Ku ich zdumieniu, okazało się, że wszyscy zamknięci w nich niewolnicy, choć przerażeni i zdezorientowani, byli żywi. Dwójka mężczyzn spojrzała na siebie z oszołomieniem, nie mogąc pojąć, jak to możliwe, że tym razem większość ocalała. Zwykle zaledwie kilku budziło się z tego przeklętego snu, podczas gdy reszta na wieki pozostawała w objęciach śmierci. Teraz jednak aż pięcioro przetrwało transport.
- No proszę, szef będzie zachwycony takim wynikiem - rzekł Fisk, posyłając chytry uśmiech w stronę kompana. - Może wreszcie sypnie nam grubszą sakwą i postawi porządny trunek.
Oprawcy ustawili niewolników pod zimną, wilgotną ścianą krypty. Większość z nich wciąż była sparaliżowana toksyną, pozostając w stanie bezsilności i apatii. Młodzieniec, który powoli odzyskiwał wzrok, z niepokojem obserwował prześladowców w migotliwym świetle pochodni. Jego oczy, początkowo zamglone i pełne bólu, stopniowo nabierały ostrości, ukazując mu brutali w pełnej krasie.
Fisk i Lok, niczym potężni bracia, górowali nad otoczeniem. Długie, czarne włosy pierwszego kontrastowały z krótszą fryzurą drugiego, lecz obaj nosili na twarzach sieć blizn - pamiątek burzliwej przeszłości. Ich spojrzenia, twarde i nieustępliwe, zdradzały jednak głębokie zmęczenie. Podkrążone oczy i zmarszczki świadczyły o miesiącach bez spokojnego snu. Brudne, miejscami postrzępione czarne ubrania nosiły ślady błota, jakby dopiero co wrócili z ponurej pracy przy kopaniu grobów.
Na dłoniach i przedramionach obu mężczyzn widniały liczne blizny i otarcia. Przy pasach nosili krótkie, drewniane pałki obite żelaznymi gwoździami, co jasno sugerowało ich gotowość do użycia przemocy. Ich wygląd zdradzał bezwzględność i obojętność wobec losu niewolników.
Niewolnicy zaś prezentowali się żałośnie w łachmanach, które trudno było nazwać ubraniami. Brudni, wychudzeni i przerażeni, niektórzy szlochali cicho, a łzy żłobiły ścieżki na ich zapadniętych policzkach. Inni wpatrywali się tępo przed siebie pustymi, pozbawionymi wyrazu oczami. Ciała jeńców pokrywały sińce i blizny, świadczące o okrutnym traktowaniu. Drżeli z zimna, otuleni cienkimi szmatami. Wyglądali jak istoty całkowicie pozbawione godności i nadziei, a ich dusze zdawały się złamane przez niewolę.
Nagle jeden z mężczyzn postawił na ziemi dziwaczne naczynie, w którym płonęła świeca. Nad płomieniem zawieszona była miska z zieloną mazią. Po kilku minutach zaczęła rozchodzić się cudowna, słodka woń. Dla chłopca, który od zawsze był uwięziony w cuchnących lochach, był to najwspanialszy aromat, jaki kiedykolwiek wdychał.
Fisk zaczął wołać.
- No dalej, wdychajcie! To zneutralizuje wasz ostatni obiad i przywróci wam kontrolę nad ciałem.
Niewolnicy zaczęli łapczywie wciągać słodkawe opary, które unosiły się znad tajemniczego naczynia.
-Dobrze, dobrze właśnie tak, Jeśli ktoś nie będzie w stanie się poruszać jak ta trójka już w trumnach, skończy naprawdę metr pod ziemią! - dodał z mrocznym uśmiechem, wskazując na drewniane skrzynie obok.
CZYTASZ
Kroniki Averonu: R106 (18+)
FantasyObiekt R106. Dwa słowa, które definiują całe jego istnienie. Dwa słowa, które przypominają mu każdego dnia, że nie jest człowiekiem. Że nie ma prawa do wolności, do własnego życia, do domu, do rodziny. Nie ma nawet prawa do własnego imienia. Jest ty...