Rozdział XIX

124 18 2
                                    

Tobiasz przytula Eileen i składa niedbały pocałunek na jej bladym policzku. Uśmiecha się nieśmiało, a wszyscy podnoszą kieliszki. Rozmowa zaczyna się od nowa, czemu towarzyszy dźwięk widelców i łyżek.

Severus nie jest głodny. Rozgląda się po jaskrawej jadalni i zastanawia się, skąd pochodzą pieniądze. Przy stole siedzi dziesięć osób: Severus, jego rodzice, dwóch współpracowników ojca ze stacji benzynowej w towarzystwie żon, ich szef i jego brat, który jest właścicielem innej stacji benzynowej niedaleko Warrington, oraz pastor lokalnego kościoła.

Przy stole siedzi dziesięć osób, a rodzina Severusa jest zdecydowanie najbiedniejsza. Wszyscy o tym wiedzą. Traktują rodziców Severusa z tą dodatkową szczyptą uprzejmości, co przyprawia Severusa o mdłości.

To wygląda jak litość.

— A ty, chłopcze? Liceum? — Pastor wyrywa go z zamyślenia.

Severus nonszalancko spogląda na wielkiego mężczyznę.

— Przedostatni rok — mówi.

— Ach, to już prawie koniec! Jakieś ambicje, plany?

Severus wzrusza ramionami.

— Odpowiedz na pytanie, Sev — zachęca go Tobiasz. Groźba jest niewidoczna dla innych, ale Severus ją czuje. Tobiasz nigdy nie nazywa go Sev.

— Eee... Nie wiem. Literatura czy coś.

— Czy coś — naśladuje jedna z kobiet, klikając językiem.

Druga kobieta prycha.

— Do jakiej szkoły chodzisz? — pyta szef Tobiasza.

— Nie znasz — mówi Severus. — Proszę pana.

— Maniery, Sev — przypomina mu matka.

Severus oblizuje usta.

— Do Świętego Pawła, proszę pana — mówi bez ładu i składu. — Jeszcze nie mam żadnych konkretnych planów.

— Och cudownie! — wykrzykuje pierwsza kobieta. — Rób swoje, chłopcze.

Jej mąż kręci wąsem.

— Cóż, nie zastanawiaj się zbyt długo.. Życie jest krótkie, co? Nie chcesz go marnować, żyjąc z zasiłku.

— Och, Malcolm, zamknij się. Nie każdy chce być wizjonerem.

— Nie przeciążanie się intelektualnie ma w sobie swój urok — dodaje druga kobieta.

— Nie jestem głupi — warczy Severus. — Wolę żyć z zasiłku, niż być jak którekolwiek z was.

W ciszy pokoju Severus słyszy bicie swojego serca, a potem swojego ojca.

Nie odzywa się w drodze powrotnej, kiedy Tobias chwyta go za włosy i uderza jego głową o drzwi samochodu, po czym wpycha go na tylne siedzenie.

Pozostaje milczący podczas jazdy powrotnej, tak jak jego rodzice.

Kiedy wracają do domu, matka schodzi ojcu z drogi. Szarpie za swój jedwabny szalik wyczerpana i biegnie na górę.

Tobiasz po prostu wyciąga pasek z szlufek.

— Zdejmij tę koszulę — mówi, a Severus posłusznie wykonuje polecenie.

***

23 września 2005

— Obudź się. Obudź się, Severusie, wstawaj. Ocena zwolnienia warunkowego. Severusie.

Ab Extra | Tłumaczenie | Snarry | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz