Rozdział 7

14 2 0
                                    

Ku ich zdumieniu, okazało się, że wszyscy zamknięci w nich niewolnicy, choć przerażeni i zdezorientowani, byli żywi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ku ich zdumieniu, okazało się, że wszyscy zamknięci w nich niewolnicy, choć przerażeni i zdezorientowani, byli żywi. Dwójka mężczyzn spojrzała na siebie z oszołomieniem, nie mogąc pojąć, jak to możliwe, że tym razem większość ocalała. Zwykle zaledwie kilku budziło się z tego przeklętego snu, podczas gdy reszta na wieki pozostawała w objęciach śmierci. Teraz jednak aż pięcioro przetrwało transport.

- No proszę, szef będzie zachwycony takim wynikiem - rzekł Fisk, posyłając chytry uśmiech w stronę kompana. - Może wreszcie sypnie nam grubszą sakwą i postawi porządny trunek.

Oprawcy ustawili niewolników pod zimną, wilgotną ścianą krypty. Większość z nich wciąż była sparaliżowana toksyną, pozostając w stanie bezsilności i apatii. Młodzieniec, który powoli odzyskiwał wzrok, z niepokojem obserwował prześladowców w migotliwym świetle pochodni. Jego oczy, początkowo zamglone i pełne bólu, stopniowo nabierały ostrości, ukazując mu brutali w pełnej krasie.

Fisk i Lok, niczym potężni bracia, górowali nad otoczeniem. Długie, czarne włosy pierwszego kontrastowały z krótszą fryzurą drugiego, lecz obaj nosili na twarzach sieć blizn - pamiątek burzliwej przeszłości. Ich spojrzenia, twarde i nieustępliwe, zdradzały jednak głębokie zmęczenie. Podkrążone oczy i zmarszczki świadczyły o miesiącach bez spokojnego snu. Brudne, miejscami postrzępione czarne ubrania nosiły ślady błota, jakby dopiero co wrócili z ponurej pracy przy kopaniu grobów.

Na dłoniach i przedramionach obu mężczyzn widniały liczne blizny i otarcia. Przy pasach nosili krótkie, drewniane pałki obite żelaznymi gwoździami, co jasno sugerowało ich gotowość do użycia przemocy. Ich wygląd zdradzał bezwzględność i obojętność wobec losu niewolników.

Niewolnicy zaś prezentowali się żałośnie w łachmanach, które trudno było nazwać ubraniami. Brudni, wychudzeni i przerażeni, niektórzy szlochali cicho, a łzy żłobiły ścieżki na ich zapadniętych policzkach. Inni wpatrywali się tępo przed siebie pustymi, pozbawionymi wyrazu oczami. Ciała jeńców pokrywały sińce i blizny, świadczące o okrutnym traktowaniu. Drżeli z zimna, otuleni cienkimi szmatami. Wyglądali jak istoty całkowicie pozbawione godności i nadziei, a ich dusze zdawały się złamane przez niewolę.

Nagle jeden z mężczyzn postawił na ziemi dziwaczne naczynie, w którym płonęła świeca. Nad płomieniem zawieszona była miska z zieloną mazią. Po kilku minutach zaczęła rozchodzić się cudowna, słodka woń. Dla chłopca, który od zawsze był uwięziony w cuchnących lochach, był to najwspanialszy aromat, jaki kiedykolwiek wdychał.

Fisk zaczął wołać.

- No dalej, wdychajcie! To zneutralizuje wasz ostatni obiad i przywróci wam kontrolę nad ciałem.

Niewolnicy zaczęli łapczywie wciągać słodkawe opary, które unosiły się znad tajemniczego naczynia.

-Dobrze, dobrze właśnie tak, Jeśli ktoś nie będzie w stanie się poruszać jak ta trójka już w trumnach, skończy naprawdę metr pod ziemią! - dodał z mrocznym uśmiechem, wskazując na drewniane skrzynie obok.

Kroniki Averonu: R106 (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz