Prolog

39 6 1
                                    


Przewijając palcem po gładkiej powierzchni ekranu mojego smartfona, zanurzyłam się w komentarzach pod najnowszym TikTokiem. Dziewczyna na filmiku omawiała teorie na temat „Zmierzchu", a jej twierdzenia o darach wampirów w serii wciągnęły mnie całkowicie. Byłam w pełni rozluźniona, w bezprzewodowych słuchawkach, które idealnie tłumiły otoczenie.

Zaczytana w komentarzach, gdzie przeważały typowe reakcje „pierwsza!" czy „idolka, pozdrowi?", przechodziłam z jednej teorii na drugą, śledząc żywe dyskusje. Uwielbiałam zanurzać się w takie rozmowy, to była jedna z moich małych przyjemności, które sprawiały, że codzienność była trochę mniej szara. Dzisiaj jednak, zbyt pochłonięta ekranem, zupełnie straciłam poczucie czasu i miejsca.

Nie zauważyłam nadjeżdżających pijanych nastolatków, którzy przekraczali prędkość, próbując uniknąć mandatu. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Huk i silne szarpnięcie były jedynymi sygnałami, które dotarły do mnie, zanim wszystko stało się czarne.

Zaskoczenie i dezorientacja sprawiły, że mój umysł nie zdążył zareagować. Bo przecież zaledwie chwilę temu jeszcze miałam w dłoni telefon, a teraz? 

Teraz już nie czułam nic, pochłonięta przez wszechogarniającą pustkę. 

To było tak absurdalne, że miałam wrażenie, że to wszystko jest złym snem.

Oto w jaki sposób kończy się moje 25-letnie życie...

Przynajmniej, jeśli można szukać pozytywów, odeszłam bez bólu, prawda?


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Usłyszałam irytujący dźwięk budzika, zaspana otworzyłam oczy i próbowałam w półśnie zlokalizować urządzenie, które go wydawało. Nie pamiętałam, żebym ustawiła taką melodię na moim smartfonie. Zamrugałam, dotykając zegarka na stoliku nocnym, i, nie rozumiejąc, co się dzieje, szybko wcisnęłam guzik na jego plastikowej obudowie, czując narastającą dezorientację.

Czerwone liczby na wyświetlaczu budzika wskazywały siódmą rano. Nie przypominałam sobie, żebym miała takie urządzenie. Zasnęłam u kogoś? To wyjaśniałoby, dlaczego budzę się o tej porze. Zazwyczaj wstawałam przed szóstą, aby zdążyć do pracy.

Ziewnęłam, zasłaniając usta dłońmi. Uznałam, że zasypianie u kogoś to całkiem logiczne wyjaśnienie. Powoli przypomniałam sobie „sen", który miałam, i pokręciłam głową, zaraz jednak marszcząc brwi i chwytając za swój blond kosmyk. Skąd ten kolor włosów? Co się ze mną stało? Ktoś postanowił zrobić mi dowcip i rozjaśnił moje włosy?

Podeszłam do lustra w pokoju, pełna obaw, by sprawdzić, jakie skutki przyniosło moje „zaśnięcie" na imprezie. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie ujrzałam obcej twarzy w lustrze.

Czując, jak nagły niepokój ściska mój żołądek, dotknęłam swojej twarzy, patrząc, jak osoba w lustrze robi to samo. Spojrzałam na swoją dłoń. Była jasna, wręcz blada. Zazwyczaj miałam karnację, która szybko łapała słońce i brązowiała. Teraz miałam idealnie jasną karnację, o której zawsze marzyłam. Jasne włosy? Tak, ale w rzeczywistości były naturalnym blondem, układającym się w delikatne fale. Zielone oczy mierzyły mnie w tym nowym wydaniu.

– Lauren? Kochanie, śpisz jeszcze? – Drzwi do pokoju uchyliły się, a przez nie weszła kobieta w średnim wieku o ciepłym, serdecznym wyglądzie. Miała krótkie, jasne włosy i przyjazne, pełne energii oczy. Była niższa ode mnie. – Oh, już wstałaś! Śniadanie jest gotowe – dodała, uśmiechając się do mnie. – Coś specjalnego dla naszej licealistki – mrugnęła do mnie okiem.

– Okej – odpowiedziałam lekko nosowym głosem, zastanawiając się, czy to rzeczywiście mój głos. Brzmiał inaczej niż zwykle.

– Pośpiesz się, czekam na dole – powiedziała, a jej twarz na chwilę zaniepokoiła się. – Twój ojciec musiał dzisiaj wcześniej wyjechać do Seattle. Ma spotkanie w sprawie swojego projektu i niestety nie mógł z tobą pojechać. Mówiłaś, że Jessica ma po ciebie przyjechać, prawda?

– T-tak – potaknęłam, nie mając pojęcia, kim jest Jessica.

Kobieta uśmiechnęła się i szybko wyszła z pokoju.

Zauważając na szafce nocnej stary model telefonu, który nie był jeszcze smartfonem, szybko przejrzałam wiadomości i książkę telefoniczną, próbując znaleźć coś, co mogłoby wyjaśnić moją obecną sytuację. Wyraźnie nie byłam już sobą, a kimś nowym... jakąś Lauren.

– Chyba naprawdę umarłam... – wymamrotałam, opadając na łóżko z westchnieniem.


Uderzenie skrzydeł - Dziedzictwo HaidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz