Rozdział 14

28 4 0
                                    

Kiedy skończyłam przeglądać książki, zauważyłam, że Bella już na mnie czekała z zakupioną książką. Miała na twarzy delikatny uśmiech, ale ja nie mogłam przestać się martwić. Słońce już prawie całkowicie schowało się za horyzontem, a miasto zaczynało tonąć w półmroku. Westchnęłam, czując narastający niepokój. Wyciągnęłam telefon, by napisać do Jess.

– Napiszę do dziewczyn, żeby na nas nie czekały z jedzeniem – powiedziałam, próbując przybrać spokojny ton. – Najwyżej później zjemy coś na szybko w Forks.

Bella skinęła głową na zgodę, choć w jej oczach pojawiło się pytanie. Spojrzała na mnie z niepokojem.

– Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytała, rozglądając się wokół.

– Dobre pytanie... – odpowiedziałam, sama nie będąc pewna, gdzie się znajdujemy. Od chwili wyjścia z księgarni byłam zbyt zajęta pisaniem wiadomości, by zwracać uwagę na drogę. Szłam automatycznie za Bellą, która najwyraźniej była równie pogrążona w myślach. Doprowadziło to do tego, że obie się zgubiłyśmy. Brawo, Lauren.

Rozejrzałam się, próbując przypomnieć sobie, którędy szłyśmy. Proponowałam, żebyśmy poszły w lewo, Bella natomiast uważała, że powinniśmy skręcić w prawo. Ostatecznie zdecydowałyśmy się iść prosto, uznając, że skoro już się zgubiłyśmy, to może lepiej zaufać instynktowi.

Szłyśmy tak przez jakiś czas, a ja coraz bardziej czułam, że nie znam tej okolicy. W końcu usłyszałam dzwonek telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i zobaczyłam, że mam kilka nieodebranych połączeń – najwidoczniej straciłam zasięg, gdy znalazłyśmy się w tej części miasta.

– Chyba wyszłyśmy na jakieś obrzeża – stwierdziłam, rozglądając się z rosnącym niepokojem.

Nagle zza rogu wyłoniła się grupka czterech mężczyzn. Ich wygląd od razu wzbudził we mnie czujność – nie byli to zwykli przechodnie wracający z pracy. Ubrani w niezbyt schludne ubrania, byli niewiele starsi od nas. Przelotnie wymienili między sobą spojrzenia, po czym ich wzrok skupił się na nas. Chwyciłam Bellę za ramię, próbując ją w ten sposób ochronić i jednocześnie ukryć własne obawy.

Zaczęli rzucać w naszym kierunku żarty, które były coraz bardziej złośliwe. Poczułam, jak narasta we mnie niepokój. Przyspieszyłam kroku, ciągnąc Bellę za sobą, chcąc jak najszybciej oddalić się od tej grupy. Ich śmiech tylko nasilił się, gdy zauważyli nasz pośpiech.

Jeden z mężczyzn rzucił jakąś zaczepkę w naszą stronę, na co Bella odpowiedziała odruchowym "hej", jakby próbując go zbyć. Ja jednak posłałam mu tak zimne spojrzenie, że na moment stracił pewność siebie i cofnął się o krok.

– Czekaj no! – krzyknął ktoś z grupy, a ja poczułam, jak Bella drży. Słyszałam, jak jej serce bije szybciej – znak, że obie znalazłyśmy się w sytuacji, z której trudno było znaleźć wyjście.

Obserwowałam ich uważnie, nie spuszczając z oczu ani jednego ruchu. Zatrzymali się, jakby świadomi, że mają nas w pułapce. Najbliższa przecznica okazała się być ślepą uliczką, prowadzącą na tyły kolejnego smutnego budynku. Bella próbowała skręcić, jakby chcąc uciec, ale wiedziałam, że nie mamy szans – oni byli szybsi.

Spojrzałam na ulicę prowadzącą na wschód, która kończyła się znakiem stopu na kolejnym skrzyżowaniu. Wiedziałam, że nawet jeśli rzucimy się biegiem, dogonią nas w kilka chwil. Nie mogłam ryzykować, nie chciałam, aby coś się jej stało.

Zacisnęłam pięści, przygotowując się do najgorszego scenariusza. Czułam, że muszę chronić Bellę za wszelką cenę, ale modliłam się, by nie doszło do konfrontacji. Sytuacja była napięta, a ja wciąż szukałam w myślach jakiegoś wyjścia z tej niebezpiecznej sytuacji.

Uderzenie skrzydeł - Dziedzictwo HaidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz