Pov: Luke
Rano obudzily mnie promienie slonca, wtulilem sie w tors Charlesa, cicho zamruczalem, gdyz poczylem przyjemne ciepło. Niestety dalej swiatlo mnie oslepialo wiec zacząłem szukac dobrej pozycji, by moc wrocic do krainy snow.
-Luke... Nie wierć sie tak...- wymruczal starszy.- Daj mi jeszcze pospac.
Westchnąłem, odposcilem sobie dalsze próby zaśnięcia i wstalem z lozka. Zegarek pokazywal godzine 11, jako że do domów nam sie nie spieszy wybraliśmy lot popołudniem wiec mamy jeszcze sporo czasu. Poszedlem do kuchni i wlaczylem ekspres by zaparzyc sobie kawe, nastepnie oparlem sie o blat. Podczas czekania az urządzenie skonczy, zapatrzylem sie na widoki za oknem, nawet nie zauważyłem Charlesa, który idzie w moja strone. Ocknąłem sie dobiero, gdy alfa mnie przytulił.
-Nie spisz?- zapytalem, również go obejmujac.
-Obudziles mnie.- wymruczal i wepchnal nos w moje gruczoly zapachowe.
-Bo sie uzaleznisz.
-Za pozno.- podniósł glowe i zlaczyl nasze usta, pozniej wziął lyka mojej kawy i sie skrzywił.- Fu, mleko.
-Nie kazalem ci jej pic. Skoro ci nie pasuje to zaparz sobie po swojemu.- wzialem filiżankę i ruszylem do salonu.
-Zamawiamy cos czy chcesz zjesc podczas lotu?- zapytal.
-Hm... W samolocie bede spać wiec zamow do hotelu. Zjadlbym cos słodkiego, moze jakies naleśniki?- usiadlem na kanapie.
-Tak jest moj ksiaze.- zasmial sie cicho. Wyciagnal telefon, chwile przewijał palcem nastepnie przyłożył sluchawke do ucha i złożył zamówienie. Po skonczonej roznowie zajal mniejsce obok mnie.- Chcialbys miec dzieci?
-Znamy sie krotko a ty juz o dzieci pytasz?
-No tak, a czemu nie?
-Glupi jestes.- wywrocilem oczami.- Poki co nie chce dzieci, skoncze szkole to sie zastanowię. A co?
-Tak pytam tylko.- usmiechnal sie.- A co gdyby urodzil nam sie syn alfa z twoim charakterem? Ale bedzie dominujacy.- powiedzial dumnie.
-Wez siedz cicho bo wykrakasz. I co masz zjebie do mojego charakteru?
-Nic, uwielbiam go.
-Pff, spierdalaj.- skrzyżowałem rece na kletce piersiowej.
Charles sie zasmial sie i dal mi calusa w policzek. Uslyszelismy dwonek do drzwi wiec straszy wstal i ruszyl w ich strone, chwile pozniej wrocil z jedzeniem.
-Mm... Ale ladnie pachnie.- powiedzialem szczesliwy i wyrwalem swoja porcje z rąk alfy.
-Slodki jestes.
-Cicho siedz bo zaraz sie porzygam tęczą.
Gdy zjadlem swoja porcje, podjadlem jeszcze troche od czarnowlosego. Po skonczonym posilku rozwaliłem sie na kanapie a nogi położyłem na udach chlopaka i lekko masowałem swój napełniony brzuch.
-Jeju jeszcze trzeba spakować reszte rzeczy. Charles spakuj mnie.
-A co ja z tego bede mieć?
-Kopa w dupe.
-To nie.
-A musisz cos dostać? Ja cie troche spakowałem.
-Nie prosiłem cie o to.
-No dobrze, skoro tak...- wstalem i usiadlem na jego udach okrakiem, a nasz usta złączyłem w namiętnym pocalunku.- Reszte dokonczymy jak bedziemy w domu.- szepnąłem mu na ucho a palcem przejechałem po jego dolnej wardze. Charles sie zarumienił i oparl glowe o mnie.
CZYTASZ
> • Po zachodzie słońca ☆
RomanceLuke jest 16-letnim modelem, każdy dzień spędza tak samo co powoli zaczyna go męczyć. Jego przeszłość nie należy do przyjemnych, zrzędliwa matka, śmierć taty oraz ojczym, który nie potrafi trzymać łap przy sobie. Toksyczne relacje powoli zabijają mł...