Rozdział XV

5 5 7
                                    

Oto drugi rozdział z naszego daily! 


Miłego czytania! 

____________________________________________________________________


POV: Natasha

Zakończenia szkoły były czymś pięknym. Żegnało się nauczycieli, uczniów, klasę. Po prostu ze łzami w oczach kończy się jakiś rozdział w swoim życiu i zaczyna nowy, ten dorosły. Zawsze wyobrażałam sobie zakończenie liceum jako piękną część mojego życia.


Wcale tak nie było.

Wynudziłam się jak nigdy wcześniej. Wiedziałam, że dyrektor to raczej był przybłęda niż poważny człowiek, ale nawet Zack i Jess tak nie zanudzali, jak wczoraj tłumaczyli mi co ulepszą z Alexem w moim nissanie. I o ile nie miałem nic przeciwko ulepszeniom, to pogadankę trwającą ponad godzinę mogli sobie odpuścić. Camilla i kilka innych uczniów z samorządu i tych z najwyższych średnią przemówili do tumu wzruszonych rodziców i uczniów. Całość trwała chyba trzy godziny, co dla mnie było absurdem, patrząc na to, co mogłabym w tym czasie zrobić. Potem mogliśmy iść do domu, żeby przygotowywać się do balu maturalnego. Cóż, nie zamierzałam na niego iść. Umówiliśmy się z Charem, że dzisiaj pójdziemy oglądać dla mnie mieszkania. Znalazłam kilka fajnych i nie drogich przy samej plaży, co wydawało mi się w sam raz.

Stałam pod kancelarią, w której pracował mój brat (znaczy ten przebrany), i przyglądałam media. Czekałam na niego już dwadzieścia minut, a miałam czekać dziesięć. I to on mi mówił, że byłam niepunktualna.

blondi: co z tym obiadem u twojego ojca?

Westchnęłam, nie odpisując.

Teoretycznie to ogólnie był ciężki temat. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Nie poszliśmy w niedzielę na obiad do mojego taty, bo po prostu nie byłam na to gotowa. Nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że miałam brata, że mój ojciec w ogóle żyje, że mieszka tutaj, że możliwe, że moja mama też jednak żyje, że może mam jakąś rodzinę. Tego wszystkiego było za dużo, a ja nie miałam tyle czasu, aby o tym myśleć. Nie no, po prostu nie chciałam o tym myśleć.

Zack właśnie mi o tym wszystkim przypomniał. Zapora runęła i wszystkie te pytania zalały mój umysł. Bałam się, że całe moje życie było jedynie kłamstwem. Nigdy nie miałam prawdziwego brata, a osoby, które mi go zastępowały nie miały ze mną więzów krwi. Powiedziałam Oliversowi, że dla mnie Vincent był martwy. Cóż, on faktycznie był uważany przeze mnie za martwego, bo byłam na jego pogrzebie. Tak samo było z mamą. 

Jullie była dla mnie aniołem zesłanym na ziemię i osobą, której mogłam powierzyć wszystkie moje sekrety. Dopóty, dopóki nie zachorowała, a rok później zmarła. Wtedy moje życie zaczęło się sypać. Jak widać, oboje mogą żyć, skoro nawet Vincent nagle zmartwychwstał. Tak naprawdę nie wiedziałam czy mieszkał tu z synem na stałe, od zawsze, czy byli tu tylko na chwilę. Jednak bliżej mi było do stwierdzenia, że przylecieli tu na wakacje, być może tylko na sam bal. Z całą pewnością tu nie mieszkali. Ale... być może przylecieli tu też dla rodziny? To było głupie, skoro ja nie poznałam żadnej babci, czy cioci, to pewnie nawet nie istnieją. Albo nie chcą nas widzieć, to też możliwe. Tak czy inaczej, to oznaczało tyle, że na pewno nie mieszkają w San Francisco. Być może Anglia, albo jakiś inny równie zimny kraj. Pewnie wrócili do ojczyzny. A kto to ich tam wie.

Nie potrafiłam się tym wszystkim nie martwić. Miałam brata, mój ojciec żył, chcieli się ze mną widzieć. Vincent miał do mnie jakąś sprawę, o której gówno wiedziałam. I chyba tym głównie się stresowałam. A nie, ja już, kurwa, panikowałam. Miałam dość. To wszystko było bez sensu, ani to ładu, ani składu nie miało, więc jak miałam domyślić się o co mu w tym wszystkim chodzi tak naprawdę?

Gained FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz