Rozdział 6

233 16 0
                                    

Ona
Pakowałam ostatnie rzeczy do walizki kiedy do pokoju weszła moja mama.
- Hej córcia - zaczęła kobieta smutno się uśmiechając.
- Wszystko okej? - podeszłam do niej.
- Tak - kaszlnęła - po prostu czuję się fatalnie.
- Chcesz herbatę albo coś? - zapytałam chorej matki.
- Nie, to już nie pomoże. Lekarz dziś powiedział, że zostało niewiele czasu.
Spojrzałam na nią zrezygnowana. Do moich oczu zaczęły napływać słone łzy.
To bardzo bolało mimo, że każdy to wiedział. Naszej rodziny nie było stać na leczenie bo w naszym domu najwięcej było wydawane na alkohol. Ojciec zawsze wracał do domu pijany. Nie mogłam z nim rozmawiać. Matka zakazywała mi i Kindze kontaktu z nim odkąd uderzył mnie w ucho. A raczej w miejsce obok ucha. Do dziś mam bliznę. Kiedy byłam mała wszystko wyglądało inaczej. Zupełnie inaczej.

*
Weszłam do środka szczęśliwa jak nigdy.
- Tato! - wpadłam w ramiona brodatego mężczyzny, który uśmiechał się serdecznie.
- Gdzie byłaś tyle czasu? Lekcje skończyły się godzinę temu - zapytała mama wychodząc z kuchni, trzymając w dłoni kubek z ciepłym napojem.
- Daj spokój, pewnie była z koleżanką, prawda skarbie? - zapytał mnie tata.
- Tak. Poznałam dziś taką fajną dziewczynę. Nazywa się Ola. Jest naprawdę świetna! - zaśmiałam się na imię dziewczyny przypominając sobie dzień spędzony z nią.
- Chcesz ją do nas zaprosić? - zaproponowała blond włosa kobieta.
- A mogę? - zapytałam jeszcze bardziej podekscytowana.
- Pewnie słońce, może w weekend? Pokazała byś jej nasze podwórko i pobawiły byście się na trampolinie - uśmiechnął się szeroko mężczyzna.
- Tak! Dziękuję tato - przytuliłam go mocno.
- Leć się bawić - zaproponowała mama.
Rzuciłam różowy plecak w kąt korytarza i zdjęłam niebieskie trampki.
- Do zobaczenia na kolacji córeczko! - zawołała z mną mama.
- Pa! - wybiegając na podwórko usłyszałam jeszcze ich krótką wymianę zdań.
- Kiedy jej powiemy? - usłyszałam delikatny szept kobiety odbijający się od ściany.
- Nie dziś. Niech się bawi - odpowiedział ojciec równie cicho - będzie dobrze kochanie - zaczął masować kobietę po plecach - wyzdrowiejesz - dodał ciszej.
Nie wiedziałam wtedy co mój tata miał na myśli. Ale może lepiej, że tego nie wiedziałam?
Od zawsze byłam jedynaczką, przez co trudniej byłoby mi to przyjąć.
Wyszłam na podwórko i zaczęłam huśtać się na huśtawce.
Wyobrażałam sobie, że huśtawka to tak naprawdę jednorożec.
Miałam może z dziewięć lat.
Parę godzin później wbiegłam cicho do domu widząc tatę śpiącego na kanapie.
Nikt mnie nie zawołał do środka?
Ojciec nigdy nie spał tak wcześnie.
Mama krzątała się po kuchni.
- Mamo? - zapytałam niemal szepcząc wchodząc boso do kuchni.
- Znowu byłaś bez butów na dworze? Mówiłam, żebyś założyła sandały skarbie - pogłaskała mnie po głowie.
- Czemu tata śpi? - usiadłam na krześle wpatrując się w garnek z gotującą się zupą.
- Był zmęczony - westchnęła kobieta.
- Nigdy nie spał kiedy mówił, że jest zmęczony - wyczułam kłamstwo matki.
- Źle się poczuł, daj mi spokój Faustyna. Idź do siebie i weź ten plecak na górę. Ile razy mam ci powtarzać, żebyś zrozumiała? I masz odrobić lekcje bo nie chcę widzieć kolejnego nieprzygotowania w dzienniku, jasne? - zapytała zirytowana.
- Tak mamo - szepnęłam smutno i wzięłam plecak.
Weszłam na górę kierując się do swojego pokoju.
Padłam na łóżko. Dlaczego mama się tak zdenerwowała? Przecież tylko chciałam usłyszeć prawdę. Nawet jeśli była najgorsza.
Kłamstwo było czymś, czego od dziecka nie potrafiłam zrozumieć. Dopiero kiedy dorosłam uświadomiłam sobie dlaczego ludzie to robią.
Przewróciłam się na drugi bok czując jak napływają mi łzy do oczu.
Co jeśli mama mnie już nie kochała?
Wzięłam do ręki mojego ulubionego pluszowego królika i mocno go przytuliłam.
- Tylko ty mi zostałeś - szepnęłam.
Typowa gadka prawie dziesięciolatki.
Miałam szczerą nadzieję, że kiedyś znajdę miłość mojego życia. Chłopaka, który zrobi wszystko, żebym chociaż się uśmiechnęła.
Kiedy byłam starsza to marzenie stało się niemal nierealne. Chore.
- Faustyna! - usłyszałam zirytowany głos kobiety z dołu - kolacja!
Założyłam szybko skarpetki i zeszłam cicho na dół.
- Tata? - zapytałam widząc nietrzeźwego mężczyznę.
- Hm? - zapytał łapiąc się za głowę - cześć skarbie, trochę źle się czuję - uśmiechnął się szeroko i wszedł na górę chwiejąc się co schodek.
- Co mu się stało? - szepnęłam do mamy nalewającej mi zupę.
- Ma gorszy dzień - mruknęła - odrobiłaś lekcje? - zapytała głośniej.
- Tak - skłamałam.
Skoro ona mogła to czemu ja nie?
- W porządku. Zjedz zupę i idź się umyć. Przyjdę do ciebie potem sprawdzić czy śpisz - wyszła z kuchni.

*
Leżałam na łóżku zrezygnowana po próbie namówienia mamy do pożyczki pieniędzy od swojego brata.
Ktoś wszedł do pokoju więc obróciłam lekko głowę.
Kinga usiadła obok mnie i pogłaskała moją rękę. Przymknęła oczy, z których zaczęły lecieć łzy.
- Tak mi przykro Fausti - przyznała przytulając się do mnie.
Spojrzałam na sufit.
Miałam, kurwa dość. Tych wszystkich jebanych nieszczerych współczuć. To tak bolało. Gdyby mama chciała zostać skorzystała by z pomocy wujka.
Poszła by na to pierdolone leczenie.
Usłyszałam dźwięk przychodzącego powiadomienia więc włączyłam komórkę.
Nieznany: hej księżniczko, jak tam?
Ja: serio byłam tak pijana, że dałam ci swój numer?
Nieznany: wyciągnąłem od wiki
Ja: po co?
Nieznany: żeby sprawdzić co u ciebie
Ja: jest okej, a ty? jak się czujesz?
Nieznany: bywało lepiej, tak mnie głowa napierdala, że sobie nie wyobrażasz
Ja: pff a co z tym twoim „jestem, ale ty jesteś o wiele bardziej”?
Nieznany: nieważne
Ja: dobra, musze kończyć pa Bartek :)
Nieznany: pa księżniczko
Zmieniłeś ten numer na „Bartek”
Spojrzałam na zapłakaną brunetkę leżącą obok mnie.
- Kinia - przytuliłam ją mocno - będzie dobrze. Damy radę.
- Ty dasz, ja nie umiem. Wystarczyła mi śmierć mojej matki - podniosła się by otrzeć łzy.
- Nie myśl o tym teraz dobra? Lepiej opowiedz jak tam z tym chłopakiem wczoraj?
- Okej, w sensie... Nie spaliśmy ze sobą ale było okej. Tańczyliśmy razem a potem odwiózł mnie do domu, ale chyba tak się zakończyła ta relacja - wzruszyła ramionami ocierając łzy - a ty?
- No Bartek...
-  Nie gadaj! Z Bartkiem?!
- Nie, też nie uprawialiśmy seksu, nie zgodziłam się na to a on to uszanował. Po prostu. Poszliśmy do niego i po prostu rozmawialiśmy i mam jego bluzę - uśmiechnęłam się pokazując dziewczynie czarne ubranie wiszące na krześle - było mi zimno więc mi ją dał - wzruszyłam ramionami.
- Czyli? Macie kontakt? - zapytała rozbawiona.
- Tak... On, właśnie przed chwilą do mnie napisał - zaśmiałam się pokazując szatynce wiadomości.
- Nazywa cię księżniczką?! Nie pierdol - pisnęła.
- Tak wyszło - przewróciłam oczami z rozbawieniem.
- Jesteście razem? - trąciła mnie łokciem.
- Znajomymi. Jesteśmy znajomymi - oparłam się o ścianę.
- Jeszcze będziecie razem - szatynka położyła się na moich kolanach.
- Wątpię - przymknęłam oczy - chociaż muszę przyznać, że jest uroczy... W sensie, no nie wiem.
- Założyłam się wczoraj z Patrykiem - uśmiechnęła się łobuzersko a jej wzrok niemalże zabijał.
- Kingaaa! - wkurwiło mnie to.
- No co? Muszę go wygrać - podniosła się.
- Po co się złożyliście?
- Po prostu, Patryk stwierdził, że tylko się ze sobą prześpicie, ale ja znam cię o wiele bardziej. Wiem, że nie idziesz na takie układy - zaśmiała się i wstała z łóżka.
- Dzięki - przewróciłam oczami.
- Proszę kochana kuzynko - uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
Cała ta sytuacja strasznie mnie bawiła.
Bartek, który chciał się ze mną całować sama nie wiem dlaczego.
Kinga, która obstawiała, że będziemy razem.
Patryk, który myślał, że dam się iść na układ z zakładem.
I Wika, która dała Bartkowi mój numer telefonu.
Zaśmiałam się głośno kiedy brunetka opuściła mój pokój.

Between us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz