ROZDZIAŁ 14

55 3 0
                                    

Siedziałam w swoim pokoju i płakałam. Miałam na sobie jego bluzę i cały czas patrzyłam na naszą konwersację. Stwierdziłam, że muszę z nim porozmawiać, bo inaczej nie wytrzymam. Podniosłam się więc z łóżka, zmyłam rozmazany tusz i poprawiłam się. Zabrałam telefon i poszłam pod jego pokój. Bałam się zapukać, więc stałam tam dobre pięć minut, aż w końcu delikatnie zapukałam. Nikt się nie odzywał więc równie delikatnie nacisnęłam na klamkę. W pokoju było całkowicie ciemno i śmierdziało papierosami, i chyba czułam alkohol. Przeniosłam wzrok na łóżko, gdzie leżał Louis. Nie patrzył na mnie, był odwrócony do mnie plecami.
- Coś ty tu zrobił do cholery.. - powiedziałam cicho a chłopak przerzucił się na drugi bok aby na mnie spojrzeć.
- Co ty tu kurwa robisz, co? Wyjdź stąd. - warknął a mi autentycznie zrobiło się przykro. Łzy napłynęły mi do oczu gdy na niego patrzyłam. Nie płacz. Nie płacz. Nie płacz
- Przyszłam z tobą porozmawiać. Musisz taki kurwa być? - zapytałam lekko podniesionym głosem
- Jaki?! Jak mam się zachowywać, widząc ciebie z jakimś typem, całującego cię na lodowisku?! - krzyknął podnosząc się do siadu.
- Po pierwsze, to nie jesteśmy kurwa razem, po drugie, nie zależy mi na jim i nie wiem co mu odjebało! - krzyknelam rowniez a chlopak uniósł brwi. Patrzyłam na niego a po moim policzku spłynęła łza.
- Co mam kurwa zrobić, żebyś mi uwierzył, co..? - zapytałam cicho patrząc na szklaną butelkę po piwie. Podeszłam do niej a następnie rzuciłam o podłogę. Ta natychmiast się roztrzaskała na małe kawałki. Podeszłam do szkła i schyliłam się po jeden odłamek. Podwinęłam rękaw aby odsłonić lewe przedramie. Przyłożyłam ostry koniec do skóry i przejechałam nim wycinając litere L.
Chłopak z przerażeniem w oczach, natychmiast do mnie podszedł i zabrał ostrze z ręki, wyrzucając je gdzieś na bok.
- Kurwa Henderson, oszalałaś? - zapytał patrząc na moją bladą twarz. Zrobiło mi się słabo i wiedziałam, że lada moment i się przewrócę. Nagle poczułam na swoim ciele ręce, które mnie złapały. Nagle urwał mi się film, straciłam przytomność.

***
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to oślepiające lampy. Wyglądało na to, że zabrali mnie szpitala. Byłam ubrana w to samo, kiedy poszłam do Louisa. Spojrzałam na swoje przedramie i zauważyłam opatrunek.
Przeniosłam wzrok obok i zauwazylam Louisa, który siedział i trzymał mnie za rękę.
-Jaki dziś dzień? - Zapytałam cichym i zmęczonym głosem.
-Boze narodzenie gwiazdeczko.. - odpowiedział równie cicho chłopak patrząc mi w oczy.
- O.. masz jakieś życzenia?- zadałam kolejne pytanie nadal obserwując chłopaka. Miał taką ciepłą dłoń.
- Tak. Jedno. - odpowiedział bez zastanowienia nie odrywając ode mnie wzroku na sekunde. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- jakie?
- w końcu mam cie przy sobie. Ty byłaś moim życzeniem urodzinowym, gdy zdmuchwiałem swieczki a dziś się spełniło. Najlepsze jakie mogłem sobie wymarzyc. Kocham cie Ashley Henderson. -wyszeptał a ja uśmiechnęłam się. Chłopak nachylił się nade mną i pocałował delikatnie. O niebiosa. Czułam się cudownie.
***
Rodzice przertansportowali mnie do domu, kiedy było pewne, że wszystko ze mną w porządku. Unikalam z nimi rozmów na ten temat. Nie chciałam wychodzić ze swojeho pokoju. Wiedziałam co mnie czeka, gdy zobaczę się ponownie z rodzicami. Prawdopodobnie dadzą mi zakaz na spotykanie się z Louisem, bo pomyślą, że ta wycięta literka na ręce, to jego pomysł. To była moja wina i mój pomysł. Włączyłam telefon i zobaczyłam na wyświetlaczu godzinę 13:00. Odblokowałam go i zobaczyłam mnóstwo wiadomości od moich przyjaciół. Odpisałam im, że wszystko jest już ze mną w porządku i nie muszą się martwić. Zablokowałam urządzenie i podeszłam do lustra. Faktycznie wyglądałam jak śmierć.
Byłam blada i miałam bardzo jasnego koloru usta.
W końcu zdecydowałam się zejść na dół. Założyłam na nogi kapcie i powoli zeszłam po schodach do kuchni.
Siedział tam mój brat, który natychmiast do mnie podeszedł i przytulił. Zachwiałam się ale również go przytuliłam i usiadłam na krześle. Moi rodzice weszli do kuchni i usiedli na przeciwko mnie.
- Jak się czujesz? - zapytał tata patrząc na mnie a ja wzruszyłam ramionami
- Dobrze ale nie mam ochoty rozmawiać o tym co się stało. Prosze, nie dzisiaj. - powiedziałam a rodzice westchnęli. Podeszłam do blatu i zaparzyłam herbatę, moją ulubioną, pomarańczową a następnie zabrałam kubek i wróciłam do siebie. Miałam juz zamykać drzwi ale przyszedł mój brat.
- Co? - zapytałam odkladajac kubek na szafke nocna i przykrywając się kocem.
- Louis mowił, żebyś sprawdziła szuflade w komodzie. - powiedział puszczając mi oczko i wychodząc zamykając za soba drzwi.
Zmarszczyłam brwi i podeszłam do komody, otwierajac pierwsza szufladę. Znajdowało się tam pudełeczko. Wyjęłam je i usiadłam na łóżko. Otworzyłam pudełko, a w nim znajdował się złoty naszyjnik. Miał zawieszkę w kształcie łabędzia, a na drugiej stronie znajdowała się wyryta literka L. Bez zastanowienia go założyłam. W pudełeczku była jeszcze jedna rzecz. Karteczka. " Wesołych świąt, gwiazdeczko." L.C.
Najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Napisałam do Louisa podziękowanie za cudowny prezent. A ja obiecałam sobie, że nigdy go nie zdejmę.
_____________________________________

Hej! Wrzucam wam krótki rozdział co prawda, ale mam nadzieje ze sie spodoba! Nie mialam teraz czasu za bardzo na pisanie czegokolwiek, ale stwierdziłam, że poprostu muszę wam coś dać, bo wiem jak bardzo niektórzy kochają tę powieść. Buziaki i do następnego! <33

Destroyed swan lakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz