15

71 7 4
                                    

Pov: Luke

Rano obudzily mnie promienie slonca, wtulilem sie w tors Charlesa, cicho zamruczalem, gdyz poczylem przyjemne ciepło. Niestety dalej swiatlo mnie oslepialo wiec zacząłem szukac dobrej pozycji, by moc wrocic do krainy snow.

-Luke... Nie wierć sie tak...- wymruczal starszy.- Daj mi jeszcze pospac.

Westchnąłem, odposcilem sobie dalsze próby zaśnięcia i wstalem z lozka. Zegarek pokazywal godzine 11, jako że do domów nam sie nie spieszy wybraliśmy lot popołudniem wiec mamy jeszcze sporo czasu. Poszedlem do kuchni i wlaczylem ekspres by zaparzyc sobie kawe, nastepnie oparlem sie o blat. Podczas czekania az urządzenie skonczy, zapatrzylem sie na widoki za oknem, nawet nie zauważyłem Charlesa, który idzie w moja strone. Ocknąłem sie dobiero, gdy alfa mnie przytulił.

-Nie spisz?- zapytalem, również go obejmujac.

-Obudziles mnie.- wymruczal i wepchnal nos w moje gruczoly zapachowe.

-Bo sie uzaleznisz.

-Za pozno.- podniósł glowe i zlaczyl nasze usta, pozniej wziął lyka mojej kawy i sie skrzywił.- Fu, mleko.

-Nie kazalem ci jej pic. Skoro ci nie pasuje to zaparz sobie po swojemu.- wzialem filiżankę i ruszylem do salonu.

-Zamawiamy cos czy chcesz zjesc podczas lotu?- zapytal.

-Hm... W samolocie bede spać wiec zamow do hotelu. Zjadlbym cos słodkiego, moze jakies naleśniki?- usiadlem na kanapie.

-Tak jest moj ksiaze.- zasmial sie cicho. Wyciagnal telefon, chwile przewijał palcem nastepnie przyłożył sluchawke do ucha i złożył zamówienie. Po skonczonej roznowie zajal mniejsce obok mnie.- Chcialbys miec dzieci?

-Znamy sie krotko a ty juz o dzieci pytasz?

-No tak, a czemu nie?

-Glupi jestes.- wywrocilem oczami.- Poki co nie chce dzieci, skoncze szkole to sie zastanowię. A co?

-Tak pytam tylko.- usmiechnal sie.- A co gdyby urodzil nam sie syn alfa z twoim charakterem? Ale bedzie dominujacy.- powiedzial dumnie.

-Wez siedz cicho bo wykrakasz. I co masz zjebie do mojego charakteru?

-Nic, uwielbiam go.

-Pff, spierdalaj.- skrzyżowałem rece na kletce piersiowej.

Charles sie zasmial sie i dal mi calusa w policzek. Uslyszelismy dwonek do drzwi wiec straszy wstal i ruszyl w ich strone, chwile pozniej wrocil z jedzeniem.

-Mm... Ale ladnie pachnie.- powiedzialem szczesliwy i wyrwalem swoja porcje z rąk alfy.

-Slodki jestes.

-Cicho siedz bo zaraz sie porzygam tęczą.

Gdy zjadlem swoja porcje, podjadlem jeszcze troche od czarnowlosego. Po skonczonym posilku rozwaliłem sie na kanapie a nogi położyłem na udach chlopaka i lekko masowałem swój napełniony brzuch.

-Jeju jeszcze trzeba spakować reszte rzeczy. Charles spakuj mnie.

-A co ja z tego bede mieć?

-Kopa w dupe.

-To nie.

-A musisz cos dostać? Ja cie troche spakowałem.

-Nie prosiłem cie o to.

-No dobrze, skoro tak...- wstalem i usiadlem na jego udach okrakiem, a nasz usta złączyłem w namiętnym pocalunku.- Reszte dokonczymy jak bedziemy w domu.- szepnąłem mu na ucho a palcem przejechałem po jego dolnej wardze. Charles sie zarumienił i oparl glowe o mnie.

> • Po zachodzie słońca ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz