Pewnym krokiem zbliżyła się do skrępowanych i zakneblowanych Loka i Fiska. Zwinnie odebrała im pałki, rozdzielając je między dwóch więźniów. Ci chwycili broń drżącymi dłońmi, a ich twarze malowały mieszaninę nadziei i lęku przed nieznanym. Dla siebie zachowała łom, gotowa na każde wyzwanie czekające ich w drodze ku wolności.
Grupa niewolników ruszyła ku drzwiom, spragniona upragnionej wolności. Rudowłosa przywódczyni buntu zauważyła jednak, że młodzian wciąż tkwił na posadzce, jakby sparaliżowany niepewnością. Z determinacją wypisaną na twarzy, podeszła do niego. Wyciągnęła ku niemu swoją poranioną dłoń, a jej oczy zabłysły iskrą nadziei.
- Chodź, idziemy - powiedziała z ciepłym uśmiechem. Jej głos, mimo niedawnych wydarzeń, brzmiał kojąco i zachęcająco.
Młodzieniec, nieprzywykły do okazywania mu życzliwości, wydawał się zaskoczony. Choć początkowo wahał się, by wstać, instynktownie wyciągnął dłoń ku kobiecie. Poczuł szorstki dotyk jej zniszczonych palców i ciepło, które przez nie przepływało. Kobieta delikatnie pociągnęła go, a jej pełen nadziei głos rozniósł się echem w mrocznej przestrzeni.
- Chodź, na zewnątrz czeka na nas wolność.
Młodzieniec zamarł na moment, próbując ogarnąć umysłem znaczenie słowa "wolność", które dotąd było dla niego jedynie odległym, niezrozumiałym pojęciem. Nim zdążył uchwycić jego istotę, poczuł stanowcze, lecz delikatne szarpnięcie. Bez słowa pozwolił się prowadzić, a jego stopy, jakby same, poniosły go ku wyjściu. Z każdym krokiem czuł, jak opuszcza znajomy mrok niewoli.
Przed nimi rozciągał się długi, kamienny korytarz. Młodzieniec stąpał niepewnie, wpatrując się w swoje bose stopy. Otaczająca go rzeczywistość wydawała się rozmyta, jakby balansował na granicy snu i jawy. Jeszcze niedawno był niewolnikiem, a teraz smakował "wolności" - pojęcia, którego znaczenia wciąż nie rozumiał.
- Jak masz na imię? - zapytała rudowłosa, obdarzając go badawczym spojrzeniem.
Milczał, nie śmiąc wyjawić, że nie posiada imienia. Wzbraniał się przed zdradzeniem swego kodu, który napawał go odrazą, czy przyznaniem, że zwano go Felerem. Słowa uwięzły mu w gardle, niezdolne do opuszczenia ust. Przygryzł sobie wargę. Kobieta, dostrzegając jego wewnętrzne rozterki, pochyliła się ku niemu.
- Jestem Ines - rzekła łagodnie, a jej głos niósł ciepło przez zimny, kamienny korytarz krypty. - Miło mi cię poznać. Pochodzę z północy imperium, z krainy wiecznych śniegów.
W głowie chłopca kłębiły się niespokojne myśli. Rozważał, jak wygląda kraina wiecznych śniegów. Śnieg, którego nigdy dotąd nie widział, wydawał mu się niemal mistycznym zjawiskiem.
Dotarli do starych, masywnych drzwi wieńczących długi korytarz. Ich powierzchnię zdobiły misterne rzeźbienia, przedstawiające intrygujące religijne symbole, które zdawały się opowiadać zapomniane historie. Ines sięgnęła po klucz, a jego zgrzyt w zamku odbił się echem w kamiennym przejściu. Z cichym skrzypieniem drzwi ustąpiły, odsłaniając kamienne schody wiodące ku górze.
CZYTASZ
Kroniki Averonu: R106 (18+)
Viễn tưởngObiekt R106. Dwa słowa, które definiują całe jego istnienie. Dwa słowa, które przypominają mu każdego dnia, że nie jest człowiekiem. Że nie ma prawa do wolności, do własnego życia, do domu, do rodziny. Nie ma nawet prawa do własnego imienia. Jest ty...