Rozdział 2

38 3 0
                                    

- Przerwa, kurwa! bo zaraz zwariuję od tego smrodu - syknął Mirnir, który zadał cios młodzianowi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Przerwa, kurwa! bo zaraz zwariuję od tego smrodu - syknął Mirnir, który zadał cios młodzianowi. - A ty, felerze, idziesz się umyć. Śmierdzisz, jakbyś spędził tydzień w rynsztoku. Kurwa! co za odór.

Chłopak skulił się jeszcze bardziej, próbując zasłonić twarz kolanami. Wiedział dobrze, że jeśli tego nie zrobi, dostanie kolejnego kopniaka.

- No już, na dwie nogi! I nawet nie myśl, by uciekać.

Drugi oprawca, Rekar, zbliżył się do młodzieńca i szarpnął linę z całej siły.

- Wstawaj! Odrzutku. - ryknął.

Młodzieniec desperacko walczył o każdy oddech, gdy szorstki sznur zacisnął się bezlitośnie na jego obolałym gardle, dusząc go niemal do nieprzytomności. Zmusił się do wstania, ledwo utrzymując równowagę. Dręczyciel patrzył na niego z obrzydzeniem i odsunął się o krok.

- Teraz obróć się plecami do mnie.

Zanim chłopiec zdołał w pełni się wyprostować i obrócić, oprawca jednym sprawnym ruchem ostrza uwolnił jego skrępowane nadgarstki. Ułamek sekundy później potężne kopnięcie w dolną część pleców dosięgnęło go. Rozdzierający ból przeszył jego kręgosłup. Siła kopnięcia była tak duża, że został wyrzucony w powietrze. Jego ciało bezwładnie przeleciało kilka metrów, po czym z pluskiem uderzyło o mroźną toń wody.

- W końcu nie czuje tego smrodu! Twoje miejsce jest w rynsztoku, ale nawet tam warto czasem się umyć. - rzekł Rekar z numerem osiemdziesiąt cztery na masce, drwiącym tonem, śmiejąc się głośno, jakby zadanie owego kopniaka sprawiło mu radość.

Przenikliwy chłód przeszył prawie nagie ciało chłopca niczym tysiące ostrych igieł. Przeraźliwy jęk wyrwał się z jego ust, gdy nurt brutalnie go pochwycił. Nieumiejący pływać, desperacko walczył o każdy haust powietrza, podczas gdy woda wdzierała się do jego gardła i nozdrzy, topiąc go bezlitośnie. Oprawcy stali na brzegu, a pod ich maskami czaił się śmiech, gdy patrzyli na jego walkę o życie.

- Dobra, dosyć tego. Pilnuj, aby się nie utopił - odezwał się Mirnir w masce z numerem dziewięćdziesiąt jeden. Jego chrypkowaty głos odbił się echem od zimnych skał brzegu rzeki, po czym przysiadł na jednej z nich.

Drugi mężczyzna szarpnął liną, przyciągając chłopca bliżej brzegu niczym rybę na haczyku. Młodzieniec zacisnął zęby, próbując powstrzymać dreszcze. Każdy mięsień jego wychudzonego ciała napiął się z zimna. Woda była tak lodowata, że parzyła skórę niczym ogień. Szczękał zębami, a jego wargi przybrały martwy, sinofioletowy odcień. Z trudem łapał oddech, starając się utrzymać głowę nad wodą, ale prąd ciągnął go w dół, w zimne objęcia rzeki. Przez chwilę kusiła go myśl o poddaniu się, by woda pochłonęła go bez walki. Tylko szorstki sznur, zaciskający się na jego szyi, powstrzymywał go przed tym.

- Natychmiast się myj, bo tego smrodu nie da się znieść! - zaśmiał się drwiąco Mirnir, machając ręką przed nosem. - Śmierdzisz jak zdechły szczur w rynsztoku, Felerze. - Po czym zwrócił się do wspólnika. - Jeśli nie przestanie śmierdzieć, będziesz musiał go umyć.

- Chyba oszalałeś, nie dotknę go nawet kijem! - prychnął z obrzydzeniem Rekar, krzywiąc się. - Prędzej sam się utopię w tej lodowatej wodzie. Jeśli nadal będzie śmierdział, to wychłostamy go gałęziami. Może to zamaskuje ten odrażający fetor.

- Ha! Dobry pomysł! - zarechotał Mirnir, klaszcząc w ręce. - Może to podniesie jego cenę.

Obaj ryknęli śmiechem, a echo ich szyderczego rechotu poniosło się po okolicy.

Nagle Rekar spostrzegł, że chłopak bezwładnie dryfuje na tafli wody, jakby wszelka wola walki opuściła jego wątłe ciało. Jego ruchy, dotąd pełne rozpaczy i determinacji, ustały, a on sam zdał się poddać nieubłaganej sile nurtu. Zaniepokojony tym widokiem oprawca, natychmiast przystąpił do akcji. Chwycił linę i z całych sił zaczął ciągnąć ciało w kierunku brzegu, ignorując opór nurtu. Gdy topielec w końcu znalazł się na brzegu, mężczyzna pochylił się nad nim, przyglądając mu się z bliska. Na jego twarzy pojawił się złowieszczy, szyderczy uśmiech, gdy zdał sobie sprawę, że ich więzień wciąż żyje i przestał już tak obrzydliwie cuchnąć. Rekar chwycił go za długie mokre, splątane czarne włosy i uniósł głowę lekko ponad ziemię, przybliżając swoją twarz do twarzy chłopca. Więzień był w stanie poczuć odór sfermentowanego piwa, gdy mężczyzna pochylał się niżej, wpatrując się w niego z mieszaniną satysfakcji i pogardy.

- Żyjesz, odrzutku? Nawet sama śmierć cię nie chce. Nie wiem, czy to dla ciebie błogosławieństwo, czy przekleństwo - syknął złowieszczo. - Już wkrótce poznasz swojego nowego pana, który będzie mógł zrobić z tobą, co tylko zechce. On będzie wiedział, co zrobić z tym twoim 'darem' unikania śmierci. Jesteś ostatnim żywym numerem R106. Nigdy o tym nie zapominaj. - dodał z satysfakcją.

Młodzieniec zadrżał, jednak nie z powodu chłodu. Nienawidził, kiedy określano go w ten sposób, nienawidził samego siebie za bycie tym numerem. Traktowali go jak rzecz, nie jak istotę ludzką. Jego kod stale przypominał mu o piekle, w którym tkwił.

- Koniec tego dobrego, koniec leżenia, idziemy dalej - rzekł Mirnir z oddali, zeskakując ze skały, na której siedział.

Sznur zacisnął się na jego szyi, zmuszając go do podniesienia się z usianego żwirem brzegu. Gdy tylko podniósł się na drżące nogi, kolejne szarpnięcie powaliło go na kolana.

- Szybciej wstawaj! - krzyknął jeden z karmazynowych płaszczy.

Zimne krople ściekały z jego przemoczonych włosów na twarz, łącząc się z ciepłymi łzami sączącymi się spod opaski na oczach. Zacisnął dłonie na ostrym kamieniu, ściskając go tak mocno z gniewu, że wbił się w jego skórę. Podnosząc się, wsunął kamień do kieszeni, po czym zmusił się do wstania, czując, jak każdy mięsień w jego ciele protestuje przeciwko temu wysiłkowi. Wiedział, że nie ma wyboru - musiał iść tam, gdzie prowadził go sznur. Milczał przez całą drogę, jak to miał w zwyczaju przez te wszystkie lata, do tego stopnia, że sam zapomniał, jak brzmi jego własny głos. Pozwalał się ciągnąć bez oporu przez gęsty, mroczny las, którego konary skrzypiały pod naporem wiatru. Nie wiedział, co go czeka, ale wiedział, że jego los już dawno został przesądzony. Był tylko numerem, przedmiotem, który miał mieć nowego właściciela.

 Był tylko numerem, przedmiotem, który miał mieć nowego właściciela

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Kroniki Averonu: R106 (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz