7 czerwca 2005 roku
Sowa Pottera budzi Severusa, wpadając przez okno i lądując mu na twarzy.
Nagły atak sprawia, że Severus panikuje. Wyskakuje z łóżka, myśląc, że musiało stać się coś okropnego. Prawie uderza ptaka (i zrobiłby to, gdyby był na tyle obudzony, żeby go złapać), a potem goni go do okna, zamykając je na zewnątrz i zasuwając zasłonę. Widzi jego cień. Z pewnością siedzi tam po drugiej stronie, wpatrując się w niego dzikim wzrokiem.
Czując się jak morderca, Severus wraca do łóżka. (Czując się jak morderca i będąc wciąż zaspanym, kompletnie nie zauważa, że krawędź dywanu się podwinęła: potyka się o własne nogi, uderza w szafkę nocną piszczelą, a potem w ramę łóżka kolanem.) Lampka nocna przechyla się na bok i spada na podłogę, wyrywając wtyczkę z gniazdka.
Severus bierze najgłębszy oddech w swoim życiu.
Da radę. Zniesie to, już niedługo. (Wkrótce — jego własne mieszkanie. Wkrótce — daleko stąd).
Na końcu łóżka, na kocu, sowa zostawiła egzemplarz Proroka Codziennego, jak zawsze starannie zrolowany. Pocierając twarz, Severus go rozwija. Nagłówek zajmuje całą pierwszą stronę, wypisany pogrubioną, czarną czcionką.
Dementorzy powrócą dziś wieczorem do Azkabanu.
Severus czyta artykuł dwa razy, uważnie. Składa się na niego trochę opinii, fragmenty z regulaminów i nowe wytyczne. Chwali system sądownictwa i gratuluje mu tak gruntownej modernizacji. Nowy Minister Magii, Priscus Pierce, twierdzi to i to, stwierdza tamto i tamto, obiecuje zmiany i sprawiedliwość. Dementorzy to nie tylko strażnicy, mówi, nie tylko utrzymywacze porządku: są kulturową koniecznością. Starożytną tradycją. Muszą tam być.
Nie ma ani jednego słowa o więźniach.
Nie są brani pod uwagę. Ich imion nie ma na papierze. Ich życia nie są przedmiotem dyskusji.
Nie są ważni; są kim są. Więźniami. Przestępcami. Można ich zignorować, a co więcej, już są ignorowani.
Severus myśli o tym chłopcu, Atticusie. Pełnym zuchwałości i arogancji. Pełnym gniewu. Kolejna błądząca dusza, która wybrała morderstwo zamiast rozsądku. Minęło trzydzieści lat (Boże, trzydzieści!), ale Severus pamięta dreszcz. Wtedy to poczuł. Dostrzegł urok. Z ciekawością. Jak to jest odebrać życie? Jak by to zrobił? Ręką, różdżką, nożem? Tabletkami, pistoletem, poduszką mocno przyciśniętą do twarzy?
Zrobił to swoją różdżką.
Gdy to się stało, nie pozostało w nim nic z ciekawości. Jedynie przerażenie.
Myśli o Lee. Lee, który latami torturował własnego syna. Runcorn, którego rodzina co tydzień się z nim kontaktowała, nie pomijając żadnej szansy.
Myśli o Yaxleu i jego małym fanklubie. Kiedyś sam był szefem organów ścigania. Zawsze formalnie ubrany, efektowny, charyzmatyczny. Człowiek jasnych poglądów.
Antonin i jego zdegenerowane, złamane serce.
Coś opada mu na dno żołądka i podejrzewa, że to poczucie winy. Winy za to, że nie jest tam z nimi. Po chwili zastanowienia, to jednak obrzydzenie. Boi się, że zwymiotuje, choć nawet jeszcze nie pił herbaty. O włos i sam byłby tam z nimi, tkwiąc w jakiejś brudnej, cuchnącej celi, czekając, aż Azkaban go wykończy.
Severus składa gazetę na pół i odkłada ją na bok.
Głupie sentymenty. Bezcelowe myśli. Śmierciożercy nie mają znaczenia — włącznie z Severusem. Nigdy nie mieli.
-.-.-.-
Potter już pracuje nad usunięciem pozostałych desek podłogowych, gdy Severus do niego dołącza. Dni stają się coraz cieplejsze, a teraz, kiedy okno w końcu jest naprawione, poranne słońce przywdziewa mały sklep złotymi promieniami.
— Wyłącz je — to pierwsze, co Severus mówi Potterowi, wskazując na radio.
Potter wykonuje polecenie, ocierając pot z czoła ramieniem.
— Hej. — Podaje mu młotek, który Severus niemal wyrywa mu z rąk, po czym podwija rękawy. Zaczyna pracować w ciszy, metodycznie, a monotonny dźwięk młotka uderzającego w drewno wycisza jego myśli.
Najpierw odsłonią podłogę. Potem Severus zacznie rytuał. Podstawowy; nic wymagającego ani wyrafinowanego. Kilka świec rozmieszczonych dookoła, trochę tymianku i kryształ szafiru zakupiony przez sowę z reklamy w Proroku. (Oczyszczające Kryształy i Kamienie Madame Alessandry).
To w sumie szarlataneria — ale płaci Potter, więc co za różnica.
Severus jest właśnie w trakcie testowania jednego z zaklęć, gdy czuje dłoń na swoim ramieniu. Tak gwałtownie się odsuwa, że omal nie wykuwa oka Potterowi swoją różdżką.
— Co? — Wypluwa.
— To przez Proroka, prawda?
— Co?
— Wiesz, o co mi chodzi.
Severus potrząsa głową, wskazując różdżką na podłogę.
— Zejdź mi z oczu, żebym mógł skończyć — mówi.
— Możesz użyć Brit, jeśli chcesz. Jeśli jest ktoś, do kogo chciałbyś napisać. Mam na myśli Azkaban.
— Odpuść, Potter.
— Dobrze.
Potter nie przeszkadza mu więcej przez resztę dnia; Severus jest niemal pod wrażeniem.
-.-.-.-
Liczne alejki i ścieżki opowiadają historię kolorów, zagadek i spotkań — a wszystko to łączy się i rozciąga daleko poza mroczną linię horyzontu. Jest tu kompas — Severusowi przychodzi do głowy, że znajduje się w nim, blisko serca. Nie jest pewien, na co wskazuje. Podejrzewa, że nie ma strzałki, ale z drugiej strony musi ją mieć, bo w tej chwili przebija mu klatkę piersiową.
Zaciąga się papierosem, powoli i głęboko. Pali Rubensy zamiast Thornsów i wydmuchuje dym w stronę tętniącego życiem miasta, a nie skalistego brzegu Azkabanu. Przypuszcza, że to awans. Przynajmniej powinien w to wierzyć.
(Tyle lat!)
A teraz nastała głęboka, mroczna noc; Dementorzy musieli już przybyć. Teraz w zasięgu wzroku nie ma żadnych aurorów, już nie; tylko blok za blokiem, ze staromodnymi łańcuchami i grubymi, ciężkimi żelaznymi kratami. Cela za celą. Dusza za duszą. Jeśli jest się Dementorem, ta noc to prawdziwa uczta.
Potter puka do drzwi sypialni i wchodzi, znajdując Severusa opierającego się o framugę okna. Jego ciemne oczy skupiają się na Potterze, kiedy mężczyzna podchodzi do niego.
— Nie zostałeś dziś zaproszony na żadną imprezę? — pyta Potter niezdarnie.
Severus nie odwraca wzroku. Wypuszcza dym, a Potter wsuwa ręce do kieszeni.
— Pomyślałem, że pójdę na spacer. — Zaczyna jeszcze raz. — Chcesz iść? — Próbuje się uśmiechnąć, ale jest nerwowy. To nie ma sensu.
— Dlaczego?
— Dlaczego...?
— Dlaczego zakładasz, że twoje towarzystwo kiedykolwiek wpłynie na mnie pozytywnie?
Mina Pottera tężeje.
— Yeah, nieważne, sam spierdalaj — mówi pod nosem, zamykając drzwi z hukiem za sobą.

CZYTASZ
Ab Extra | Tłumaczenie | Snarry | Zakończone
FanficPIERWSZA CZĘŚĆ TUTAJ:https://www.wattpad.com/1173937815-ab-intra-t%C5%82umaczenie-zako%C5%84czone-rozdzia%C5%82-i A translation of Ab Extra by Arrisha Po siedmiu latach w Azkabanie, Severus w końcu jest wolny. Bezrobotny i bezdomny w świecie, który...