mruknął, ocierając następnie twarz i przyjrzał się swoim synom. Czuł, że musi z nimi porozmawiać sam na sam, bo faktycznie chyba wszyscy się zagalopowali.

- Jeszcze jedno.. - Zagaił, nim goście wyszli i sprowadził na siebie ich wzrok. - Skoro moja córka to zrobiła, to i ja mogę. Przepraszam, ale nie potrafię przejść obok jej bólu obojętnie.

- Obiecuje ci Tordzie, że jeśli dowiem się, kto ją skrzywdził, sam wymierzę sprawiedliwość. - Na tym rozmowa między młodym i starcem się zakończyła. Siwek pokiwał tylko głową z aprobatą i zanim drzwi powtórnie się zamknęły, przywołał swoich synów bliżej.

Sophie stała jeszcze na ganku, patrząc na ludzi, którzy wykonywali potrzebne prace. Zwierzęta tuptały po śniegu, dzieci bawiły się swawolnie, a gdzieś w oddali ktoś rąbał drewno. Dziewczyna założyła na głowę kaptur, zbliżyła się do barierki i spuściła wzrok na poplecznika swojego ojca.

- Hengorze, mógłbyś przyprowadzić mojego ogiera?

- Oczywiście.

- Jak się czuje nasza brzemienna klacz?

- Wczoraj urodziła kobyłkę.

Młódka uśmiechnęła się, skrywając ten przejaw radości w cieniu kapuzy. Przytaknęła i odprowadziła mężczyznę wzrokiem, czując jednocześnie, że nie jest już sama. Po odwrócenie się ujrzała Ivana oraz jego wychodzących na zewnątrz ludzi.

Stali tak w ciszy dłuższą chwilę, po której brunet spojrzał na swoją wybawicielkę i zwrócił się do niej przodem. Chciał podziękować, acz nie wiedział, czy powinien. Wyciągnął dłoń, by zdjąć kaptur dziewczyny i zaobserwować jej reakcje na to, co chciał powiedzieć, jednak nie zdążył, bo ta złapała ją. Mimo delikatności unieruchomiła grabę obcego i odsunęła ją od siebie.

- Nie musisz tego robić, to nie mogło skończyć się inaczej. Nie jesteście winni niczemu, co mnie spotkało.

- Chciałbym wiedzieć, kto?

- Jakie to ma znaczenie? Wybaczyłam mu i powinniście to uszanować, wszyscy. Mój ojciec, bracia, ludzie z MaryGrisk i wy... Ty.

- Gdybyś była...

- Ale nie jestem. - Przerwała mu i ujrzała gniadego konia, który szedł powoli w stronę potężnego gmachu.

- Chciałbym pójść z tobą.

Sophie zerknęła na wyższego od siebie bruneta i z wolna ukazała mu swoje oblicze raz jeszcze, uprzednio zdejmując osłonę.

Przestroga na potworyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz