song:Sabrina Carpenter - Bed Chem
Kolejnego dnia Felix był naprawdę przygnębiony, nie chciał by Hyunjin go opuszczał, a jednocześnie nie wyobrażał sobie jak miałoby to wyglądać po tym wszystkim. Rano spotkał go w kuchni. Na blacie przygotowana była świeżo parzona kawa. Ciemnowłosy cicho nucił pod nosem, piekąc racuchy na patelni. Lee poczuł się milion razy gorzej. Łzy stanęły mu w oczach to był prawdopodobnie ostatni raz kiedy go widział takim beztroskim w jego własnym domu. Kiedy nieco się uspokoił, odchrząknął i złapał za kubek ciepłego napoju.
- Dzień dobry. - powiedział cicho.
Hwang zaskoczony jego obecnością o tak wczesnej godzinie, jednak uśmiechnął się ciepło, przekładając gotowy wypiek na talerz obok.
- Dzień dobry. - odpowiedział miło.
Nie chciał, by rozstali się w niemrawej atmosferze, dlatego ostatniego dnia postanowił, że wszystko będzie idealnie. Tak jak na samym początku. Poczuł jak coś bardzo mięciutkiego ociera się o jego łydkę, spojrzał z uśmiechem na czarnego kota, który upominał się również o swoje śniadanie. Podniósł zwierzę przytulając je lekko do siebie, następnie podszedł do pojemnika by nabrać do miski jego jedzenie. Młodszy obserwował ten rozczulający widok. Nie chciał nawet myśleć, o tym iż mężczyzna wieczorem wyjedzie i nigdy do niego nie wróci.
Piegus dostrzegł, że racuchy się przypalają dlatego podszedł do palnika przewracając je na drugą stronę. Chwilę później obok niego stanął Hwang sięgając dłonią po szpatułkę. Niepewnie zabrał ją z rąk blondyna, pilnując dania.
- Ta porcja jest dla ciebie. Zjedz. - odparł wskazując głową na talerz który leżał kawałek dalej.
- Dziękuję Hyun. - mruknął cicho, zabierając jedzenie do stołu.
Cały czas chciało mu się płakać i zduszał to w sobie za wszelką cenę. W jego głowie cały czas coś krzyczało, że będzie bardzo żałować tego wszystkiego. Że będzie pluł sobie w brodę długi czas, jeżeli pozwoli mu odejść. Zerkał na starszego, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - usłyszał nagle, gdy wyrwał się z krainy własnych myśli.
Nawet nie zwrócił uwagi, że Hyunjin coś do niego mówił.
- C-co? Przepraszam, wyłączyłem się na moment. - wydukał wystraszony.
- Zapytałem czy możemy dzisiaj wykonywać wszystkie obowiązki razem jak na początku? - powtórzył łagodnie starszy.
- Oh tak, chętnie. - wymamrotał Lee.
Tak więc chwilę później byli gotowi by wyjść na zewnątrz i zająć się gospodarstwem. Najpierw zajęli się zwierzętami, by kolejno popracować w ogrodzie. Na chwilę zapomnieli o wszystkich problemach, które spotkały ich w relacji. Na nowo cofnęli się w czasie ciesząc się każdą małą rzeczą. Hyunjin podczas końcowej pracy w ogrodzie podlewał rośliny. Mały chochlik przemknął mu przez głowę podrzucając mu głupi pomysł. Nim dwa razy go przemyślał obrócił węża w stronę blondyna oblewając go chłodną wodą.
- Cholera Hyunjin! - pisnął piegusek.
Odwrócił się wkurzony w stronę mężczyzny, ale widząc rozbawione iskierki w oczach bruneta nie potrafił się złościć. Złapał za drugi wąż którego on używał chwilę wcześniej i nakierował go na wyższego czego ten kompletnie się nie spodziewał. Od razu oddał mu tym samym rozpoczynając wielką wojnę. Śmiechów nie było końca. Na zewnątrz było zimno, ale im nie przeszkadzał fakt, że mogą się pochorować. Po wielu minutach gonienia się i beztroskiej zabawy byli zmęczeni zatrzymali się głośno dysząc, a ich buzie ozdabiały szczere uśmiechy.
CZYTASZ
𝒗𝒊𝒍𝒍𝒂𝒈𝒆 𝒃𝒐𝒚 𝒂𝒔𝒑𝒊𝒓𝒊𝒏𝒈 𝒕𝒐 𝒍𝒐𝒗𝒆 / hyunlix
Fanfiction„Lubię jesień... Jesień jakby usprawiedliwia depresję, jesienią nie trzeba być młodym, zdrowym, aktywnym jak latem, jesienią można sobie popłakać, jesień to pora ludzi samotnych." - Paweł Pollak „Gdyby rok schowany był w zegarze, jesień byłaby magic...