17.

95 14 227
                                    

Wychodząc z pomieszczenia, zostałem zatrzymany przez mojego szefa. Spojrzałem na niego zdezorientowany, gdy cofnął mnie do pokoju i zamknął drzwi. Podał mi jakieś dokumenty do ręki i wyszedł.
Ruszyłem za nim.

- Ej, ale ja teraz wolne mam. - powiedziałem, a on się zaśmiał.

- Masz się zapoznać z tą sprawą. Jak wrócisz to zajmiesz się tym. Narazie przejrzysz to. - poszedł do swojego miejsca pracy, zostawiając mnie na środku korytarza.

Zabrałem dokumenty ze sobą i wyszedłem. Musiałem zdążyć na lot do Barcelony. Jutro miała się urodzić moja siostrzenica. Pojechałem do domu po spakowane już walizki i zszedłem na dół. Czekając na Felixa, który miał mnie zawieźć na lotnisko, zapaliłem papierosa.

Po paru minutach Joao już był na miejscu, podjeżdżając pod budynek swoim starym, dobrze mi znanym samochodem. Zgasiłem papierosa i wrzuciłem walizki do bagażnika.

- Dzięki, że mnie podwieziesz - powiedziałem, zajmując miejsce pasażera.

- Żaden problem, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć - odpowiedział Joao z uśmiechem, ruszając z miejsca. - Jak się czujesz? Podekscytowany?

- Z jednej strony tak - przyznałem, patrząc przez okno na mijające nas ulice. - Ale z drugiej strony... trochę mnie stresuje ta nowa sprawa. Szef jak zawsze wie, jak zepsuć mi wolne.

Joao zaśmiał się, ale jego śmiech był krótki, bardziej z grzeczności niż rozbawienia.

- Dasz radę. Przecież zawsze potrafisz sobie z tym poradzić - powiedział, próbując mnie pocieszyć.

Milczałem przez chwilę, przyglądając się dokumentom, które trzymałem na kolanach. Z jednej strony chciałem skupić się na jutrzejszym dniu, na narodzinach siostrzenicy, ale z drugiej strony myśli krążyły wokół pracy.

- A co do tej sprawy... - zacząłem, ale Joao przerwał mi, machając ręką.

- Teraz się tym nie przejmuj. Masz lecieć do Barcelony, zobaczyć swoją siostrzenicę, a reszta może poczekać.

Pokiwałem głową, ale czułem, że ten ciężar będzie mi towarzyszył, dopóki nie uporam się z tą sprawą.

Dojechaliśmy na lotnisko, a Joao pomógł mi z walizkami. Zanim pożegnałem się i udałem się w stronę kontroli bezpieczeństwa, spojrzałem na niego z wdzięcznością.

- Dzięki za wszystko, Joao. Naprawdę doceniam to, że zawsze jesteś obok.

- Zawsze, bracie. Trzymaj się i daj znać, jak już będziesz na miejscu - odpowiedział, klepiąc mnie po plecach.

Wszedłem do terminalu, myśląc o tym, co czeka mnie w Barcelonie. Z jednej strony narodziny siostrzenicy, nowy początek dla mojej rodziny. Z drugiej strony - niepewność związana z pracą. Miałem nadzieję, że w tej nowej rzeczywistości, jaka mnie czekała, znajdę równowagę między jednym a drugim.

Przeszedłem przez kontrolę bezpieczeństwa, starając się skupić na czekającym mnie locie, a nie na dokumentach w teczce. Wciąż myślałem o tym, co powiedział Joao. Może faktycznie powinienem odpuścić na chwilę sprawy zawodowe i skupić się na rodzinie. W końcu nie codziennie zostaje się wujkiem.

Gdy dotarłem do bramki, okazało się, że mam jeszcze sporo czasu do wejścia na pokład. Usiadłem na ławce i wyjąłem telefon, by napisać do brata.

„Już na lotnisku. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę małą!"

Po chwili dostałem odpowiedź: „Wszyscy czekamy na Ciebie! Jestem tak podekscytowany i trochę zestresowany, ale wiem, że wszystko będzie dobrze."

Prosecutor and Lawyer - Pedri & GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz