Rozdział 13

5 1 0
                                    

Młodzieniec sunął powoli przez gaj, a jego oczy chłonęły każdy szczegół otaczającej go scenerii

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Młodzieniec sunął powoli przez gaj, a jego oczy chłonęły każdy szczegół otaczającej go scenerii. Nagle, w oddali, majestatyczny mur wyłonił się zza drzew i mgły. Kamienna struktura sięgała niemal trzykrotnie wyżej niż on sam, rzucając długi cień na niego. Bez chwili zawahania, chłopak położył dłonie na chłodnej, chropowatej powierzchni. Jego palce zaczęły badać każdy występ i szczelinę, szukając punktów oparcia. Z determinacją wypisaną na twarzy rozpoczął mozolną wspinaczkę. Mięśnie napinały się pod ciężarem ciała, a oddech przyspieszał z każdym kolejnym ruchem w górę.

Wspiął się na ostatni występ muru. Szeroka korona fortyfikacji porastała bujną trawą i różnorodną roślinnością, tworząc zielony dywan na kamiennej powierzchni. Pot spływał mu po skroniach, lecz oczy rozszerzyły się w zachwycie. Przed nim rozpościerał się krajobraz, który zdawał się sięgać po horyzont. Zielone łany zbóż z złotymi kłosami falowały delikatnie na wietrze, przecinane gdzieniegdzie wstążkami polnych dróg. Tu i ówdzie majaczyły samotne gospodarstwa, ich białe ściany odbijały promienie popołudniowego słońca. W miarę jak wzrok chłopaka wędrował dalej, domy zaczęły się mnożyć, tworząc coraz gęstszą mozaikę. Wreszcie, w oddali, wyrosło przed nim morze czerwieni - setki dachów, z których unosiły się smużki dymu z kominów, tworząc mglistą zasłonę nad rozległym miastem. Klęczał nieruchomo, chłonąc ten widok wszystkimi zmysłami, a jego serce biło teraz nie tylko z wysiłku, ale i z podekscytowania na myśl o tajemnicach, które kryło przed nim to ogromne skupisko ludzi.

Chłopak znieruchomiał, gdy do jego uszu dotarły strzępy rozmowy. Serce zabiło mu gwałtownie, a on sam, wiedziony instynktem, przywarł do chłodnej powierzchni muru. Wstrzymał oddech, starając się zlać z kamieniem i trawą, jakby chciał stać się niewidzialnym.

Odgłos butów szurających o polną piaszczystą drogę narastał. Zza rogu wyłoniły się dwie sylwetki w szkarłatnych szatach, które łagodnie falowały na wietrze. Na ich piersiach lśnił symbol złotego oka otoczonego płomieniami. Promienie słońca migotały na ostrzach włóczni. Strażnicy maszerowali miarowym krokiem, a ich rozmowa niosła się echem, podczas gdy w tle cykały koniki polne.

Młodzieniec leżał nieruchomo, czując, jak szorstki kamień wbija mu się w skórę. Obserwował spod przymkniętych powiek, jak czerwone sylwetki przesuwają się powoli wzdłuż muru, nieświadome jego obecności.

- Jak ja nienawidzę chodzić koło tego cmentarzyska, jeszcze w tak gorący i parny dzień jak dziś! Na Veldrana!- westchnął jeden z nich, ocierając pot z czoła. - Wolałbym pełnić wartę przy jednej z bram.

Drugi mu przytaknął:

- Wiem, bracie. Ale nie martw się, dziś wziąłem coś dobrego na ochłodę.

Pokazał dwie nie duże buteleczki z zielonego szkła, w których prawdopodobnie znajdowało się wino.

- O, widzę, że się przygotowałeś! - ucieszył się pierwszy strażnik. - Ale czy to aby rozsądne pić na służbie?

Kroniki Averonu: R106 (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz