19.

103 11 109
                                    

Siedziałem na jednych z drewnianych krzeseł z piwem w ręku. Klub wypełniał się coraz większą ilością ludzi, co powodowało coraz większy hałas i zgiełk. Muzyka grała głośniej, a rozmowy mieszały się ze śmiechem i dźwiękami szkła uderzającego o siebie. Obserwowałem, jak ludzie tańczą, ściskają się na parkiecie, a kelnerzy przeciskają się między stolikami, próbując nie rozlać drinków. Światła migotały w rytm muzyki, a w powietrzu czuć było mieszankę perfum, potu i dymu papierosowego. Mimo tego chaosu, czułem się dziwnie spokojny, jakby świat dookoła kręcił się w swoim własnym tempie, a ja byłem jedynie obserwatorem tej nocnej sceny.

Odwróciłem się w stronę wejścia, wbijając wzrok w duże, drewniane drzwi, które raz po raz otwierały się i zamykały, wpuszczając do środka kolejne osoby. Światło z ulicznych latarni odbijało się od błyszczącej mosiężnej klamki, a każdy dźwięk otwieranych drzwi zdawał się rosnąć w moich uszach. Z każdym ruchem, drzwi skrzypiały, wpuszczając na chwilę zimne powietrze z zewnątrz, które kontrastowało z dusznym ciepłem panującym wewnątrz klubu. Miałem nadzieję, że to właśnie teraz, w tej chwili, zobaczę wchodzącego Joao.

Spojrzałem na zegarek w telefonie - wskazówki przesuwały się leniwie, a każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność. Joao miał być już tu parę minut temu, ale jego brak zaczynał mnie niepokoić. Moje palce mocniej zacisnęły się na butelce piwa, czując zimną, lekko wilgotną powierzchnię szkła. Opróżniłem butelkę jednym haustem i odstawiłem ją na stolik, czując lekkie drżenie, gdy szkło dotknęło drewna.

Zerkałem co chwilę na drzwi, obserwując każde wejście. Pierwsi weszli jacyś młodzi ludzie, ich śmiech zagłuszał na chwilę muzykę. Kolejna para, trzymająca się za ręce, przemknęła szybko obok, jakby nie zauważyli całego zgiełku dookoła. W końcu ktoś, kto mógł przypominać Joao — mężczyzna w ciemnej bluzie, który przystanął tuż za progiem.

Gdy mnie dostrzegł, jego twarz na moment rozjaśnił delikatny uśmiech, a oczy zabłysły w słabym świetle klubu. Mężczyzna ruszył w moją stronę, przeciskając się między tłumem gości, którzy głośno rozmawiali i machali rękami, jakby zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Jego kroki były pewne, ale zauważyłem, że raz po raz zerkał na boki, jakby czegoś szukał albo kogoś unikał. Miał na sobie ciemną bluzę z kapturem, który luźno opadał na jego plecy, i dżinsy, które wyglądały, jakby widziały już lepsze dni. Jego dłonie były schowane w kieszeniach, a ramiona lekko zgarbione, jakby chciał wtopić się w tło.

Z każdą sekundą zbliżał się coraz bardziej, a ja starałem się odczytać jego twarz — coś w jego ruchach wydawało się napięte, jakby niosło w sobie cień niepokoju. Kiedy w końcu dotarł do mojego stolika, odsunął krzesło nogą, cicho szurając nim po podłodze, i usiadł naprzeciwko mnie. Czułem na sobie jego wzrok, jakby badał mnie przez ułamek sekundy, zanim odwrócił oczy i rzucił krótkie spojrzenie na tłum za mną.

- Przepraszam za spóźnienie. -  powiedział cicho, ledwo słyszalnie wśród hałasu dookoła. Jego głos był napięty, trochę niższy niż zwykle. – Sprawy się... skomplikowały.

Nie zapytałem od razu, co ma na myśli. Jego oczy mówiły więcej niż słowa - coś go trapiło, a jednocześnie nie chciał tego ujawnić tak od razu. Zerknąłem na niego uważniej, dostrzegając krople potu na jego czole, mimo chłodnego powietrza w klubie.

- Wszystko w porządku? - zapytałem spokojnie, nachylając się lekko do przodu, żeby lepiej go słyszeć.

Joao wziął głęboki oddech, jakby próbował się uspokoić. Przez chwilę jego wzrok wbity był w stół, a palce nerwowo bawiły się brzegiem jego rękawa. W końcu podniósł na mnie oczy.

- Nie. -  powiedział zły, nachylając się do mnie bliżej. - Samochód mi się zepsuł.

Myślałem, że zaraz zacznę się śmiać na cały klub. Bałem się, że chodzi o zagrożenie życia, że ktoś go śledził, a on mi mówi, że zepsuł mu się samochód.

Prosecutor and Lawyer - Pedri & GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz