Rozdział 21

32 2 0
                                    

Nie byłam do końca pewna, czy dom, pod którym zaparkowałam, rzeczywiście należał do Cullenów. Wyglądał zupełnie inaczej niż to, co sobie wyobrażałam. Było coś specyficznego w jego wyglądzie, co nie do końca pasowało do obrazu, który miałam w głowie – może poza polaną, którą kojarzyłam z filmu. Przed sobą widziałam starszy budynek, wyglądający na co najmniej stuletni. Ściany były gładkie, pokryte białym tynkiem, ale była to specyficzna biel – ciężko mi było określić dokładny odcień. Być może światło zmieniało jego ton, ale z pewnością nie była to zwykła, sterylna biel.

Okna przyciągały moją uwagę – duże, z drewnianymi ramami, dodawały całości uroku. Zastanawiałam się, jak nazywa się taka niska weranda, która otaczała przód domu. Prawdopodobnie dom miał podobną konstrukcję z tyłu, choć tego jeszcze nie widziałam. Dwupiętrowa budowla, z dachem w typowym trójkątnym kształcie, pokryta była granatowymi dachówkami, które dodawały surowego, ale eleganckiego charakteru.

Zauważyłam garaż dobudowany z boku domu, zapewne miejsce dla samochodów Cullenów. Mój pojazd zostawiłam na żwirowym podjeździe, niepewna, czy przypadkiem nie zakłócę ich spokoju. Gdy tylko zamknęłam drzwi samochodu, usłyszałam szum rzeki w oddali, a w powietrzu czułam delikatny zapach wilgotnych liści, które kołysały się na wietrze. Wydawało się, jakby ten dom i jego otoczenie miały swoje własne, spokojne życie.

Kiedy zaczęłam powoli iść w stronę domu, dostrzegłam ogród pełen małych krzewów róż i innych kwiatów. Ktoś musiał mieć naprawdę wprawną rękę do pielęgnacji roślin – wszystko wyglądało idealnie zadbane. Wzięłam głęboki oddech, zbierając w sobie odwagę. Podchodząc do drzwi, uniosłam dłoń, by zapukać, ale nie zdążyłam. Drzwi otworzyły się nagle, a Alice rzuciła mi się w ramiona, obejmując mnie mocno.

Odwzajemniłam uścisk, czując, jak lodowata dłoń Alice delikatnie dotyka mojej rozgrzanej skóry. Gdy przekroczyłam próg domu Cullenów, niemal natychmiast poczułam przyjemne ciepło w kontraście do zimnego, nocnego powietrza na zewnątrz. Wnętrze było oświetlone delikatnym, ciepłym światłem, które odbijało się od eleganckich, białych ścian. 

Za oknami panowała już całkowita ciemność – tylko cień drzew kołyszących się na wietrze był widoczny przez duże okna. W środku jednak panowała przytulna, niemal rodzinnej atmosfera, choć napięcie między niektórymi osobami było wyczuwalne od pierwszej chwili. 

Widok Rosalie mnie zaskoczył – zwłaszcza że wydawała się równie zaskoczona moim przybyciem.

– Cześć – powiedziałam nieco niepewnie, rozglądając się wokół.

– To jest Lauren Mallory! – zawołała radośnie Alice, zupełnie ignorując mój brak pewności. – Jest zmiennokształtną i zostanie członkiem naszej rodziny! Oh, i ona wie, kim jesteśmy – dodała z uśmiechem.

– Jak mogłaś jej to powiedzieć? – syknęła Rosalie, z furią w głosie. – Najpierw Edward postradał zmysły, a teraz ty? To jakaś choroba? – dodała, wpatrując się we mnie z wyraźnym oburzeniem.

Nie mogłam dłużej milczeć. 

– Właściwie, wiedziałam, kim jesteście, odkąd przybyliście do miasta – przerwałam. – Znam historię każdego z was. Mogę nawet opowiedzieć Alice, jak została wampirem, skoro tego nie pamięta – zasugerowałam, chcąc złagodzić napiętą atmosferę.

Emmett wydawał się kompletnie skołowany. 

– Co? – burknął, próbując zrozumieć, co się dzieje.

– Niedźwiedź – rzuciłam, patrząc na niego.

– Ona czyta w myślach jak Edward? – zapytał Emmett, zwracając się do Carlisle'a. Starszy wampir był wyraźnie zaskoczony. Po raz pierwszy widziałam na jego twarzy coś więcej niż spokój i opanowanie. W rzeczywistości wyglądał lepiej niż w filmie – nic dziwnego, że miał tylu fanów.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 13 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Uderzenie skrzydeł - Dziedzictwo HaidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz