Rozdział 7

36 6 0
                                    

Następnego dnia obudziłam się z narastającym uczuciem niepokoju. W sypialni panowała przytłaczająca cisza, przerywana jedynie miarowymi uderzeniami gałęzi o szyby, podsycanymi przez zimny wiatr. Niebo było zasnute grubą warstwą ciemnych chmur, które szczelnie przykrywały wszelkie oznaki słońca. Blade światło, które z trudem przedzierało się przez szpary w zasłonach, rzucało nikłe, niemal trupie refleksy na podłogę, pogłębiając chłodny półmrok w pokoju.

Cisza w domu była niepokojąca, jakby otaczał mnie delikatny, duszący kokon pochmurnego dnia. Kolejny szkolny poranek, kolejna rutyna, a mimo to czułam, że ten dzień będzie inny. Nadchodząca rozmowa z Alice nie dawała mi spokoju, jak cień, który zdawał się wisieć nad tym szarym, wilgotnym porankiem.

Gdy dotarłam na szkolny parking, chłód poranka uderzył mnie w twarz, a narastające wrażenie frustracji zaczęło przybierać na sile. Wysiadłam z auta, czując, jak powietrze przepełnione wilgocią otula mnie niczym ciężka mgła. Szkolny parking, jak zwykle zatłoczony, pełen był uczniów przemykających między samochodami. Niebo nad nami było pokryte ciężkimi, stalowoszarymi chmurami, które zapowiadały nadejście deszczu.

Nagle z boku pojawiła się Jessica, jej twarz promieniała mieszanką podekscytowania i frustracji. Zatrzymałam się, zamykając drzwi auta i posłałam jej pytające spojrzenie, oczekując na wyjaśnienia.

– Nie uwierzysz! – wykrzyknęła, niemalże podskakując z emocji. Jej oczy iskrzyły życiem, a całe ciało wydawało się tryskać energią.

W myślach przewróciłam oczami, przewidując, że pewnie chodzi o kolejną szkolną plotkę.

– Tyler zaprosił Bellę na bal! Edward, kiedy wyjeżdżał z parkingu, zablokował wyjazd, więc Crowley wykorzystał okazję – pochyliła się w moją stronę, zniżając głos do szeptu, jakby dzieliła się najpilniej strzeżonym sekretem. – Dowiedziałam się wszystkiego od Angeli, która to widziała. Bella wszystkim rozpowiada, że w dzień balu jedzie na cały dzień do Seattle.

Patrzyłam na nią z mieszanką niedowierzania i znużenia, nie mogąc odczytać z jej twarzy, co dokładnie czuje. Jej emocje były niczym wirujący tajfun, który tylko czekał, aby mnie wciągnąć.

– Ahhh... o to chodzi. No tak – odpowiedziałam z udawaną obojętnością, choć w głębi duszy zaczynałam już myśleć o zupełnie innych sprawach.

– Zaprosiłaś już Tylera? – zapytała, nie ukrywając zainteresowania.

– Jakoś... nie miałam okazji – odparłam, czując, że to wcale nie była okazja, której bym szukała. W rzeczywistości nie miałam najmniejszej ochoty na tego typu imprezy.

Jessica wyraźnie zmartwiła się moją odpowiedzią, złożyła ręce na biodrach, jakby chciała mnie zbesztać za brak zaangażowania.

– Tylko w tym roku nie rozchoruj się jak rok temu – ostrzegła z wymuszonym uśmiechem, marszcząc brwi. – Było nudno bez ciebie – dodała, wydymając usta w grymasie niezadowolenia.

Spojrzałam na nią, starając się stłumić uśmiech, który próbował przebić się na mojej twarzy.

– Choroba nie wybiera – rzuciłam, rozglądając się po parkingu, gdzie uczniowie gromadzili się w małe grupki, rozmawiając przed rozpoczęciem lekcji. Wtem zauważyłam Edwarda Cullena, który opierał się nonszalancko się o swoje volvo, wypatrując auta Belli, które lada moment miało wjechać na parking. – Oh... Może zaproszę Edwarda Cullena? – zażartowałam, uśmiechając się z lekkim sarkazmem. Wiedziałam przecież, że Edward planował towarzyszyć Belli w jej wyjeździe do Seattle.

– Huh? Wiesz, że on nie chodzi z nikim na imprezy... A ostatnio i on się uganiał za Swan – burknęła, w jej głosie można było wyczuć nutę zazdrości i zawiści.

Uderzenie skrzydeł - Dziedzictwo HaidaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz