Sue spojrzała na mnie z mieszaniną troski i zrozumienia, a ja poczułam, jak powoli ogarnia mnie niepokój. Jej słowa brzmiały jednocześnie obco i znajomo. Odstawiła filiżankę na stół i złapała mnie za rękę, a w jej dotyku była czułość i pewność. Gdy zaczęła mówić o plemiennych tatuażach, coś w moim wnętrzu drgnęło. To nie były zwykłe ozdoby. Oznaczały coś więcej.
Kiedy zdjęła bandaż z mojego nadgarstka, obie spojrzałyśmy na czarny tatuaż – symbol kruka. Sue wskazała na ten wzór, tłumacząc, że u mojej matki wyglądał podobnie, choć nie był wypełniony tuszem, jak u mnie. Zmieniała się w białego kruka – istotę wyjątkową, duchową.
– W kruka? – wykrztusiłam, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszałam. Wydawało mi się, że przemiany są możliwe jedynie w zwierzęta lądowe, ssaki, a tymczasem ona mówiła o ptaku.
Sue, dostrzegając moją konsternację, zapytała:
– Miałaś sen o kruku, prawda?
Skinęłam głową, a ona przyjrzała się mojemu tatuażowi jeszcze uważniej. Odkryła, że oprócz wypełnionego kruka był tam też jego kontur, sugerując, że mogę mieć dwie formy – jedną duchową, dzięki której będę w stanie wędrować po świecie jako szamanka i kontaktować się ze zmarłymi, a drugą – fizyczną, która jeszcze pozostawała tajemnicą.
– Możliwe, że będziesz miała opiekuna czarnego kruka – powiedziała, nie kryjąc swej niepewności, bo jak przyznała, nie miała pełnych informacji od mojej matki, Seraphiny.
Zadałam jej wtedy pytanie, które nie dawało mi spokoju: Czy ja już się przemieniam?
Sue spojrzała na mnie poważnie, a jej słowa spowodowały u mnie dreszcz niepokoju.
– Dziecko, ty już jesteś przemieniona. Widzę to doskonale – twoje mięśnie są bardziej zarysowane, twoje włosy jaśniejsze, a oczy intensywnie błękitne. Nie wiem dokładnie, kiedy dokonasz pełnej przemiany, ani w jaką formę, ale jedno jest pewne – nie jesteś już człowiekiem, Lauren.
Te słowa brzmiały dziwnie, jak coś, czego nigdy nie spodziewałam się usłyszeć. Dłoń Sue wciąż trzymała moją, próbując przekazać mi spokój, ale w mojej głowie rodził się chaos.
Sue siedziała ze mną jeszcze przez dłuższą chwilę, spokojnie tłumacząc, jak powinnam przygotować się do medytacji, aby nawiązać kontakt z moim duchowym przewodnikiem. Jej głos był łagodny, a każde słowo dokładnie wyjaśniało, jak ważny jest odpowiedni stan umysłu oraz atmosfera, aby to się udało. Zapisała mi na kartce listę ziół, które mogłyby mi pomóc osiągnąć ten stan głębokiego spokoju i odprężenia. Spojrzałam na kartkę, a niektóre nazwy od razu wydały mi się znajome. Szałwia, lawenda, rozmaryn – te rośliny kojarzyłam, choć nigdy nie myślałam, że mają takie zastosowanie. Jednak to inne, bardziej egzotycznie brzmiące zioła przykuły moją uwagę: bylica pospolita, różeniec górski i wetiweria. Nazwy te nie tylko brzmiały obco, ale i trochę zabawnie, co sprawiło, że zaczęłam się nad nimi zastanawiać.
– Naprawdę dziękuję za pomoc – powiedziałam, chowając starannie złożoną kartkę do kieszeni mojej czarnej bluzy. Jej materiał był przyjemny w dotyku, a teraz również niosła w sobie tajemnicę, której nie mogłam się doczekać, by odkryć.
Sue uśmiechnęła się łagodnie. Jej oczy, choć zmęczone, pełne były zrozumienia i troski. Widać było, że to, co powiedziałam o przemianach młodych z plemienia, miało na nią duży wpływ. W końcu była matką i nie mogła pozostać obojętna na te informacje.
– Ty też mi dzisiaj sporo pomogłaś – przyznała cicho. – Wiem, na co muszę się przygotować.
Przez moment wahałam się, niepewna, czy powinnam dalej ingerować w przyszłość. Przekazywanie takich informacji mogło zmienić bieg wydarzeń, a ja nie byłam pewna, czy to dobra decyzja. W końcu jednak poczułam, że muszę to zrobić, że pewne rzeczy zasługują na wyjaśnienie.
CZYTASZ
Uderzenie skrzydeł - Dziedzictwo Haida
FanfictionTo była chwila nieuwagi, a moje życie nagle wywróciło się do góry nogami, kiedy obudziłam się w ciele Lauren Mallory. Kim ona jest? Na początku sama nie wiedziałam, dopóki nie przypomniałam sobie irytującej, trzecioplanowej blondynki ze "Zmierzchu"...