Rozdział 12

3 1 0
                                    

Bezimienny zamarł, a jego ciało napięło się jak struna

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Bezimienny zamarł, a jego ciało napięło się jak struna. Znajomy, ochrypły głos przeszył powietrze. To był bez wątpienia jeden z łysych oprychów kupca.

Woźnica, leżący bezwładnie na ziemi, drgnął na dźwięk głosu swojego kompana. Jego twarz, pokryta krwią i potem, wykrzywiła się w grymasie bólu i desperacji. Drżącą dłonią próbował unieść rękę, palce poruszały się konwulsyjnie, jakby chciały złapać niewidzialną linę ratunku. Usta mężczyzny otworzyły się, ale zamiast słów wydobył się z nich tylko cichy, żałosny jęk. Krew bulgotała w jego gardle, uniemożliwiając jakąkolwiek próbę wezwania pomocy.

- Musimy uciekać i znaleźć kryjówkę. Pomóż mi wstać - wyszeptała z trudem Ines.

Bez namysłu objął ją ramieniem, delikatnie unosząc ją z ziemi. Jego mięśnie napięły się pod ciężarem dziewczyny. Powietrze wokół nich zdawało się gęstnieć od napięcia, gdy na palcach przemykali w kierunku pobliskiego gaju.

Gałęzie drzew szeptały nad ich głowami, gdy zagłębiali się w zieloną gęstwinę. Każdy krok był starannie przemyślany, każdy szelest liści pod stopami sprawiał, że wstrzymywali oddech. Oczy chłopaka błądziły po otoczeniu, szukając bezpiecznego schronienia.

W końcu dostrzegli to, czego szukali - ogromny głaz, przy którym leżał powalony konar drzewa, tworząc naturalną kryjówkę. Z ulgą osunęli się za tę prowizoryczną barierę. Młodzian delikatnie ułożył Ines, jego palce drżały lekko, gdy ostrożnie odsłaniał ranę. Z determinacją w oczach zaczął ponownie opatrywać obrażenie. Krew powoli przestawała sączyć się spod prowizorycznego opatrunku, a twarz dziewczyny zaczynała odzyskiwać kolory.

Złociste promienie zachodzącego słońca musnęły horyzont, ustępując miejsca aksamitnej ciemności nocy. Na granatowym niebie rozbłysły pierwsze gwiazdy, a księżyc powoli wyłaniał się zza horyzontu. Chłopiec przysunął się bliżej dziewczyny, obejmując ją ramieniem. Ciepło jego ciała powoli przenikało przez jej skórę, przynosząc ukojenie. W jego oczach odbijały się wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w Norze, gdzie wśród innych numerów szukał podobnego ciepła i bliskości. Teraz, w ciszy zapadającego zmroku, instynktownie powtarzał ten gest, próbując chronić swoją towarzyszkę przed chłodem.

- Jutro poszukamy czegoś do jedzenia - powiedziała Ines, spoglądając w dal. Jej oczy były pełne zmęczenia po długim dniu ucieczki.

Młodzian kiwnął głową, przyglądając się jej z uwagą. Choć milczał, w jego oczach widać było smutek.

Ines zauważyła to i uśmiechnęła się delikatnie. Wyciągnęła dłoń, czule gładząc jego czarne włosy.

- Nie martw się, damy radę. - dodała, chcąc dodać mu otuchy.

Chłopiec przytaknął, a po chwili z jego ust wypłynęły pierwsze słowa od kilku lat.

- Wolność, czym jest wolność, o której mówiłaś? - zapytał nieśmiało, jakby obawiał się, że pytanie może być nie na miejscu.

Kroniki Averonu: R106 (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz