- Stój, felerze - rozkazał Mirnir, a jego głos, zimny niczym dotyk stali, przeciął gęstą ciszę lasu.
Młodzieniec zastygł w miejscu niczym słup soli. Nagle poczuł gwałtowne szarpnięcie liny, które ponownie zmusiło go do upadku na kolana.
- Siadaj! śmierdzielu. Tutaj czekamy - rozkazał kat, popychając go butem w stronę zbutwiałego konaru.
Ciemność wokół nich zgęstniała, jakby sama noc była świadoma ich niecnych zamiarów. Mężczyźni przystanęli, a ich kroki ucichły na omszałej ścieżce. Wymienili spojrzenia, w których czaiła się chciwość, po czym najstarszy z nich, Mirnir przerwał milczenie swoim chrapliwym głosem.
- To chyba dobre miejsce, zdejmujemy maski. Niedługo powinien pojawić się ten gruby kupiec.
Obaj mężczyźni zdjęli swoje białe maski i karmazynowe płaszcze, starannie chowając je do toreb.
- Teraz zrób pochodnię i wbij ją w ziemię - rozkazał Mirnir, jego głos przesiąknięty był autorytetem. - Rozpal ją i posyp odrobiną tego.
Mówiąc to, rzucił w stronę towarzysza małą, skórzaną sakiewkę. Przedmiot przeciął powietrze z cichym świstem. Rekar złapał sakiewkę w locie, jego ruchy były precyzyjne i pewne, jakby całe życie spędził na takich manewrach.
- Cóż to za piach? - zapytał wspólnik, przyglądając się uważnie proszkowatej substancji o niezbyt przyjemnym zapachu.
- To Neplurium - odparł starszy kat.
- Nie używa się czasem tego do produkcji lazurowego szkła? - zapytał zaintrygowany towarzysz, jego głos matowy, lecz pełen ciekawości, rozbrzmiał w ciemnościach nocy.
- Tak, Dostałem to od grubasa. Powiedział, że rozpozna nas po niebieskim świetle, jaki daje ten proszek. Dodawaj małą szczyptę do pochodni co kilka minut, żeby utrzymać niebieski płomień - instruował Mirnir, gestykulując.
Wspólnik skinął głową, po czym ruszył do działania. Jego oczy błądziły po otoczeniu, aż w końcu zatrzymały się na leszczynie. Zdecydowanym ruchem dobył miecza i jednym cięciem odciął solidny kij. Wysupłał z torby zmięty kawałek materiału, ciasno owinął nim kij, a następnie wyciągnął flaszkę z tajemniczą złotawą substancją i powoli, z precyzją, oblał materiał, który natychmiast zaczął nasiąkać substancją. Wbił pochodnie w miękką ziemię. Uniósł palec wskazujący, a z jego ust wypłynęły słowa - Morlok'nak - w starym języku oznaczało to mały ogień. Na opuszce palca zapłonął malutki płomyk, który następnie przeniósł na pochodnie, rozpalając ją dzięki prostemu zaklęciu ognia. Ciemność otaczającego lasu rozprysła się, ustępując miejsca pomarańczowemu blasku bijącemu od pochodni. Następnie ostrożnie posypał płomienie szczyptą proszku z skórzanej sakiewki, a w mgnieniu oka las wypełniło niebieskie światło, przypominające błędnego ognika próbującego wabić swoje ofiary.
- Myślisz, że to zadziała? - zapytał twórca pochodni, nie odrywając wzroku od hipnotyzującego płomienia.
- Lepiej, żeby to, do cholery, zadziałało i żeby nas znalazł - rzekł Mirnir.
CZYTASZ
Kroniki Averonu: R106 (18+)
FantasyObiekt R106. Dwa słowa, które definiują całe jego istnienie. Dwa słowa, które przypominają mu każdego dnia, że nie jest człowiekiem. Że nie ma prawa do wolności, do własnego życia, do domu, do rodziny. Nie ma nawet prawa do własnego imienia. Jest ty...