Rozdział VII

25 8 20
                                    

                    POV: Natasha

Przetarłam oczy i pociągnęłam nosem.

Promienie słońca wpadały przez otwarte okno do środka. Roziskrzały się po całym pokoju, prażąc moją opaloną skórę i rażąc mnie w oczy. Wiedziałam, że była środa, ale wcale nie zachęcało mnie to do wyjścia z łóżka. Chara już dawno nie było w domu, w którym teraz panowała głucha cisza. Po wydarzeniach w sobotę, nawet nie pytał czy chcę iść do szkoły, mimo, że zawsze miał parcie na chodzenie do szkoły, frekwencji i ocen. Więc już trzeci dzień siedziłam w domu.

Lily nie żyła.

W niedzielę się dowiedziałam, nie przeżyła nawet dotarcia do szpitala. Umarła w karetce. Pogrzeb zaplanowano na środę, czyli dzisiaj, ale egzaminów końcowych, które miały odbyć się za tydzień, nie przesunięto. Wsunięto nam kit, że jako przewodnicząca szkoły Lily nie chciałaby, aby coś z jej powodów zostało przesunięte. Nie zgadzałam się z tym za bardzo. Lily lubiła błyszczeć i być w centrum uwagi wszystkich. Nawet ceną ważnych egzaminów.

Nie zamierzałam pojawiać się na pogrzebie. Nie czułam potrzeby, ani chęci. Wiedziałam, że nie jestem tam mile widziana. Camilla dosadnie mi to przekazała, wysyłając mi chyba dziesięć głosówek, w których mówiła jak bardzo mnie nienawidzi i, że to przeze mnie Lily nie żyje.


Wcale nie dziwiłam się jej myślom, ale mogła sobie te wiadomości oszczędzić. Przecież nie namawiałam Lily, żeby wbiegła pod ten samochód. Jeśli nie zabiłaby się na wyścigach, to w inny sposób, a że zrobiła to akurat wtedy... egoistycznie myślę, że wyszło trochę na moją niekorzyść.

Nie potrafiłam czuć czegokolwiek w związku z jej śmiercią. Nawet strałam się o tym nie myśleć, żeby nie obwiniać się, że nic mnie to nie obchodzi. Lily była tylko szkolną koleżanką, nikim więcej.

Wysunęłam rękę w stronę szafki nocnej, żeby chwycić telefon. Przewróciłam się na lewy bok, odpalając komórkę. Niebieskie światło prawie wypaliło mi oczy. Spojrzałam na masę widomości z całych trzech dni od ludzi ze szkoły, ale nie tylko. Były też wiadomości od Ronnie. Alex pisał do mnie na Instagramie. I były też wiadomości od nieznanego numery, który jakimś trafem zapamiętałam.

Ronnie: Hej

Ronnie: jak sie trzymasz?


Ronnie: wypad odwołany jak coś. Nie przejmuj sie


ja: Jest w porządku, daje rade

ja: jak coś to mozemy to przelożyc na jutor

ja: jutro*


Veronica wydawała się taka kochana, a ja nie chciałam odpuszczać sobie wyjścia z nią. Cieszyłam się, że pomimo śmierci najbliższej koleżanki wcale nie straciłam kogoś z kim mogłabym wychodzić. Pewnie gdybym prawie nie rozjechała Alexa i Oliversa nie miałabym żadnych przyjaciół i w sumie poznałabym jakichś dopiero na studiach czyli za jakieś niecałe trzy miesiące.

@AlexLutcher: Siema laska

@AlexLutcher: musimy pogadac

@AlexLutcher: dasz rade dzisiaj na przyklad?

@AlexLutcher: jak nie to spoko

@NBlack: wpadaj

Alex próbował nawet do mnie dzwonić, ale nie odbierałam. Nie miałam obecnie zbytnio ochoty rozmawiać z kimś innym niż mój przyszywany brat. Tak właściwie to pierwszy raz od tych prawie czterech dni wzięłam telefon do ręki, żeby odczytać jakiekolwiek wiadomości.

Gained FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz