Prolog

1K 36 21
                                    

Noc była ciężka, duszna, jakby miasto samo próbowało mnie przygnieść swoim ciężarem. Mgła, przesycona zapachem deszczu i dymu, oplatała mnie z każdej strony, a moje myśli — pełne gniewu i strachu — dusiły mnie jeszcze bardziej. Ojciec postanowił, że moje życie musi nabrać „stabilności". Zaaranżował dla mnie małżeństwo z kimś, kogo nie chciałam znać, kimś potężnym, wpływowym, człowiekiem, którego nazwisko budziło lęk. Nie, to nie jest życie, myślałam. To pułapka.

Wyszłam z klubu, gdzie dudniąca muzyka sprawiała, że czułam się jak zamknięta w klatce. Musiałam się wydostać. Potrzebowałam powietrza — i czegoś, co pozwoli mi uwolnić się od tego, co zaplanował dla mnie ojciec. Skręciłam w mroczny zaułek, szukając chwili samotności, ale nie byłam sama.

Bartek Kubicki. Oparty o ceglaną ścianę, z papierosem w dłoni, wydawał się częścią tej mrocznej, duszącej nocy. Ciemność była jego tłem, a dym, który leniwie unosił się w powietrzu, wydawał się otaczać go jak aura. W tym momencie spojrzał na mnie, a ja poczułam znajome ukłucie złości.

— Fafiś. — Jego głos, niski i chrapliwy, był jak dźwięk, który za każdym razem wbijał mi się w serce. Nienawidziłam tego przezwiska. Nienawidziłam jego głosu. — Co ty tu robisz? Zgubiłaś się, księżniczko?

Oczywiście, musiał to powiedzieć. Musiał przypomnieć mi, że nigdy nie traktował mnie poważnie. Bartek zawsze miał talent do wyprowadzania mnie z równowagi. Tym razem jednak nie mogłam pozwolić sobie na gniew. Potrzebowałam go.

— Bartek — zaczęłam, starając się mówić spokojnie, chociaż moje serce biło jak oszalałe. — Potrzebuję twojej pomocy.

Zaskoczenie błysnęło w jego oczach, ale zaraz na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny, cyniczny uśmiech, który zawsze doprowadzał mnie do szału. Zaciągnął się papierosem, wydychając dym w moją stronę.

— Ty? Potrzebujesz mojej pomocy? — zaśmiał się, a jego głos przesiąknięty był złośliwością. — Co, Fafiś, nie potrafisz sama rozwiązać swoich problemów?

Poczułam, jak gniew narasta we mnie, ale szybko go stłumiłam. To nie był moment na kłótnie. Musiałam to zrobić. Byłam zdesperowana.

— Ojciec... — zawahałam się, czując, jak moje gardło się ściska. Nigdy nie mówiłam o tym na głos. — Ojciec zaaranżował mi małżeństwo. Chce, żebym wyszła za mąż za jakiegoś swojego znajomego. Nie mogę na to pozwolić. Potrzebuję, żebyś udawał mojego chłopaka.

Bartek przestał się uśmiechać. Przyglądał mi się uważnie, jakby oceniając, czy w ogóle warto mnie słuchać. Wiedziałam, że dla niego to wszystko było jednym wielkim żartem. Zawsze uwielbiał patrzeć, jak się wściekam, jak tracę kontrolę. Ale teraz czułam coś innego. Potrzebowałam go, jak nigdy wcześniej.

Zrobił krok w moją stronę, jego twarz była niemal oświetlona bladym światłem latarni. Czułam jego intensywność. Jego zapach – dymu, deszczu, czegoś jeszcze.

— Udawać twojego chłopaka? — zapytał cicho, a jego głos był bardziej napięty niż zwykle. Jakby chciał zrozumieć, co naprawdę mam na myśli. — Po co miałbym to robić? Co ja z tego będę miał, Fafiś?

Był blisko, zbyt blisko. Mój oddech przyspieszył, chociaż starałam się zachować opanowanie. W głowie pulsowała mi tylko jedna myśl: muszę mu powiedzieć wszystko.

— Nie chodzi tylko o ojca — wyszeptałam, czując, że moje słowa drżą w powietrzu. — Moja matka... ona zaginęła, kiedy byłam dzieckiem. Dowiedziałam się, że mogła zostać porwana przez mafię. Muszę ją odnaleźć. A ty... ty znasz ten świat, Bartek. Możesz mi pomóc.

Jego spojrzenie stało się poważniejsze. Papieros zgasł w jego dłoni, a on rzucił go na ziemię, przydeptując go butem. Przez chwilę nie odzywał się, tylko patrzył na mnie z czymś, czego nie potrafiłam odczytać. Czy to była ciekawość? Zaskoczenie?

Bartek podszedł bliżej, tak blisko, że mogłam poczuć ciepło jego ciała, jego oddech. Wokół nas zapanowała cisza, jedynie odległe dźwięki miasta dochodziły do naszych uszu, ale ja słyszałam tylko bicie własnego serca.

— Więc chcesz, żebym wpakował się w twoje rodzinne gierki — jego głos był teraz głębszy, bardziej intymny, a ja poczułam, jak mój puls przyspiesza. — I razem z tobą szukał twojej matki w tym mieście pełnym mafijnych intryg? Wiesz, że to nie są żarty, Fugińska.

Wiedziałam. Każde jego słowo uderzało we mnie jak chłodne ostrze. To nie była gra, a ja byłam gotowa zapłacić każdą cenę, żeby odnaleźć matkę. Żeby zniknąć z życia, które ojciec mi narzucił.

— Wiem — odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy, choć czułam, jak dreszcze przebiegają po moim ciele. — Dlatego potrzebuję kogoś, kto zna ten świat. Kogoś, kto wie, jak się w nim poruszać. I kogoś, kogo mój ojciec nienawidzi. To... to jedyny sposób.

Bartek przyjrzał mi się jeszcze przez chwilę, jego oczy przeszywały mnie na wskroś, jakby chciał wydrzeć ze mnie prawdę, której jeszcze sama nie rozumiałam. A potem zbliżył się jeszcze bardziej, jego usta znalazły się tuż przy moim uchu, a jego ciepły oddech przyprawił mnie o kolejne dreszcze.

— Dobrze, Fugińska. Zagramy w twoją grę — szepnął, a jego głos przeszył mnie od środka. — Ale pamiętaj... kiedy wejdziesz do mojego świata, już nie będzie odwrotu

I let the world burn Fartek Where stories live. Discover now