Rozdział 10 Sophia

237 10 0
                                    


Leżałam na łóżku nadal mając zakryte oczy. Cieszę się, że nie musiałam tego widzieć, jego widzieć. Gdy mnie dotykał wyobrażałam sobie Williama i to pomogło mi jakoś to przeżyć. Ale wiem, że to nie był on i teraz moje serce pęka. Nigdy nie uwolnię się od ojca i od takiego życia, w dodatku jutro mam pojechać do mojego przyszłego męża, a William ma być u mojego boku, mogłam poprosić o jego wolność, lecz samolubność wyróżniła się i chciałam by został u mojego boku.

Usłyszałam pukanie do drzwi i głos ojca, że powinnam wracać już do siebie przed jutrem. Zdołałam wydusić z siebie suche „okej", lecz dalej leżałam potrzebowałam jeszcze chwili dla siebie. Nie ściągając nadal opaski szukałam po łóżku zwiniętej kołdry, a gdy ją już znalazłam okryłam się nią cała, pogrążając się w myślach o mojej przyszłości.

Wstałam z bólem w klatce piersiowej, a oddech był zdecydowanie za szybki, zdarłam z siebie czerwoną chustkę i próbowałam wyostrzyć wzrok. W klatce mnie aż piekło, ale nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Musiałam szybko wstać. Próbowałam zsunąć się z łóżka, lecz lampka w rogu pokoju się zaświeciła. Nie mogłam się ruszyć, bo zobaczyłam, jak William siedzi w fotelu. Oboje się nie ruszaliśmy tylko się w siebie wpatrując. Po chwili przypomniałam sobie, że jestem naga, Will widział mnie już tak nie raz, ale teraz poczułam wstyd, szybko rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś ubrania i wtedy on wyciągnął do mnie rękę z czarnym satynowym szlafrokiem. Wzięłam go od niego i założyłam. Usiadłam na łóżku nadal się w niego wpatrując, nie miałam pojęcia od czego zacząć.

-Dostałem twój list. – powiedział ochryple.

Patrząc tak na niego zauważyłam liczne siniaki na twarzy, które zawdzięczamy mojemu ojcu, ale ten ochrypły głos, jakby krzyczał kilka godzin, ale dlaczego przecież nic więcej nie miało mu się stać.

-Nie wiem nawet od czego zacząć...

-Może od początku – znowu ten ochrypły głos i na końcu zaczął kaszleć.

-Dobrze się czujesz? – zapytałam i próbowałam do niego podejść, lecz on wyciągnął w moją stronę rękę zatrzymując mnie.

-Po prostu mów.

Po raz pierwszy był dla mnie oschły, tak jakby był dla mnie zły. Ale co miałam mu powiedzieć, że przespałam się ze swoim byłym oprawcą i udawałam, że mi się to podoba tylko po to, żeby on żył i był dalej przy moim boku?!

-Gdy ojciec mnie zamknął – westchnęłam, gdy tak patrzyłam mu w oczy byłam strasznie zmieszana nie wiedziałam co on ma w głowie – złożył mi propozycję, którą przyjęłam.

-Propozycje, ciekawe, co w niej było? – zapytał i spuścił ze mnie wzrok, patrzył teraz w podłogę a noga zaczęła mu dziwnie podskakiwać.

Powiedzieć prawdę, czy go okłamać... jak się dowie, że to dla niego to będzie zły, a ja nie chcę, żeby był zły...

-Pojedziemy na wakacje wszyscy razem, jeśli obsłużę jednego klienta ojca..., wiesz, że i tak nie mam wyjścia... po prostu się zgodziłam. – skłamałam.

William ścisnął jedną dłoń w pięść, a drugą mocno oparł na podłokietniku od fotela, dalej na mnie nie patrzył, a noga dalej mu podrygiwała... nie rozumiem czemu się tak zachowuje...

-Williamie wszystko w porządku? – spytałam i chciałam znów do niego podejść.

-Nie podchodź. Nie teraz. Nie teraz gdy jestem w takim stanie. – odpowiedział oschle.

Stanęłam jak posąg, nie rozumiałam co się dzieje...

-William nie rozumiem... o co chodzi? – zapytałam.

Urodzona, by umrzeć (I TOM BORN TO DIE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz