ROZDZIAŁ 16

23 1 4
                                    

Wiedziałam, że nasze charaktery nie znikną z dnia na dzień. W końcu byliśmy jak ogień i woda – wiecznie ścierające się żywioły, które jednak, w jakiś sposób, dopełniały się nawzajem. Ale teraz, w tej jednej chwili, czułam, że oboje zrozumieliśmy, że to, co nas łączy, jest silniejsze niż to, co nas dzieli.

Uśmiechnął się delikatnie, a ja poczułam, jak ciepło rozlewa się po moim sercu. Wcześniej w jego oczach widziałam gniew, frustrację, teraz był tam tylko spokój, jakbyśmy nagle przestali walczyć przeciwko sobie, a zaczęli walczyć razem.

– Więc co teraz? – zapytał, z nutą niepewności w głosie.

Spojrzałam mu prosto w oczy, próbując znaleźć właściwe słowa. Nie wiedziałam, co dokładnie będzie dalej, ale wiedziałam jedno – to, co mieliśmy, było prawdziwe. I było warte każdego wysiłku.

- Teraz od zawsze razem. Na dobre i złe. - Nie musiałam mówić więcej. Jego ręka delikatnie musnęła moją, a ja poczułam, jak jego dotyk niesie za sobą obietnicę czegoś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy – prawdziwego zrozumienia i wsparcia. To był moment, w którym zrozumiałam, że nasze wyzwania nie będą końcem, lecz początkiem czegoś pięknego.

Jego oczy wpatrzone były we mnie, jakby próbował uchwycić każdą emocję, która przemykała przez moją twarz. W tamtej chwili wiedziałam, że nie muszę ukrywać swoich lęków ani wątpliwości. On był tam, gotowy przyjąć mnie taką, jaką jestem, z moimi słabościami i błędami.

- Nie musimy być doskonali – powiedział cicho, niemal szeptem. – Wystarczy, że będziemy razem.

Czułam, jak jego słowa przenikają w głąb mojego serca, niosąc ze sobą ciepło, które powoli roztapiało każdy lód zalegający na mojej duszy. Świat na zewnątrz mógł się walić, mogliśmy mierzyć się z problemami, których nie przewidzieliśmy, ale wiedziałam, że w jego ramionach zawsze znajdę schronienie.

Uśmiechnęłam się delikatnie, czując przypływ nadziei. Moje dłonie zacisnęły się mocniej wokół jego. Byliśmy gotowi na wszystko.

***
Po kilku tygodniach wróciliśmy na wspólne treningi na lodowisku. Zimno od razu uderzyło mnie w twarz, gdy stanęłam na krawędzi lodu. Lodowisko było puste, poza nami panowała cisza, tylko echo naszych kroków na tafli odbijało się od ścian. Przez chwilę poczułam się tak, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na świecie – tylko my, nasze oddechy unoszące się w chłodnym powietrzu, i lód czekający na nasze ślady.

Założyłam łyżwy, a znajome uczucie lekkości ogarnęło mnie, kiedy po raz pierwszy od tak dawna sunęłam po tafli. Jego postać pojawiła się obok, sunął płynnie, z gracją, którą zawsze podziwiałam, ale nigdy nie potrafiłammu tego przyznać. Obserwował mnie, i był gotowy, by złapać, jeśli tylko stracę równowagę.

- Gotowa? – zapytał, a w jego oczach widziałam iskrę zabawy, ale i troski.

Kiwnęłam głową, choć w środku czułam lekki niepokój. Wiedziałam, że minęło trochę czasu, odkąd ostatnio trenowaliśmy, ale ufałam mu – i sobie. Ruszyliśmy wspólnie, nasze ruchy zsynchronizowane, jakbyśmy nigdy nie robili przerwy. Lód pod nami wydawał się płynąć, a każda sekwencja była coraz bardziej płynna, jakbyśmy tańczyli na zimowej tafli.

Po kilku minutach zatrzymaliśmy się, by złapać oddech. Spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Nie straciłaś formy Henderson – powiedział z dumą. Zaśmiałam się, ocierając pot z czoła. Przez chwilę staliśmy w ciszy, patrząc na siebie. Czułam, jak jego spojrzenie rozgrzewało mnie bardziej niż cokolwiek innego w chłodnym pomieszczeniu.

- Wracamy? – zapytał, wskazując na taflę.

Kiwnęłam głową. Ruszyliśmy ponownie, a tym razem w pełnym skupieniu, ćwicząc kolejne piruety i skoki. Każdy upadek kończył się jego wyciągniętą ręką, każdym sukcesem dzieliliśmy się uśmiechem. Z każdym ruchem przypominałam sobie, dlaczego kocham ten sport – i dlaczego kocham to, co razem budowaliśmy.

Minuty zamieniały się w godziny, a my coraz bardziej zatapialiśmy się w rytm naszych ruchów. Każda sekunda spędzona razem na lodowisku przypominała mi, dlaczego ten sport był dla nas tak ważny. Było coś wyjątkowego w tym, jak nasza współpraca na lodzie odzwierciedlała to, co działo się między nami w życiu – wsparcie, zaufanie, cierpliwość.

- Spróbujemy teraz sekwencji? – zapytał, patrząc na mnie z iskrą wyzwania w oczach.

Przytaknęłam. To była ta część, której zawsze oboje się obawialiśmy. Sekwencja kroków i skoków, które wymagały absolutnego skupienia i harmoni. Ale dzisiaj czułam, że jestem gotowa.

Ruszyliśmy. Jego dłoń pewnie złapała moją, a nasze ciała poruszały się jak jedno. Skoki były płynne, piruety precyzyjne. W każdym obrocie czułam jego obecność, jego siłę, która równoważyła moją delikatność. Podczas podnoszenia uniósł mnie z taką lekkością, że na chwilę zapomniałam o wszystkim – byłam tylko ja, on, i ta niesamowita wolność, jaką daje lot nad taflą lodu.

Nagle poczułam, jak coś się zmienia. Moje stopy straciły kontakt z lodem, a równowaga zachwiała się na ułamek sekundy. Panika zalała mnie, ale zanim zdążyłam zareagować, jego ręce już były przy mnie, stabilizując mnie, zanim zdążyłam upaść.

- Spokojnie Henderson, mam cię – powiedział z uśmiechem, patrząc mi prosto w oczy w których było widać strach. Oddychałam ciężko, ale jego obecność szybko przywróciła mi spokój.

- Wiem – odpowiedziałam cicho, z wdzięcznością, a nasze dłonie znów się spleciony. - Dziękuję.

Zakończyliśmy trening, robiąc jeszcze kilka spokojnych okrążeń po lodzie, tym razem w milczeniu. Była to cisza pełna zrozumienia, bez potrzeby wyrażania czegokolwiek słowami. Nasze ciała mówiły za nas – to była wspólna walka, wspólna podróż, a każde kolejne wyzwanie zamieniało się w nowy krok, który stawialiśmy razem.

Gdy w końcu zsunęliśmy łyżwy, a nasze stopy stanęły na stałym gruncie, poczułam, jak ogarnia mnie spokój. Spojrzałam na niego z uśmiechem.

- Dziękuję, że jesteś. I za to że mnie nie zostawiłeś i martwiłeś się o mnie po wypadku. - wyrzuciłam z siebie nagle. On tylko przyciągnął mnie bliżej, kładąc rękę na moich plecach.

- Zawsze będę. - mruknął. Jego słowa otuliły mnie ciepłem, jakby były obietnicą, której nie trzeba było już powtarzać. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę, niepotrzebując żadnych dodatkowych wyjaśnień. W tym momencie wiedziałam, że nawet jeśli życie rzuci nam kolejne wyzwania, damy radę. Na lodzie i poza nim.

Po chwili ciszy chłopak odezwał się z lekkim uśmiechem na ustach.

– Myślisz, że jesteśmy gotowi na zawody? - Jego pytanie wywołało we mnie mieszankę ekscytacji i niepewności. Zawody były coraz bliżej, a choć trenowaliśmy intensywnie, wiedziałam, że czeka nas jeszcze mnóstwo pracy. Spojrzałam na taflę lodu, teraz pustą i spokojną, zastanawiając się nad tym, ile emocji i wysiłku włożyliśmy w każdy wspólny ruch.

– Myślę, że tak – odpowiedziałam po chwili namysłu. – Ale to nie tylko kwestia techniki, prawda?

Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.

– Prawda. Tu chodzi o to, co mamy, to coś więcej niż treningi. To nasze wspólne doświadczenia, zaufanie, które jest fundamentem tego, co robimy.

Czułam, jak te słowa zapadają we mnie głęboko. To nie była tylko kwestia występów czy rywalizacji – w każdej chwili, kiedy byliśmy na lodzie, nasze uczucia, emocje i wspólna przeszłość mieszały się, tworząc coś wyjątkowego. A gdy tańczyliśmy na tafli, wszystko inne przestawało mieć znaczenie.

Wiedziałam, że nasze występy na zawodach będą czymś więcej niż zwykłym pokazem umiejętności. Będą świadectwem naszej drogi – wspólnych chwil triumfu, ale i upadków, które razem przezwyciężaliśmy.

– Damy radę – powiedziałam pewniej. – Jesteśmy gotowi.

Objął mnie delikatnie, jego ręka znowu znalazła się na moich plecach, a jego bliskość niosła ukojenie. Wiedziałam, że z nim u boku nic nie jest niemożliwe.

– Zawsze byliśmy – odpowiedział z uśmiechem, a w jego oczach dostrzegłam to samo przekonanie, które czułam w sobie.

Byliśmy gotowi stawić czoła przyszłości, bez względu na to, co przyniesie. Razem, na dobre i na złe.
______________________________________
Wrzucam kolejny rozdział! Już niedługo historia tych dwojga dobiegnie końca a my pożegnany się z nimi. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Buziaki i do następnego! 💋

Destroyed swan lakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz