Rozdział trzydziesty pierwszy - Sophia

101 4 5
                                    

Dojeżdżaliśmy do domu Thomasa, z nadzieją, że zastaniemy tam żywego Williama i zabierzemy go do domu. Dex nie chciał nas puścić samych, więc jedzie teraz na naszych tylnych siedzeniach podjadając chipsy Lays.

-Chcecie trochę? – zapytał, szeleszcząc paczką pomiędzy nas.

-Nie – warknął Thomas.

Skierowałam na niego wzrok i zorientowałam się, że się denerwuję, stukające palce o kierownicę i podrygująca lewa noga, dobrze, że jego auto to automat i nie potrzebuję tej nogi.

-Spokojnie, proszę, bo mnie stresujesz – poprosiłam.

Spojrzał tylko na mnie i przestał ruszać nogą, lecz jego palce nadal tańczyły na kierownicy, przejechaliśmy przez bramę i zaparkował przed głównym wejściem. Wysiedliśmy z auta kierując się do drzwi, nie zdążyłam zadzwonić dzwonkiem, bo otworzył nam Alex.

-Alex? – spytałam, a nawet bardziej to stwierdziłam.

-O witaj moja przyszła żonko – zadrwił.

Thomas podszedł krok bliżej zaciskając dłonie w pięści, w odpowiednim czasie stanęłam przed nim, a Dex złapał go za kaptur od bluzy, zatrzymując go.

-Gdzie jest William? – przejęłam teraz dowodzenie.

Skierowałam dłoń za plecy, którą złapał Thomas mocno ją ściskając, dając mi przy tym oparcie i otulając mnie bezpieczeństwem.

-Możesz wejść - zasugerował Alex.

-Jasne wejdziemy – odpowiedziałam.

-Ty tylko możesz wejść, a oni tu zostają – odparł.

-Nie – od razu odparł Thomas.

-Właśnie - dodał nasz towarzysz.

-Dobra – warknęłam i chciałam podejść bliżej Alexa, lecz Thomas nie chciał mnie puścić, odwróciłam się więc do niego.

-Nic mi nie będzie, a musimy go uratować.

-Nie mamy pewności, że żyję. – odpowiedział, marszcząc przy tym brwi.

Złapałam go za policzki i kazałam mu spojrzeć sobie w oczy.

-Nic mi nie będzie kochanie, wrócę przecież obiecałam, już tak łatwo mnie nie złamią, nie gdy mam ciebie. – powiedziałam, uśmiechając się przy tym najszerzej od wielu smutnych, ciężkich dni.

-Nie puszczę cię – zacisnął zęby.

-Kocham cię – wyszeptałam i pocałowałam go, wykorzystując, że się rozluźnił szybko odeszłam parę kroków.

-Sophia! – krzyknął, robiąc krok w moją stronę, lecz znowu go zatrzymał Dex, patrząc na mnie tak jakby mnie podziwiał.

W tej chwili poczułam, że Dex jako jedyny zawsze mnie zrozumie, jeśli chodzi o bezpieczeństwo i ochronę mojego mężczyzny, a jego przyjaciela.

-Jakie to słodkie, w końcu znalazłeś jakąś laskę, oczywiście musiałeś wziąć ochłapy po mnie – odparł śmiejąc się Alex.

Uderzyłam go w tył głowy na znak, żeby przywrócił się do porządku.

-Chodźmy – powiedziałam do niego stanowczo.

Alex wszedł do domu przytrzymując dla mnie drzwi, ostatni raz popatrzyłam na Thomasa, a następnie ruszyłam za jego przyrodnim bratem. Ruszyliśmy razem w kierunku gabinetu jego ojca, poczułam dreszcze, lecz nie mogłam się teraz poddać, nie, teraz gdy byliśmy tak blisko. Szłam nie za blisko, lecz też nie za daleko, miałam całe otoczenie na oku tak jak uczył mnie Thomas.

Urodzona, by umrzeć (I TOM BORN TO DIE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz