Bezwzględny handlarz, z twarzą wykrzywioną w złowieszczym uśmiechu, pogwizdywał beztrosko skoczną melodię, wkraczając do wnętrza swojego powozu. Jego obojętność na cierpienie ofiary była porażająca. Wnętrze powozu, choć ciasne, skrywało w sobie więcej jak jak jedną tajemnice. Z wprawą kogoś, kto wielokrotnie powtarzał tę czynność, przetrząsał zawartość powozu w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Po chwili jego pulchne palce natrafiły na niewielki słoik, w którym kłębiło się coś odrażającego. Przez przezroczyste szkło widać było wijące się, groteskowe stworzenia, przypominające wydłużone czerwono-żółte stonogi.
Z sadystyczną satysfakcją wymalowaną na twarzy wyszedł z powozu i podszedł do młodziana. Odkręcił wieczko słoika i zanurzył w nim palce, wydobywając kilka śliskich, ohydnych robaków, które wiły się odrażająco między jego palcami.
- Przytrzymajcie mu gębę! - powiedział.
Bez cienia litości, z precyzją wpakował ohydne stworzenia prosto w rozwarte usta młodzieńca. Przycisnął szczękę ofiary z siłą, która mogłaby skruszyć kość, zmuszając głowę chłopca do odchylenia się w tył. Nieszczęsny młodzian nie miał nawet cienia szansy na pozbycie się tych plugawych istot, które teraz wiły się w jego gardle.
Powietrze przesiąknięte było odorem strachu i desperacji, a cisza przerywana jedynie stłumionymi odgłosami dławienia się chłopca. Okrutny oprawca, z twarzą wykrzywioną w grymasie sadystycznej satysfakcji, obserwował, jak jego ofiara walczy z własnym ciałem.
- Gryź, żuj dokładnie, a potem przełknij - nakazał, zmuszając chłopca do uległości.
Stonogi natychmiast rozpoczęły swoją makabryczną wędrówkę, wijąc się w ustach i gardle nieszczęsnego młodzieńca. Ich oślizgłe ciała, wpełzały coraz głębiej do jego przełyku, wywołując falę wszechogarniających mdłości i rozpaczliwą potrzebę pozbycia się tej ohydy. Ten makabryczny spektakl trwał, a minuty rozciągały się w nieskończoność dla udręczonego młodzieńca. Plugawe istoty wiły się w odrażającym tańcu w jego ustach i gardle, podczas gdy kupiec czerpał perwersyjną satysfakcję z każdej sekundy agonii swojej bezsilnej ofiary. Delektował się widokiem chłopca wijącego się w bólu, niezdolnego wyrwać się z koszmarnego uścisku.
Robactwo wbijało swe ostre odnóża w delikatne wnętrze policzków chłopca, poszukując drogi ucieczki. Ból, jaki mu zadawały, był nie do zniesienia. W akcie ostatecznej rozpaczy młodzieniec uległ rozkazowi swego nowego, okrutnego pana. Zębami chwycił wijące się stworzenia, miażdżąc je w ustach mimo odrażającej konsystencji ich ciał. Każdy kęs był istną torturą, a przełykanie tej ohydnej masy wymagało nadludzkiej siły woli. Żołądek chłopca buntował się gwałtownie, skręcając się w konwulsjach i desperacko próbując odrzucić makabryczną strawę. Fale mdłości uderzały w niego raz za razem, a każdy mięsień jego ciała napinał się w proteście przeciwko tej ohydnej uczcie. Mimo młodzieniec zmusił się do przełknięcia ostatniego kęsa tej potwornej masy. Oślizgłe fragmenty zmiażdżonych stworzeń sunęły powoli w dół jego gardła. Z każdą minutą jego ciało pogrążało się w potwornym odrętwieniu.
CZYTASZ
Kroniki Averonu: R106 (18+)
FantasyObiekt R106. Dwa słowa, które definiują całe jego istnienie. Dwa słowa, które przypominają mu każdego dnia, że nie jest człowiekiem. Że nie ma prawa do wolności, do własnego życia, do domu, do rodziny. Nie ma nawet prawa do własnego imienia. Jest ty...