Młodzieniec zamarł na widok strażników. Ich skórzane zbroje, ciasno przylegające do ciał, kontrastowały z jaskrawymi, karmazynowymi tunikami, które wyłaniały się spod pancerzy. W dłoniach trzymali włócznie, których ostrza błyszczały złowrogo, odbijając promienie wschodzącego słońca. Mężczyźni poruszali się z wprawą i pewnością, która zdradzała lata doświadczenia w utrzymywaniu porządku na targowisku.
Chłopak odwrócił się na pięcie i rzucił do ucieczki, jego bose stopy uderzały o bruk z głuchym tupotem. Strażnicy, ociężali w swoich zbrojach, zostali w tyle, ich przekleństwa cichły w oddali. Młodzieniec wślizgnął się do wąskiej uliczki, gdzie przycupnął za stosem pustych skrzyń, łapiąc oddech. Serce waliło mu jak młotem, a w ustach czuł metaliczny posmak strachu.
Gdy odgłosy pościgu ucichły, drżącymi palcami rozerwał jedną z bułek. Aromat świeżego pieczywa wypełnił jego nozdrza. Łapczywie pochłonął ciepłą bułkę, delektując się każdym kęsem.
Z ociąganiem opuścił kryjówkę, kierując się w stronę swojego schronienia. Przemykał bocznymi uliczkami, gdy nagle jego uszy wyłowiły delikatny szmer. Przystanął, nasłuchując. To był dźwięk wody – kojący i obiecujący. Pragnienie, o którym wcześniej zapomniał, teraz dało o sobie znać ze zdwojoną siłą.
Podążając za odgłosem, dotarł do brzegu rzeki przecinającej miasto. Bez wahania zbiegł po stromym zboczu, potykając się o luźne kamienie. Uklęknął przy brzegu i zanurzył dłonie w chłodnej wodzie, chciwie pijąc.
Gdy zaspokoił pragnienie, jego myśli powędrowały do rannego stworzenia czekającego w kryjówce. Rozejrzał się, szukając czegoś, w czym mógłby przenieść wodę. Wspomnienie kota pijącego z drewnianej miseczki błysnęło w jego umyśle.
Z nową energią pobiegł w kierunku budynku, gdzie widział miskę. Serce biło mu szybko, gdy po cichu podkradł się i chwycił naczynie. Z miseczką pełną wody, ostrożnie stawiając kroki, wrócił do swojej kryjówki. Resztę dnia spędził skulony przy rannym zwierzęciu, obserwując je z niepokojem.
Dni mijały, a miasto przybierało coraz intensywniejszą czerwień w oczekiwaniu na uroczystość Świętego Płomienia. Ulice wypełniały się kolorowymi dekoracjami, kontrastując z bladą, wychudzoną postacią chłopca snującego się między budynkami. Jego oczy, zapadnięte i podkrążone, błądziły po śmietnikach w poszukiwaniu resztek jedzenia, podczas gdy uszy wyłapywały coraz częstsze odgłosy patroli.
Pewnego ranka chłopiec obudził się, czując, jak świat wiruje wokół niego. Żołądek skręcał się z bólu, a nogi drżały, gdy wstawał. Dłonie, pokryte zadrapaniami i brudem, delikatnie dotknęły futra zwierzęcia, które teraz oddychało spokojniej. Rany gojące się powoli dawały nadzieję, której chłopcu tak desperacko brakowało.
Wracając znad rzeki, gdzie próbował ugasić pragnienie, zastał widok, który zmroził krew w jego żyłach. Strażnicy, niczym rozwścieczone byki, tratowali jego schronienie. Drewniane deski trzaskały pod ich ciężkimi butami, a w powietrzu unosił się zapach zniszczenia.
Gdy noc okryła miasto czarnym płaszczem, chłopiec, drżąc z zimna i strachu, zbliżył się do ruin swojego azylu. Palce, poranione drzazgami, gorączkowo przeszukiwały stos desek. Serce biło mu jak oszalałe, gdy uświadomił sobie, że zwierzęcia nigdzie nie ma.
Nagle powietrze przeszyły okrzyki strażników. Chłopiec rzucił się do ucieczki, jego bose stopy uderzały o bruk w desperackim rytmie. Zygzakiem przemykał przez uliczki, aż w końcu zgubił pościg.
Wspomnienie mostu błysnęło w jego umyśle jak iskra nadziei. Dotarł tam, dysząc ciężko, i skulił się w cieniu. Woda szemrała pod nim kojąco, ale nie mogła zagłuszyć drżenia jego przemarzniętego ciała.
Kolejny świt przywitał go falą gorączki. Ciało płonęło, jakby ogień Świętego Płomienia przedwcześnie rozpalił się w jego żyłach. Z trudem powlókł się do swojej dawnej kryjówki, żywiąc nadzieję, że odnajdzie tam zwierzaka. Osunął się na ziemię, przyciskając plecy do zimnej ściany w poszukiwaniu ukojenia. Powieki opadły ciężko, a oddech stał się płytki i urywany. W tej chwili, samotny i chory, chłopiec wydawał się być jedynie cieniem w mieście szykującym się do świętowania.
CZYTASZ
Kroniki Averonu: R106 (18+)
FantasyObiekt R106. Dwa słowa, które definiują całe jego istnienie. Dwa słowa, które przypominają mu każdego dnia, że nie jest człowiekiem. Że nie ma prawa do wolności, do własnego życia, do domu, do rodziny. Nie ma nawet prawa do własnego imienia. Jest ty...