Rozdział 6

18 2 0
                                    

Młodzian ocknął się w ciemności trumny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Młodzian ocknął się w ciemności trumny. Jego oddech był płytki i urywany, a ciało pokryte zimnym potem. Trucizna nadal krążyła w jego żyłach, obezwładniając każdy mięsień. Bezradny, nie mógł się poruszyć ani wydobyć głosu. Leżał nieruchomo, niczym zabalsamowane zwłoki gotowe do pochówku. Nagle usłyszał przenikliwe krzyki i rozpaczliwe wołania. Błagalny, pełen desperacji głos.

- Pomocy! Duszę się! Pomocy, nie mogę się ruszać! Proszę, wypuśćcie mnie, błagam, proszę! Proszę! - Głos, przesycony rozpaczą, błagał o litość, której na próżno szukał w ciemnościach.

- Pomocy!!! - ostatni krzyk, przesiąknięty desperacją i łzami.

Młodzieniec zorientował się, że są w jakimś pomieszczeniu, gdyż nie słyszał odgłosów zwierząt, jedynie echo pojedynczego głosu odbijającego się od zimnych, kamiennych murów. Przypominało to Norę, gdzie podobnie odbijały się głosy udręczonych więźniów w podziemnych głębinach. Nagle usłyszał ciche metaliczne szmery, jakby ktoś mozolnie zmagał się z zardzewiałym zamkiem. Szloch nieszczęśnika, który jeszcze przed chwilą dominował, nagle ucichł. Po chwili przeciągłe skrzypnięcie zawiasów przerwało ciszę, a w mroku rozbrzmiały stłumione głosy dwóch mężczyzn.

- Już, już, zamknij się! Bo cię było słychać już w korytarzu. Niedługo się wami zajmiemy - warknął jeden z nich z niesmakiem, tonem, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.

Po krótkiej chwili ciszę przeszył upiorny trzask pękającego drewna. Chłopiec wstrzymał oddech, gdy dźwięki wyciąganych gwoździ rozbrzmiały echem w czeluściach pomieszczenia. Otwierano trumnę nieszczęsnego współwięźnia, którego rozpaczliwe wołania jeszcze przed chwilą rozdzierały grobową ciszę.

Wkrótce po ucichnięciu rozpaczliwych krzyków, młodzieniec poczuł drgnięcie własnej trumny. Serce zabiło mu szybciej, a zimny pot wstąpił na czoło. Dźwięk wyrywanych gwoździ przeszywał powietrze, każde szarpnięcie odbijało się echem w jego piersi. Drewno uginało się i trzeszczało pod naporem rąk, jakby sama śmierć próbowała wyrwać go z pozornego spokoju.

Wieko trumny zostało zerwane z ogłuszającym łoskotem. Gęste od kurzu i wilgoci powietrze lochów wtargnęło do środka, niosąc zapach stęchlizny i rozkładu. Całun, dotąd otulający jego twarz, został zdarty, odsłaniając blade jak pergamin oblicze.

Oślepiający blask świec wdarł się do wnętrza, rozpraszając mrok. Źrenice chłopca skurczyły się gwałtownie, a oczy zaszły łzami od nagłej jasności. Rzeczywistość zaczęła się rozmywać, a jego los zawisł na włosku, równie słabym jak drżące płomienie świec.

Przerażenie ścisnęło serce chłopca, gdy jego oczy napotkały rozmyte oblicze nieznajomego pochylającego się nad nim. Złowrogi cień oprawcy padł na jego twarz, a na ustach mężczyzny igrał uśmiech pełen nienasyconego głodu. Młodzieniec zrozumiał, że to nie ci sami ludzie, którzy wcześniej uwięzili go w tej trumnie. Zamglony wzrok, wciąż przyzwyczajający się do światła, uniemożliwiał mu dostrzeżenie wyraźnych rysów twarzy. Widział jedynie nieostre kontury postaci, które zdawały się falować w drżącym blasku świec.

Kroniki Averonu: R106 (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz